Sprawa Ukrainy każe powrócić do podstawowego pytania, a mianowicie, jaka będzie przyszłość Europy?
Nie da się ukryć ani uciec, jesteśmy w Europie razem z całym towarzystwem zjednoczonym i nie zjednoczonym. Stan faktyczny współczesnej Europy wskazuje wyraźnie, że któraś z rzędu próba stworzenia zjednoczonej Europy nie wypaliła podobnie jak i jej poprzedniczki z wyjątkiem może Europy rzymskiej, ograniczonej zresztą do jej południowych i zachodnich regionów.
Powód jest oczywisty, budowę „zjednoczonej” Europy zaczęto od końca, czyli od stworzenia aparatu biurokracji, którego zadaniem jest administrowanie, a raczej „musztrowanie” krajów nie tyle członkowskich ile podległych.
Najwyraźniej wzorce czerpano z sowieckiego imperium, w którym formalna struktura administracyjna jest tylko sztafażem, a istotny podział polega na wyróżnieniu „równiejszych”, którym podlega pozostała masa posłusznych wykonawców.
Taki układ nie ma szans przetrwania głównie z racji braku jakiegokolwiek ideowego celu poza zabiegami o lepsze miejsce przy korycie.
Jego rozpad jest przesądzony i już się odbywa za zgodą samych sprawców, którzy najwyraźniej już nie są w stanie prowadzić nadal tej sztucznej gry.
Kryzysy gospodarcze, a ostatnio awantury ukraińskie obnażyły dostatecznie całą nędzę struktury zwanej „Unią Europejską”.
Jej upadek jest nieuchronny, problem polega na tym, co ma być dalej?
Czy mamy powrócić do Europy podzielonej na kilkadziesiąt krajów, a głównie małych kraików praktycznie niezdolnych do samodzielnego bytowania, czy też tworzyć na gruzach UE nowy układ europejski?
Mając na względzie małe doświadczenie w dziedzinie współpracy międzynarodowej wielu krajów europejskich, a także ciągle jeszcze pokutujące wybujałe ambicje i chęć dominacji może byłoby bezpieczniej zacząć od ogólnego rozproszenia i pozwolenia na naturalny proces dojrzewania do tworzenia wspólnoty.
Problem jednak polega na tym, że Europa, jako całość nie ma czasu do dyspozycji.
W tej chwili stanowi łakomy kąsek dla wielu amatorów uczynienia z niej terenu swojej ekspansji.
Najbliżej tej roli były Stany Zjednoczone i Sowiety, ale jedne padły, a drugie z konfuzją wycofały się, w kolejce jednak czyhają zarówno wojujący islam jak i dynamiczne Chiny rozszerzające w szybkim tempie swoje imperium, a i inni też radzi by byli wziąć udział w podziale Europy.
Są wprawdzie zwolennicy poglądu, że przed wszystkimi tymi amatorami europejskiego placka najbliżej sukcesu są organizacje światowej finansjery tylko, że ich wpływy muszą nabrać konkretnego charakteru struktury politycznej, co najłatwiej jest osiągnąć mając w dyspozycji rządy największych światowych mocarstw.
Takim narzędziem miały być z jednej strony Sowiety, ale okazały się niewydolne i dlatego trzeba je było zlikwidować, a z drugiej strony Stany Zjednoczone, które też zawodzą i tracą jedną pozycję za drugą.
Mamy, zatem najwyraźniej do czynienia z okresem przełomowym, w którym cały układ światowy trzeba tworzyć od nowa.
Dla Europy jest to oczywiście czas trudny, ale równocześnie okazja do tworzenia nowego układu, w którym jej centrum polityczne nie będzie znajdowało gdzieś między Moskwą i Waszyngtonem, lub jak to się szykuje obecnie między Moskwą i Berlinem, ale znajdzie się w samym sercu Europy i będzie reprezentować nie interesy hegemonów, lecz wszystkich europejskich narodów.
Mając na uwadze wspomniany czynnik czasu i stopień przygotowania europejskich krajów do współdziałania należałoby zacząć od podstaw gospodarczych egzystencji europejskich narodów.
We współczesnym świecie globalizmu małe organizmy gospodarcze nie mają szans na autonomiczne funkcjonowanie, jeżeli nie chcą wpaść w pułapkę zależności od możnych muszą tworzyć własne wspólnoty.
Takim klasycznym i pozytywnym przykładem była europejska wspólnota węgla i stali, która niestety za sprawą szukających hegemonii została zastąpiona najpierw EWG a potem UE, która okazała się grobem dla wspólnoty.
Należałoby, zatem wykorzystując pozytywne doświadczenia powrócić do punktu wyjścia, ale już na skalę, która stwarza możliwości sukcesu w ramach światowej gospodarki, czyli możliwie w jak najszerszym udziale krajów europejskich.
Warunkiem powodzenia jest zapewnienie praw równości dla wszystkich członków wspólnoty i ustalenie roli, jaka przypadnie w udziale poszczególnym krajom.
Równocześnie musi być zapewniona ochrona wspólnego rynku i solidarne występowanie w interesie wspólnoty wobec kontrahentów zewnętrznych.
Jeżeli tego rodzaju działania będą prowadzone przy respektowaniu suwerenności i kultury poszczególnych członków to zaistnieje szansa na jej harmonijny rozwój i zacieśnienie współpracy w wielu różnych dziedzinach życia politycznego i społecznego.
Warunkiem możliwości organizowania takiej Europy jest powszechne uznanie i respektowanie chrześcijańskich korzeni naszej wspólnej europejskiej kultury.
Tylko w takich warunkach może powstać atmosfera twórczej współpracy i perspektyw rozwojowych.
Równocześnie trzeba mieć świadomość, że wobec wielostronnej agresji wobec chrześcijańskiej kultury, jej obrona i rozszerzanie jest jedyną gwarancją naszego przetrwania, jako Europejczyków.
Kanonizacja Jana Pawła II nie bez kozery odbyła się w chwili obecnej gdyż On jest najwyraźniej zesłanym nam Patronem wielkiego dzieła odrodzenia ludzkości, a szczególnie Europy, która jako gniazdo chrześcijaństwa powinna temu procesowi przewodzić.
Oczywiście, że nie jest to zadanie dla bogatych, zmurszałych, sybaryckich i zdemoralizowanych elit współczesnej Europy zachodniej, ale dla przede wszystkim dla młodej Europy wyzwolonej z niewoli bolszewickiej, która jeszcze nie znalazła swego miejsca, ale jest w stanie na wzór polskiej „Solidarności” zainicjować wielomilionowy ruch odrodzenia, który obejmie cały kontynent.