Rozwój sytuacji skłania mnie do częściowej rewizji poglądów – pisze Piotr Skwieciński w „Rzeczpospolitej”. Muszę stwierdzić – nadal nie przechodząc do obozu zwolenników teorii zamachowej – uważam ją już za równie prawdopodobną, co wersja oficjalna.
I z pewnością popełniłem błąd, negując ją niegdyś w bardzo zdecydowanej formie – dodaje Skwieciński.
Powodem dla którego zmienił zdanie była ostatnia konferencja, zorganizowana przez naukowców, współpracujących z zespołem Macierewicza.
"Przedstawiono na niej najbardziej kompleksowy, jak dotąd, obraz smoleńskiej katastrofy jako zamachu. Uczeni, których kompetencji nie można zakwestionować, przedstawili szereg poszlak, ich zdaniem wskazujących na to, iż polski samolot został celowo zniszczony.
Do innych wniosków doszła kilkanaście miesięcy temu komisja Millera. Składała się ona również ze specjalistów, których kompetencji nie sposób zakwestionować. Ale potem skompromitowała się widowiskowo, kiedy okazało się, że wbrew jej twierdzeniom w kokpicie tupolewa nie było generała Błasika. Co więcej – jej członkowie bardzo konsekwentnie odmawiają komentowania kolejnych twierdzeń naukowców, uważających że samolot był celem zamachu. Również konferencja, odbyta na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego nie doczekała się reakcji ze strony członków komisji Millera.
To, że nie ustosunkowywują się oni do ustaleń prof.prof.Biniendy, Nowaczyka i innych, stawia w sprawie kolejne znaki zapytania. Otwiera pole do domniemywania, że milczą po prostu dlatego, że nie potrafią przekonująco zakwestionować tez profesorów. I każe w narastający sposób wątpić w oficjalną wersję wydarzeń" – napisał Skwieciński.
Cały tekst: http://www.rp.pl/artykul/945595.html