Główna
2

Ratujmy się póki czas

11/12/2018
1504 Wyświetlenia
2 Komentarze
13 minut czytania
Ratujmy się póki czas

JNiemcy mogą głosić triumf, po trzech czwartych wieku od największej w dziejach Niemiec klęsce zakończonej ruiną kraju, ubytkami terytorialnymi, stratą około 9 milionów Niemców i ostatecznie okupacją z podziałem na cztery strefy, a potem na dwa odrębne kraje, są dzisiaj faktycznym władcą Europy. Hitler chcąc to osiągnąć spowodował te wszystkie nieszczęścia dla Niemiec i wielokrotnie większe dla innych, a obecna władza w Niemczech bez hałasu, startując z pozycji przegranej, pokojowym wysiłkiem zawdzięczając w dużej mierze zdyscyplinowaniu społeczeństwa, odniosła sukces na miarę cesarstwa rzymskiego narodu niemieckiego. Ani Stany Zjednoczone, ani Francja nie wyciągnęły wniosków z doświadczeń I i II wojen światowych i nie tylko że zezwoliły, lecz nawet wybitnie wspomogły odbudowę potęgi Niemiec. I jedni i drudzy mają z tym nielichy […]

0


JNiemcy mogą głosić triumf, po trzech czwartych wieku od największej w dziejach Niemiec klęsce zakończonej ruiną kraju, ubytkami terytorialnymi, stratą około 9 milionów Niemców i ostatecznie okupacją z podziałem na cztery strefy, a potem na dwa odrębne kraje, są dzisiaj faktycznym władcą Europy.

Hitler chcąc to osiągnąć spowodował te wszystkie nieszczęścia dla Niemiec i wielokrotnie większe dla innych, a obecna władza w Niemczech bez hałasu, startując z pozycji przegranej, pokojowym wysiłkiem zawdzięczając w dużej mierze zdyscyplinowaniu społeczeństwa, odniosła sukces na miarę cesarstwa rzymskiego narodu niemieckiego.

Ani Stany Zjednoczone, ani Francja nie wyciągnęły wniosków z doświadczeń I i II wojen światowych i nie tylko że zezwoliły, lecz nawet wybitnie wspomogły odbudowę potęgi Niemiec. I jedni i drudzy mają z tym nielichy kłopot, tylko że władze we Francji zastosowały dobrą minę do złej gry i dały się wprzęgnąć do niemieckiego rydwanu.

W Ameryce trzeba było dopiero Trumpa żeby dostrzec niebezpieczeństwo niemieckiej dyktatury w Europie. Jak na razie jednak jego działania ograniczają się do drobnych zabiegów w postaci bojkotu i tak nierealnych decyzji paryskich w sprawie rzekomej ochrony klimatu. Ponadto zaabsorbowany sprawami dalekiego i bliskiego wschodu wydaje się nie doceniać wagi zagadnień europejskich.

Tymczasem sama Europa przychodzi mu z pomocą.

 Oczywiste fiasko zaciskania pętli unijnej i rosnący stan niezadowolenia stwarzają warunki na powstanie nowej koncepcji ułożenia stosunków europejskich bardziej sprzyjających współpracy ze Stanami Zjednoczonymi.

Trzeba zacząć od sytuacji gospodarczej, skoncentrowanie całej gospodarki europejskiej wokół bezwzględnej dominacji niemieckiej spowodowało narastanie nierówności i zagubienie dynamiki rozwojowej w pozostałych krajach unijnych.

Dwa konkurencyjne ośrodki w Ameryce północnej i na dalekim wschodzie wyprzedziły znacznie Europę reprezentowaną na światowym rynku niemal wyłącznie przez Niemcy. Świadczą o tym relacje dochodów liczonych w PKB i eksportowe:

– daleki wschód / Chiny, Japonia, Korea Pd, Tajwan/ – w sumie PKB 19,0 biliona dolarów i eksport 4, 3 biliona dolarów, a pomijając obroty wewnętrzne tych krajów – w granicach 3,8 biliona dolarów,

-Ameryka płn.- PKB 22,2 biliona dolarów i eksport 2,4 biliona dolarów, z czego na rynki zewnętrzne około 2 bilionów,

– UE jako całość – PKB 17,3 biliona dolarów i eksport 1,9 biliona dolarów.

