Należący niegdyś do rodu Flemmingów pałac w Maciejewie przejął muzyk karany za przemyt ponad tony marihuany. Nowy właściciel ma opinię nietykalnego i znaczna część tych, którzy go poznali, boi się o nim mówić – podaje szczecin.gazeta.pl.
Kiedyś lubił tu wypoczywać Jerzy Urban. Dzisiaj w pałacu w Maciejewie można spotkać Marka M. "Oczkę", który po 13 latach spędzonych w więzieniu za kierowanie gangiem czeka na wolności na wyrok za zlecenie zabójstwa szefa białoruskiej mafii w Polsce Wiktora Fiszmana.
Właściciel pałacu chodzi w przyciasnym garniturze od Armaniego, ma na ręku złoty zegarek i jeździ porsche cayenne. W okolicy wszyscy się go boją.
– Artur R.? Nie dalej jak wczoraj czytałem protokół przesłuchania w jego sprawie dotyczącej kóz – mówi komendant powiatowy policji podinspektor Krzysztof Targoński. – Mamy też sprawę krów.
Totalny ubaw z prywatyzacji
W starym parku nieopodal pałacu leży pamiątkowy kamień, umieszczony tam przez von Flemmingów w 1909 r. dla uczczenia 700 lat ich pobytu na Pomorzu.
Hrabiowski ród dostał te tereny we władanie od pomorskiego księcia z dynastii Gryfitów Bogusława X, który ożenił się z Polką Anną Jagiellonką. Przez pierwsze kilkaset lat Flemmingowie mieszkali w zamku. W drugiej połowie XIX w. wybudowali wspaniały pałac położony wśród lasów Puszczy Goleniowskiej nad Jeziorem Lechickim u ujścia rzeki Stępnicy. Ich historia na tych ziemiach zakończyła się w 1945 r. Flemmingowie uciekli przed Armią Czerwoną, a pałac przejął skarb państwa. Początkowo umieszczono tu szkołę rolniczą.
W 1982 r. pałac przejęło Państwowe Przedsiębiorstwo Turystyczne "Pomerania", do którego należały m.in. szczecińskie hotele Gryf, Piast i Pomorski, zajazdy przy trasach turystycznych na Wybrzeże i najlepsze ośrodki kempingowe i pola namiotowe nad morzem. Pałac stał się luksusowym hotelem.
Bajeczny majątek Pomeranii przeszedł w prywatne ręce bez przetargu w sylwestrową noc 1998-1999 (akt notarialny zawarto 31 grudnia, przedsiębiorstwo stało się prywatne od 1 stycznia). Wszystkie nieruchomości przedsiębiorstwa można było – za zgodą ministra skarbu państwa – sprzedać w drodze przetargu, uzyskując maksymalną cenę. Jednak przed laty decyzją wojewody Władysława Lisewskiego (AWS) załatwiono to inaczej. Majątek oddano spółce pracowniczej, dla której to ustawodawca wymyślił specjalne przywileje. Jak to wyglądało w praktyce? Na miesiąc przed prywatyzacją w szczecińskim sądzie zarejestrowano spółkę Prywatne Przedsiębiorstwo Turystyczne "Pomerania". Miała to być właśnie spółka pracownicza. W roli inwestora strategicznego wystąpił Arkadiusz G., były handlarz z przygranicznego bazaru przyjmujący polityków na luksusowym jachcie "Total Joy" (ang. "totalny ubaw"), który zwykł o sobie mówić: "Wszystko kupuję za gotówkę". Późniejsze prokuratorskie śledztwo dowiodło, że spółka pracownicza była fikcją, bo G. skupił wszystkie udziały. To jasne, że chodziło mu o przejęcie atrakcyjnych nieruchomości, których wartość rynkowa była wielokrotnie większa niż przynoszącego straty przedsiębiorstwa. Majątek wart wtedy co najmniej kilkadziesiąt mln zł sprzedano Arkadiuszowi G. za 11,6 mln zł. W dodatku płatność rozłożono mu na 10 lat.
Arkadiusz G. za hotele i zajazdy państwu nie zapłacił, bo z największego zachodniopomorskiego podatnika stał się bankrutem i głównym bohaterem afery paliwowej. Ma na koncie kilka spraw karnych i długi. Tylko Orlenowi winien jest 100 mln zł. Chociaż w umowie prywatyzacyjnej obiecywał, że wyremontuje hotele i zrobi z nich turystyczne perełki, nieruchomości po prostu po cichu wyprzedał.
Więcej:
http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/1,34939,11691874,Przemytnik_marihuany_przejal_palac_w_Maciejewie.html#ixzz1uTDqLSIT
"Szef Dzialu Ekonomicznego Nowego Ekranu. Dziennikarz z 10-letnim stazem. Byly z-ca szefa Dzialu Biznes "Wprost"."