Rządzący Polską politycy Platformy nie mają pojęcia o skutkach propozycji na jaką chcą się zgodzić
1. Rządząca Polską Platforma, a dokładnie jej najważniejsi przedstawiciele Komorowski , Tusk ,Sikorski w ostatnich dniach wręcz prześcigają w wypowiedziach o konieczności pogłębienia integracji europejskiej jako panaceum na kryzys w Unii Europejskiej. Jedyną alternatywą braku pogłębienia integracji jest ponoć rozpad strefy euro, a w konsekwencji także UE, który nastąpi szybko jeżeli na szczycie 8-9 grudnia w Brukseli nie nastąpi porozumienie najważniejszych unijnych graczy. Polska także chce być wśród nich więc po paru miesiącach nic nie robienia w ramach Prezydencji UE, rzutem na taśmę zgłaszamy propozycję, aby to Niemcy już bez żadnych ograniczeń dominowali w Unii, godzimy na federalizację, chcemy identycznych rozwiązań emerytalnych jak w Niemczech i wołamy o przyjęcie jak najszybciej wspólnej polityki fiskalnej. To wszystko miałoby być zrealizowane przy pomocy nowego traktatu z udziałem głównych instytucji europejskich ale jeżeli miałoby trwać za długo, to niech to będą nawet porozumienia międzyrządowe, byleby tylko przyjęte zostały szybko. Atmosferę podgrzewają usłużni ekonomiści i wszelkiej maści komentatorzy, którzy w zaprzyjaźnionych mediach wieszczą katastrofę gospodarczą w Europie po rozpadzie strefy euro jakby gospodarki europejskie nie funkcjonowały przed 1 stycznia 1999 roku (wtedy wprowadzono bezgotówkowe rozliczenia w tej walucie).
2. Szczególnie rzucające się w oczy jest domaganie się przez obecnych przywódców naszego kraju, natychmiastowego wprowadzenia wspólnej polityki fiskalnej w strefie euro, a tak naprawdę w całej UE. Już prosta konsekwencja tego faktu w postaci ujednolicenia podatków w szczególności podatku dochodowego od osób prawnych, godząca w podstawę naszej konkurencyjności, powinna nie jednego zwolennika tego rozwiązania, zastanawiać ale jak widać i słychać, nie zastanawia. Nie oburza krajowych demokratów także to, że przyjęcie wspólnej polityki fiskalnej to debatowanie nad naszym budżetem najpierw w Brukseli a docelowo w Berlinie, a dopiero później w w polskim Parlamencie i to raczej nad kwestiami drugorzędnymi.
3. Najgorsze jest jednak to, że decydenci zdają się nie rozumieć jakie skutki będzie oznaczało przyjęcie wspólnej polityki fiskalnej dla naszego przyszłego rozwoju. Rachunkowość budżetowa i ta unijna i ta nasza zawiera rozwiązanie, które jest szczególnie niekorzystne dla krajów na dorobku takich jak Polska z zapóźnioną infrastrukturą techniczną, ochrony środowiska ,telekomunikacji, informatyczną, wreszcie edukacyjną i naukową. Otóż w budżecie wydatki tak zwane bieżące jak i te rozwojowe kwalifikuje się jednakowo, jako wydatki powodujące deficyt, gdy brakuje dochodów budżetowych na ich pokrycie Inaczej jest w przedsiębiorstwach jeżeli pojawia się dobry pomysł inwestycyjny, są pracownicy i jest zidentyfikowany popyt na przyszłe dobra i usługi, które będą dzięki tej inwestycji wytwarzane, przedsiębiorstwo bierze kredyt i nikt go nie rozlicza z wielkości kredytu tylko z przyszłych wyników finansowych pochodzących z tej inwestycji. Przy naszym poziomie rozwoju gospodarczego aby w budżecie pojawiły się wydatki o charakterze rozwojowym nie powodujące deficytu, musimy albo prawie nie mieć wydatków na cele społeczne albo też podwyższać podatki. Głębokie cięcia wydatków socjalnych przy takim poziomie biedy w Polsce, nie są możliwe. Podwyżki podatków i składek będą będą zarzynały naszą gospodarkę. Pozostaje tylko pożyczanie na cele rozwojowe albo zapaść infrastrukturalna w każdej dziedzinie życia. Wspólna polityka fiskalna to uniemożliwi. Nawet takie obecne łamańce jak stworzenie Krajowe Funduszu Drogowego, który pożycza na budowę dróg emitując obligacje nie będzie możliwe. KFD nie zaliczamy do sektora finansów publicznych więc wynoszącego już 30 mld zł jego długu, nie zaliczamy ani do deficytu sektora finansów publicznych, ani długu publicznego. Quo vadis Polsko?