Uczciwszy wszystkie niedoskonałości przedstawionych zestawień mamy jednak widoczne dość wyraźne różnice na niekorzyść UE.

Potencjał ekonomiczny Europy nakazywałby jej zajęcie pierwszego miejsca w tej konkurencji, ale sztucznie hamowany rozwój gospodarki, a nawet przymusowa likwidacja całych gałęzi przemysłu europejskiego powoduje, że pozostajemy w tyle za rwącymi do przodu gospodarkami światowymi.

Służebna rola jaką przypisano wszystkim krajom unijnym ze szczególnym uwzględnieniem krajów nowoprzyjętych powoduje, że nie wykorzystuje się możliwości rozwojowych istniejących w „peryferiach” Europy.

Dla UE zaistniała szansa przyśpieszenia rozwoju w roku 2004 wykorzystując istniejący potencjał szczególnie w Polsce, Czechosłowacji, Rumunii, a nawet w byłej NRD dla rozwinięcia produkcji kooperacyjnej z wielkim przemysłem „starej UE”, a tym samym znacznego podniesienia wolumenu całości produkcji unijnej.

Zamiast tego rozpoczęto z wielkim zapałem proces niszczenia tego potencjału i redukcji wytwarzania na rzecz lokowania w tych krajach nadwyżek własnej produkcji.

Ludzie o mentalności małych kramarzy kierujący Europą nie zdobyli się na nic innego jak tylko na niszczenie „konkurencji” i okazji do ulokowania tego co im zbywało.  Nad wszystkim zaś zaciążyło niemieckie dążenie do hegemonii za cenę redukowania wszystkiego wokół siebie.

W rezultacie kraje UE stały się krajami satelickimi Niemiec, ale całość tego tworu nie imponuje wielkością, a co najgorsze nie rokuje niczego dobrego na przyszłość.

Komu ten układ nie odpowiada to wzorem Wk Brytanii może go opuścić, tylko że w Europie, jak dotąd, nie ma alternatywy, bo nawet Rosja posiadająca wszelkie warunki dla wszechstronnego rozwoju, została podporządkowana niemieckiemu układowi gospodarczemu jako nadworny dostawca surowców z astrachańskim kawiorem na czele. W nagrodę za to pozwala się jej na bezkarne agresje.

Cały ten porządek był nie do ruszenia dopóki w Niemczech rządziła wielka koalicja z pruską dyscypliną i nadzorującym feldfeblem – panią Merkel.

Osłabienie tej koalicji i ustąpienie „feldfebla” spowoduje rozluźnienie dyscypliny, a nastroje buntownicze będą narastać.

W związku z tym już dziś potrzebne jest wystąpienie z koncepcją nowej Europy i rozpowszechnienie jej zarówno w celu znalezienia pozytywnego wyjścia z kryzysu, jak i uniknięcia sytuacji panowania ruchów niekontrolowanych, co zazwyczaj kończy się ofiarą na rzecz dyktatury.

Pierwszym i najważniejszym krokiem jaki powinien być dokonany przez kraje europejskie to uznanie ich niepodważalnej suwerenności.

W konsekwencji powinny ulec likwidacji instytucje sprzeczne z tą zasadą, to jest parlament europejski i komisja europejska.

Wspólny rynek Europy – otwarty wobec wszystkich krajów położonych w obrębie tego kontynentu musi funkcjonować na warunkach równouprawnienia dla wszystkich członków.

Postanowienia traktatu lizbońskiego mogą być na tyle aktualne na ile uzna to Rada Europejska – najwyższy organ zjednoczonej Europy w postanowieniu solidarnym.

Jednoczenie Europy nie może odbywać się w trybie biurokratycznym, lecz wyłącznie na zasadzie współpracy w dziedzinie gospodarki i kultury.

Znajdujemy się jeżeli nie już to przynajmniej w przededniu przełomu w układzie stosunków europejskich.

Wymaga to odpowiedniej mobilizacji społecznej w celu uniknięcia rozwiązań przypadkowych, albo i dywersyjnych, tak jak to miało miejsce w 1989 roku.

Grunt pod dywersje jest szczególnie perfidnie preparowany w Polsce.

Prowadzona jest ciągle intensywna, oszukańcza kampania w obronie „praworządności”, pozornie w obronie konstytucji równie oszukańczej.

