Dostałem to w mailu. Myślę że warto przeczytać ZE ZROZUMIENIEM
http://www.stefczyk.info/blogi/wartosc-mediow/rachunek-sumienia-2011
ONI wiele mogą. Mają niemal nieograniczone możliwości podsłuchiwania rozmów telefonicznych i zwykłych, oznaczania miejsca pobytu i przemieszczania się osób. Mają ogłuszające wyposażenie wozów policyjnych (podobno nie wolno ich używać – to po co one?). Mogą używać rozpylanych środków psychotropowych i infradźwięków. Mają wyszukane możliwości przesłuchiwania. Mają posłuszne i diabolicznie twórcze media, zarówno prywatne, jak i publiczne, i nieograniczone możliwości propagandy. I diabli wiedzą, co jeszcze. No i oczywiście mają tradycyjne standardowe sposoby ograniczania protestów obywateli. A jednak nie wszędzie je stosują, choć teoretycznie mogliby. Po pierwsze dlatego, że przecież dopominamy się jak na razie wyłącznie o swoje, legalne, zapłacone, wyczekane i zapisane w prawach i przepisach. Na pewno liczą się też z konsekwencjami. Wewnątrz Polski – z kosztami i możliwością zapanowania nad wydarzeniami. Zewnątrz – choćby z opinią w Unii, która może drogo kosztować dalsze kariery różnych wybitnych osób, gdyby zapomniały o europejskich standardach. ONI nie są monolityczni. Oni nie wszyscy chcą brać na siebie całą odpowiedzialność za różne śledztwa i zaniedbania. Prawda jest przykra i np. do mnie powoli dopiero dociera. Pomógł w tym rewelacyjny tekst szczurabiurowego w salonie24, sygnalizowałam już go. Sami siebie pilnujemy, sami się ograniczamy. Radykalizujemy się, ale w gębie. Ostrzymy tomahawki, ale tworząc osobne państwo, osobne media. Tylko osobnej służby zdrowia, osobnej edukacji i osobnych autostrad nie zbudujemy, bo nie da się wyznaczyć osobnych podatków. Nie da się wynieść do Księstwa Warszawskiego, bo i Napoleona nie widać. Tak można było pod zaborami, dziś większość z aktywnych obywateli demokratycznie wybrała nam to co wybrała. A propos wyborów – w ilu punktach wyborczych nie było mężów zaufania? Z ilu punktów zebraliśmy wyniki, by je zliczyć i podać prawdziwe? Czy sfotografowaliśmy wywieszone kartki z wynikami – a Ty Czytelniku, w swoim punkcie? Wszystko będziemy zwalali na opozycję, że ona powinna? Nic sami z siebie?Nie namawiam nikogo do mordobicia bez bardzo poważnych powodów, w ogóle należy możliwie działać w ramach prawa, ale działać właśnie, a nie stać jak stado baranów u wrót rzeźni. To wprost zadziwiające, dlaczego grupa wysportowanych młodych ludzi na Krakowskim nie nabiła tych, co profanowali Krzyż. Szczerze mówiąc, powód do dania im w ryja był całkowicie wystarczający. Było na miejscu dostatecznie wielu młodych ludzi, harcerzy itp. Czym to im w końcu groziło – dostaniem samemu od krzykaczy? A może by to tamtych wystraszyło? Przecież my wręcz prosiliśmy się o to, żeby na nas pluć, tak bardzo nas przejmowało to, co ich śmieszyło. Czy ktokolwiek z nas po prostu zawiadomił (a powinien zawiadamiać niestrudzenie) wyższe instancje policji, a potem prokuraturę i sądy, gdy straż miejska i policja odmawiały interwencji pod Pałacem i ewidentnie ochraniały rozrabiaków? To mógł zrobić praktycznie każdy z nas. Przyznaję – też mi to wtedy nie przyszło do głowy. Co z tego, że nie reagowaliby, że może mieli rozkazy. A może ktoś by w końcu zareagował? Nie spróbowaliśmy nawet tego! No tak, ktoś kopnął p. Klusika tak, że zmarł po miesiącu. Ale przecież nie każdego z nas ktoś by kopnął! Uczmy się od Władimira Bukowskiego, który w więzieniu zorganizował lawinę skarg w pismach do administracji więzienia. Ta, zalana papierami, w końcu załatwiła sporo postulatów, żeby nie tłumaczyć się przed szefostwem. Działał w ramach prawa, gdy inni więźniowie widzieli oczyma duszy zsyłkę do łagru, bicie, morderstwa i bali się napisania zwykłej skargi. I to nie było niedawno w Europie Zachodniej, to były lata 60. w ZSRR! Niemcy wschodni w 1990 roku wymogli na władzach otwarcie archiwów Stasi, otoczyli budynki i dzień i noc pilnowali, żeby nikt nie zniszczył akt. Nie spali, nie jedli, nie obawiali się, że ich rozpędzą. Sporo rzeczy się nam udało, o czym też nie zawsze chce nam się pamiętać. Na wiele ONI się nie zdecydowali, bo wiedzieli, że ich zamiary są bezprawne albo napotkali prawdziwy opór. Ostatnio nie ograniczono wbrew zapowiedziom internetu. Nie zamknięto koncernu „Gazety Polskiej”. Nie zdelegalizowano PiS. Nie sprywatyzowano lasów państwowych. W 