Przynoszący pokój ludowi…
19/07/2011
539 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
…święty gniewu sprawiedliwego i świętego.
Urodził się w VII wieku, w Neustrii (obecnie Francja), w dobrej rodzinie. Jednak opuścił ją, by zostać benedyktyńskim kapłanem. Po wielu zmaganiach założył Opactwo Świętego Krzyża (dziś miejscowość nosi nazwę La Croix Saint-Leufroy – przyp. red.*). Miał dar proroctwa, zdolność czynienia cudów i był wyjątkowo surowy.
Pewnego dnia kobieta poczęła naśmiewać się z łysiny świętego. Tymczasem on odparł: „Dlaczego naśmiewasz się z mojego naturalnego defektu? Od tej pory, na twej głowie nie będzie więcej włosów niż na moim czole i tak też będzie z każdym z twoich potomków”.
Przechodząc w niedzielę obok mężczyzny pracującego na polu, święty Leutfryd podniósł oczy ku niebu i modlił się: „Panie, spraw, by ta ziemia była zawsze jałowa”. Od tej pory nie widziano tam ani pszenicy, ani ziarna. Miast tego rosły ciernie i osty.
Oto wspaniałe historie!
Święty Leutfryd miał wielki zapał dla sprawiedliwości, ale jeszcze bardziej pałał miłosierdziem.
Zasada ta jest ważna. Święty łączył w sobie i sprawiedliwość i miłosierdzie. Obie cnoty muszą iść ręka w rękę.
Święty Leutfryd, nawet w gniewie i podczas udzielania reprymendy, zachowywał gorącą miłość bliźniego… To były linie równoległe w jego życiu.
Kiedy jeden z mnichów zmarł, bracia znaleźli trzy monety w jego kieszeni. Znaczyło to, iż nieboszczyk złamał ślub ubóstwa. Dowiedziawszy się o tym, święty Leutfryd rozkazał, by jego ciało zostało pochowane w niepoświęconej ziemi.
Następnie oddalił się w miejsce ustronne na 40 dni, gdzie modlił się i opłakiwał duszę, która zdawała się być stracona.
Ci, których pobożność jest jedynie sentymentalna, nie zrozumieliby tego zdarzenia. W takich okolicznościach modliliby się: „Och, biedny człowiek. Wybacz mu Boże” i uznawali go za zbawionego. Przeciwnie. Święty rozkazał pogrzebać go w niepoświęconej ziemi, a następnie udał się na odosobnienie, błagając o zbawienie mnicha. Sam nasz Pan Jezus Chrystus posiadał to połączenie srogości i litości.
Po tych dniach odosobnienia, Pan objawił świętemu Leutfrydowi, że Jego litość uratowała duszę mnicha, mimo iż Jego sprawiedliwość była gotowa go potępić.
W okresie pomiędzy śmiercią a zbawieniem, mnich znajdował się w otchłani. Wtedy święty Leutfryd udał się na odosobnienie, odprawił pokutę i człowiek ów został zbawiony.
Ktoś mógłby się zastanawiać, jak to było możliwie, skoro mnich już nie żył, a sąd odbywa się od razu, kiedy dusza opuszcza ciało. Trudno powiedzieć, ale nie możemy stawiać granic Bożemu miłosierdziu. Może Bóg pozostawił duszę połączoną z ciałem, czekając na pokutę świętego. Cokolwiek by jednak nie rzec, ta historia przeczy liberalnemu podejściu, iż mnich byłby automatycznie zbawiony.
Święty Leutfryd był pełen gniewu wobec diabła.
Często ludzie odrzucają pokusy ze strachu przed diabłem, lecz widziałem niewielu, którzy zapalają się świętą nienawiścią i walczą zapamiętale przeciw niemu. Wszyscy powinniśmy starać się osiągnąć ten święty gniew.
Kiedy nadchodzi szatan, powinniśmy być pełni [świętego] gniewu i nienawiści, gdyż diabeł jest zdeklarowanym wrogiem Boga i naszych dusz. Życzy nam wszystkiego, co najgorsze. Zatem, kiedy dosięga nas pokusa, należy reagować wojowniczym odrzuceniem – tak jak święty Michał.
Pewnego razu, zakonnik wywołał świętego Leutfryda z jego celi, by mu oznajmić, że diabeł ukazuje się w kaplicy. Rozpoznawszy swego dawnego wroga, święty pobiegł na miejsce i uczynił znak krzyża nad drzwiami i oknami, co „zamknęło” wrogowi wszystkie wyjścia.
Postąpił mądrze – najpierw uwięził diabła, by ten nie mógł uciec.
Wpadłszy na diabła, święty począł go straszliwie bić. Ten chciał uciec, lecz wszystkie wyjścia były zablokowane. Zazwyczaj mógł on w dowolnym momencie opuszczać ciało, w którym przebywał, lecz widocznie tym razem nie miał na to pozwolenia. Bóg postanowił powiększyć jego upokorzenie pod razami świętego Leutfryda.
To znakomita scena. Razy były zadawane fizycznie i odczuwane na płaszczyźnie duchowej – wszystko pod znakiem krzyża. Tak jak nikczemne dusze płoną w rzeczywistym ogniu piekielnym, tak stworzono duszę diabła, by odczuwała uderzenia świętego.
Święty Leutfryd bił ciało, które było jedynie postacią przybraną przez diabła.
Naturalnie, te razy dręczyły i upokarzały diabła. My także możemy zwiększyć jego cierpienie. Jest to szczególnie wspaniałe, kiedy szatan prowokuje atak. Wtedy kontratak oddaje chwałę Matce Bożej poprzez ukazanie, że nienawiść jej dzieci do diabła jest większa niż jego nienawiść wobec człowieka.
Bóg pozwolił uciec diabłu przez dzwonnicę, by lepiej odczuł swoją porażkę.
Diabeł został zmuszony do ucieczki przez wieżę, będąc cięgle bitym przez świętego. Z przyjemnością oglądalibyśmy ostateczne uderzenie!
Możemy sobie to wyobrazić. Święty Leutfryd to starzec o siwych włosach i takiej samej brodzie, lecz wciąż w dobrej formie i o żywych, kasztanowych oczach. Jest bardzo silny i bije diabła z bezwzględną nienawiścią, lecz zachowuje przy tym doskonałą powagę. Tymczasem, „kukła” diabła, jęcząc i zwijając się z bólu, znika nam z oczu uciekając poprzez dzwonnicę.
Ponieważ tak długo walczymy i zmagamy się, jak długo napędza nas złość, sprawiedliwy gniew jest ważny. Powinniśmy starać się rozwinąć w sobie święty gniew przeciw diabłu.
Podobnie jak matka, mając chore dziecko, śpi z gorejącym sercem, my również winniśmy spać mając serca w stanie ciągłego czuwania. Trzeba byśmy potrafili obwieszczać, nawet kiedy śpimy, że pozostajemy żywą pochodnią nienawiści przeciw diabłu.
W ten sposób będziemy mogli powiedzieć: „Śpię, lecz moje serce poszukuje sposobu, by oddać większą chwałę Błogosławionej Dziewicy”.
Tłumaczenie i opracowanie Grzegorz Pabijan
Tekst ten jest fragmentem wykładu prof. Plinia Corrêi de Oliveira z 20 czerwca 1967 r. Został zaadoptowany do publikacji bez wglądu autora.
~o~
*Źródło: http://www.piotrskarga.pl/ps,987,16,1766,1,PM,przymierze.html