W Polsce Ludowej aparat władzy należał do PZPR, chociaż partia ta, wbrew nazwie, nie była ani polska, ani zjednoczona, a już na pewno nie robotnicza. Nie była polska, bo nie reprezentowała interesu narodowego, a ponadnarodowy (socjalistyczno-radziecki). Zjednoczona nie była, bo ścierały się w niej frakcje, czego owocem były wydarzenia lat 1956, 1968-70, 1980-81, powodujące ofiary w ludziach bezpartyjnych. O robotnikach w PZPR szkoda gadać. Byli tam karierowicze i lizusy, oportuniści i zwykli szubrawcy. Jak trzeba było, partia waliła w bęben patriotyczny albo kosmopolityczny, walczyła lub wspierała kościół, zapalała światło czerwone lub zielone.

Dziś PO coraz bardziej upodabniające się do swego pierwowzoru zrzesza żądnych kariery semitów i antysemitów, pobożnisiów i ateuszy, ojców rodzin i feministki oraz całą zgraję amatorów życia lekkiego, łatwego i przyjemnego, zwłaszcza na koszt podatnika. Bycie w PO otwiera drogę do kariery, a walka z partią może przysporzyć siwych włosów. Nawet koalicja z PSL-em przypomina dawny mariaż z ZSL-em. Głównym oficjalnym celem PZPR-u była troska o klasę robotniczą, przez co nasi robotnicy żyli w dziadostwie. PO stawia sobie za cel modernizację Polski. Nie wychodzi jej to, bo nawet dróg jest jak na lekarstwo. Chodzi chyba o podniesienie luksusowego życia jej działaczy, co udaje się jak lalka. Partia określa się jako proeuropejska, lecz za jej rządów piastujemy ostatnie miejsca w przeróżnych rankingach. Biurokracja rośnie, podatki też, a poziom i długość życia spadają. Tak sobie myślę, że gdyby PiS się rozwiązał, to PO nie miałaby nic do roboty i rozpadłaby się, bo jej jedynym widocznym celem jest dokuczanie opozycji. W ramach tej walki wkrótce znikną z TVP takie osoby, jak Pospieszalski czy Ziemkiewicz. Jedynym więc powodem posiadania telewizorów pozostanie prognoza pogody lub dla desperatów losowanie totolotka. PZPR głosiła hasło: "Żeby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej". PO robi, co może, żeby Polskę upokarzał, kto chce, a ludzie stracili nadzieję. Śledztwo "smoleńskie" pokazało, że można nas utytłać w błocie i trocinach i nikt nic nie powie. Strona rosyjska udowadnia, że winni są polscy piloci pod kierunkiem polskiego generała. Śmieje się z tego cały świat, a jedyne, co Tusk zrobił, to przerwał urlop. Widać, że nawet stosunków polsko-radzieckich, tfu rosyjskich, ta klika nie jest w stanie odmienić.

Dziwnym trafem wydarzenia na dworcach kolejowych zaczęły przypominać obrazki sprzed 89. roku, no ale za to poleciał wiceminister. Modernizacja infrastruktury a la PO spowodowała, że podróżni zaczęli wsiadać do wagonów przez okna, a dworce zamieniły się w noclegownie. Jeszcze trochę, a ustawią się kolejki przed mięsnymi. Walka z dopalaczami też przypominała walkę ze spekulantami za komuny. Komorowski zresztą jest tak samo nudny, jak dawni sekretarze i chrzani takie kucypały, jak np. 1000 lat stosunków polsko-rosyjskich, że uszy bolą słuchać. Zresztą pierwsza dama ma takie pochodzenie, że klękajcie narody. Nic dziwnego, że Bronek zaprosił na naradę Jaruzelskiego. Bezmiar głupoty, nieporadności i kłamstw tej ekipy maskuje jedynie iście PRL-owska propaganda. Nawet dawny lider partii Palikot, jak zerwał się z łańcucha, stał się jawnym lewakiem. Podobieństw nie koniec. Zerkanie na pieniądze emerytów to stary numer. Jaruzelski bowiem za swych rządów jako pierwszy sięgnął do kasy ZUS-u, gdy jego reformy poniosły klapę.

Tak więc żyjemy w PRL-bis, rządzonym przez PZPR-bis. Mam tylko nadzieję, że tym razem nie będzie okrągłego stołu-bis, bo zasłużymy sobie na miano, jakim określał nas Piłsudski, czyli narodu idiotów.

Marian Kowalski