Równocześnie przez te same siły prowadzona jest szczególnie nasilona w ostatnim okresie akcja przeciwko kościołowi rzymsko katolickiemu pod perfidnym tytułem „oczyszczenia” kościoła z elementów przestępczych.

Szczególnie jaskrawym przypadkiem jest oskarżanie ks. Jankowskiego – czołowego kapelana „Solidarności” o pedofilię w osiem lat po jego śmierci.

Jest to o tyle dziwne, że za jego życia w czasie rządów postkomunistów były bardziej sprzyjające warunki na taką akcję, a mimo to jej nie przeprowadzono.

Oświadczanie o kimś, że jest przestępcą nie posiadając potwierdzenia w postaci wyroku sądowego jest niczym innym jak przestępstwem pomówienia, szczególnie odrażającym w stosunku do osób, które nie mogą się bronić.

Jeżeli ktoś ma w tej sprawie niezbite dowody to powstaje pytanie dlaczego przez tyle lat je ukrywał popełniając w ten sposób kolejne przestępstwo.

Atakom wrogów Polski nie ma co się dziwić, można tylko stwierdzić na podstawie ich poziomu jakiego pokroju elementy je emitują, natomiast bolesne jest odczucie reakcji atakowanych zarówno przedstawicieli rządu jak i episkopatu.

Odpowiedź w rodzaju, że „my przestrzegamy konstytucji” jest defensywna i nie obrazuje rzeczywistego stanu walki, która toczy się między innymi właśnie o zmianę tego haniebnego aktu, który bezprawnie nosi nazwę konstytucji.

Mści się brak otwartej przyłbicy już w trakcie wyborów, co przyniosło w efekcie takie zapewne wymuszone, fatalne oświadczenie byłej pani premier, że „konstytucja jest rzeczą świętą”.

Odpowiedź godna celów podjętej walki to oświadczenie, że: „przestrzegamy obowiązującego prawa, mimo że jest ono złe i dlatego dążymy do jego zmiany środkami legalnymi”.

Jeszcze gorzej wygląda to w wydaniu episkopatu, zamiast stanowczego żądania egzekucji prawa i stwierdzenia stanu faktycznego w postaci nasilonego ataku na kościół broniący chrześcijańskich zasad życia, mamy różne, często sprzeczne ze sobą wypowiedzi poszczególnych członków polskiego episkopatu.

Obok wypowiedzi w tym duchu arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, mamy wypowiedź kardynała Kazimierza Nycza na okoliczność „wprowadzania królestwa bożego na ziemi” przez osobę osobiście czerpiącą korzyści z procedury rugowania ludzi z mieszkań, lub oświadczenie arcybiskupa Grzegorza Rysia o ludobójcach wychowanych w chrześcijańskich szkołach, względnie usiłującego dokonać religijnego zbliżenia chrześcijan z judaizmem, co zresztą skończyło się nieporozumieniem graniczącym ze skandalem.

Można i należy rozmawiać z judaistami i wyznawcami innych religii na temat współżycia w różnych obszarach, lecz w poszukiwaniu wspólnoty religijnej trzeba się trzymać ewangelicznego przekazu:  „idźcie i nauczajcie wszystkie narody chrzcząc je w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”  i to ja laik mam o tym przypominać następcy apostoła? /A nawet wyższego rangą, gdyż arcyapostołów nie było/.

Mamy i tak już wielki kłopot w Watykanie gdzie kościół Chrystusowy chce się koniecznie zamienić w jeszcze jedną konkurencyjną partię obiecującą raj na ziemi.

Szukanie kompromisu za wszelką cenę i głoszenie gotowości do ustępstw prowadzi prostą drogą do klęski.

W obliczu totalnego zagrożenia potrzebna jest mobilizacja wszystkich sił w obronie naszych chrześcijańskich i narodowych, niezbywalnych wartości.

I nie chodzi tu o tworzenie jeszcze jednej partii politycznej, ale o zbudowanie wielkiego, narodowego ruchu społecznego wyrażającego się w różnych formach, ale zmierzającego do tego samego celu – obrony chrześcijańskiej kultury.

Jeżeli stworzymy coś na kształt wielkiej solidarności narodowej to za nami pójdą i inni, a ostatnie wypadki nie tylko we Francji wskazują, że nie jesteśmy osamotnieni.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

2 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758