Socjaliści i podobni im degeneraci twierdzą, że gospodarka jest po to, by „tworzyć miejsca pracy”.
Socjaliści i podobni im degeneraci twierdzą, że gospodarka jest po to, by „tworzyć miejsca pracy”. Tymczasem ludzie normalni uważają, że stocznia nie jest po to, by stoczniowcy mieli pracę, lecz byśmy mieli statki, a fabryka butów jest po to, byśmy mieli buty – a nie po to, by pracę mieli szewcy. Ludzie normalni uważają, że gospodarka z definicji prowadzona jest dla zysku – bo maksymalny zysk oznacza, że możliwie najmniejszym kosztem daliśmy ludziom to, za co gotowi są najwięcej zapłacić (czyli: to, co najbardziej potrzebują). „Rynek” to po prostu rządy Szarego Człowieka, zwykłego konsumenta.
Komuchy tego nie uznają: uważają, że to jakiś Mądry Facet powinien decydować, co ludzie mają jeść, pic i wkładać na grzbiet. Oczywiście wiedziałem, że „sanacja” to odmiana komunizmu – ale jednak z pewnym zdumieniem przeczytałem w „Przeglądzie”, że przedwojenny socjalista, śp.prof. Zbigniew Landau, „obliczył, że aby rozwiązać problem bezrobocia w miastach i przeludnienia wsi w przedwojennej Polsce, należało zbudować 44 Centralne Okręgi Przemysłowe”!!!
Socjaliści i inni kretyni nawet przez moment nie zastanowią się nad tym, że w XIX wieku Stany Zjednoczone nie budowały ani jednego COPu – i nie tylko nie miały bezrobocia, lecz przyjęły miliony imigrantów. I nie „tworzyły dla nich miejsc pracy”.
Otóż by „stworzyć miejsce pracy” trzeba pieniędzy. Trzeba więc podwyższyć podatki. A to oznacza, że gdzieś nikną dwa miejsca pracy. Bo dwie firmy zwolniły po jednym, pracowniku.
Tylko telewizja pokaże dymiący komin fabryki i 300 stworzonych w niej miejsc pracy – ale nie pokaże 600 firm, które zwolniły po jednym pracowniku…
…bo niby jak to pokazać?