1989 roku pospolite ruszenie na rzecz kandydatów „Solidarności” do sejmu sprawiło, że dostali oni maksimum głosów, do senatu 98 proc., i że padła partyjna lista krajowa (inna rzecz, jak się to skończyło i czym się okazała cała operacja). Kiedy w 50. rocznicę Powstania Warszawskiego niektóre cyngle napisały, że wybuchło ono po to, by Armia Krajowa mogła dobijać Żydów, ruszyły się tysiące protestów, nawet sympatyków Unii Demokratycznej. I cyngle oddały głos ludziom, myślącym inaczej. Wtedy nie udało się jeszcze obarczyć Polaków współwiną za Holocaust. Niedawno masowy protest rodziców, zorganizowany przez parę młodych blogerów, pp. Elbanowskich sprawił, że MEN wycofał się z reformy nauczania sześciolatków i odstąpił od wysłania ich do szkół. Kilkudziesięciotysięczny tłum na 11 listopada, mimo że organizatorem był m.in. ONR, która to nazwa nie każdemu miło brzmi – został szczęśliwie sfilmowany przez dziesiątki a może setki prywatnych kamer. Nie pozwoliliśmy się oszukać ani sprowokować. Dało to rządzącym do myślenia na tyle, że 13 grudnia nawet nie próbowali sprowokować zamieszek. Nie byłoby im na rękę, gdyby padł ktoś trupem, gdyby sprawy wymknęły się im spod kontroli, a wymknąć się musiałyby. Aż zabawne – to w końcu protesty w sprawie rozkładu jazdy doprowadziły parę tygodni temu do tego, że z dnia na dzień jazda pociągiem do Gdańska skróciła się z ponad 8 do 6,5 godz., zaledwie 2 godziny dłużej niż 14 lat temu! Minister Sławku Nowaku chciał się zasłużyć. No i dobrze, o to chodzi, pojadę do Gdańska pociągiem, a nie samochodem. Nie dalej jak dziś protest pacjentów i organizacji lekarzy sprawił, że resort zdrowia wycofał się z drastycznego oszczędzania na pacjentach. A w ilu wsiach zbudowano w końcu drogę, chodnik, w ilu nie zlikwidowano szkoły – mieszkańcy nacisnęli na wójta. Jak widać, niezależnie od tego, czy jest to poziom państwa, grupy interesów, małego miasteczka czy gminy – można coś uzyskać, jeżeli się o to walczy, bo władze same nie dadzą. Te władze nie dadzą, choć się nam należy, bo za nasze. Kiedy dziś ogląda się filmy, na szczęście nakręcone podczas wydarzeń ulicznych ostatniego półtora roku, widać wyraźnie, jak zasada non violence zamieniła się nam w jakiś paniczny lęk przed tym, co się może zdarzyć. Widzę to sama po sobie. Żeby tylko nie coś. Może niech kto inny. Żeby tylko „zachować substancję”. Tłumy idą powoli, godnie, szlachetnie przegrać. Tak jakby niewielka bijatyka pod Pałacem musiała się skończyć strzelaniem nam w tył głowy albo aresztowaniem i odwiezieniem do więzienia w Płocku (tam ta słynna cela). Nawet „nasi” zaniżają permanentnie liczebność manifestacji. „Żeby nam aby czegoś nie zarzucili”. Zarzucą, to pewne. Widzimy oczyma duszy DALSZY CIĄG i on nas przeraża. Naprawdę, sama miałam to setki razy. Wspomaga nasz lęk nieustanna kanonada propagandy. Jak oni zręcznie grają na naszych lękach. Nie bez przyczyny to robią. „Katyń” Wajdy kończy 12-minutowa scena strzałów w tył głowy; i młode pokolenie, pierwsze, które nam wyrosło bez lęku przed Rosją, zaczęło się jej bać. Ten znany nam od 200 lat dalszy ciąg jest zbyt straszny, Matka Polka, i tak dalej, nawet na to, żeby ktokolwiek podjął NAJNORMALNIEJSZE, zgodne z prawem, oczywiste w świecie współczesnym przeciwdziałanie. Żeby wymógł NAJNORMALNIEJ należące się nam sprawy, np. pomnik ofiar spod Smoleńska, szacunek dla symboli wiary, zgodne z konstytucją prawo do manifestacji patriotycznych. To prawda, od czasu do czasu dostajemy ostro po łapach – morderstwo Rosiaka, kilka co najmniej dziwnych śmierci w śledztwie smoleńskim. Jak napisał szczurbiurowy – przecież to poważni ludzie, wiedzą, o co grają. I co, jak będziemy działać cichutko i spokojnie, to nas oszczędzą? Nie oszczędzą.
To pięknie brzmi: oddać życie za wolność i teoretycznie każdy się na to zgodzi. Ale czasem wystarczyłoby oddać trochę czasu, uwagi i odwagi, przeprowadzić protest, zawiadomić sąd, postać pod punktem wyborczym, coś policzyć, nie zgodzić się na szwindel, komuś towarzyszyć w sądzie – to takie trudne, wszystko w ramach oczywistych praw? A potem uprzeć się i dalej o swoje. O nasze.
Kto się broni, kto walczy (nie mówię, że akurat ja), ten może przegra, ale otwiera sobie szanse. Kto się kurczy i ostrząc tomahawk krzyczy: popatrzcie, jestem grzeczny! – przegra na pewno
Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.