Przyczyną awaryjnego lądowania Boeinga 767 mógł być sabotaż
02/11/2011
418 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Oznaczać by to mogło, że płyn wyciekł, ale w zasadzie cały, niedługo po starcie, już nad Atlantykiem. Samoistna usterka jest mało prawdopodobna.
Po godzinie 11 gościem TVP. Info był dzisiaj Wojciech Łuczak, redaktor i wydawca miesięcznika „Raport – wojsko, technika, obronność” (latał Boeingami 767), który mówił, że prawdopodobną przyczyną awarii podwozia był wyciek płynu z instalacji hydraulicznej. Jest ona zrobiona z grubych i solidnych rur, gdyż musi wytrzymać bardzo duże ciśnienie, rzędu 1500 psi (1 psi=0,068947 bara). Po starcie z Newark kpt. Wrona informował o utracie ciśnienia w tej instalacji. Oznaczać by to mogło, że płyn wyciekł, ale w zasadzie cały, niedługo po starcie, już nad Atlantykiem. Samoistna usterka jest mało prawdopodobna. Obsługą takiej instalacji zajmują się mechanicy naziemni i wg W. Łuczaka w tym przypadku mogło dojść do zamierzonego mechanicznego uszkodzenia jednej z rur instalacji hydraulicznej, co oznaczałoby sabotaż. A wtedy sprawą obligatoryjnie zajmie się FBI.
Kolejną zagadką wg Łuczaka jest to, że nie zadziałało nawet ręczne, mechaniczne uwolnienie podwozia. W kabinie Boeinga 767 znajduje się stalowa linka, której pociągnięcie uwalnia zamki trzymające podwozie, która opada i się blokuje. Nie zadziałało nic.
Jest zatem sporo wątpliwości, które odpowiednie służby, szczególnie amerykańskie, będą wyjaśniać.
Aż prosi się porównanie do 10.04.10, kiedy to TU-154, prawie trzykrotnie mniejszy od Boeinga 767, nie mógł wylądować z wyciągniętym podwoziem, a tu taki kolos ląduje sobie na brzuchu. Niestety, w przypadku Smoleńska wszystko zostało przez PełO oddane w ruskie ręce.
zdj. polskieradio.pl