Bez kategorii
Like

Przemyt. Realia. VIII

14/03/2012
437 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Przemyt papierosów do Niemiec. Lata 90-te.

0


Kontynuacja

  Rodzaje przemytników: wielcy hurtownicy przemycający papierosy tysiącami sztang, „mrówki” przenoszące przez granicę po parę sztang aby podreperować trochę swój skromny budżet domowy oraz kierowcy jeżdżący do Niemiec z papierosami kilka razy w miesiącu. Ja byłem gdzieś pośrodku; przewoziłem towar w niewielkich ilościach lecz systematycznie, często. Nie miałem w tym względzie większych ambicji. Byłem zadowolony ze swojej niezależności i to mi wystarczało. Ale tak było trochę później, na razie pracowałem na konto kolegi. I obserwowałem.

   Hurtownicy przerzucali papierosy przez graniczną rzekę, lub przewozili TIR-ami. Miałem znajomych, którzy zajmowali się podobnymi rzeczami, ale zbytnio mnie te sprawy nie obchodziły. Mimo tego niektóre historie docierały do moich uszu mimo woli.
   Przykładowo, ktoś przewoził faje TIR-ami. Przykładowo pięcioma. Jednego TIR-a sam denuncjował, licząc na to, że celnicy zaabsorbowani tak dużym znaleziskiem, potraktują pozostałe samochody z pobłażaniem. Zwykle się nie przeliczali. Odbijali sobie z nawiązką stratę towaru z jednego pojazdu.
   Gdy już zacząłem pracę na własne konto przewoziłem dziennie po 99 sztang. Nie o razu, po trochu. Przekraczałem granicę trzy razy w ciągu dnia. Po 33 sztangi papierosów naraz. Ukryte w naturalnych schowkach samochodu. W tym 2 sztangi, które mogłem legalnie przewieźć: po sztandze na mnie i na kierowcę. Średnio miałem po 10 DM zarobku na sztandze, więc nietrudno sobie wyliczyć, że nie były to małe pieniądze pomimo niewielkich ilości.
   Dojeżdżałem codziennie kilkadziesiąt kilometrów ze swojej miejscowości do granicy. Czasami po prostu nie chciało mi się tak daleko wracać, zostawałem w okolicy na noc. Spałem przeważnie z kierowcą w samochodzie. Nie znałem realiów przygranicznych miejscowości. Tam gdzie się najczęściej zatrzymywałem było to niewielkie miasteczko z kilkudziesięcioma agencjami towarzyskimi i klubami nocnymi. Dla picu było na nich napisane, że to miejsca noclegowe. Brałem to dosłownie. Byłem zdziwiony, że nigdy nie ma wolnych pokoi. I jeszcze te uśmieszki „recepcjonistów”!
   Pierwszy wieczór, a właściwie noc w takiej przygranicznej miejscowości. Wszystkie miejsca „hotelowe” zajęte. Musimy sobie z kierowcą urządzić spanie na własną rękę. Oczywiście w samochodzie. Trzeba tylko znaleźć jakieś spokojne miejsce. Szukamy po ciemku. Wyjechaliśmy poza teren miasteczka. Las. Ciemno. Jakiś goły plac. Idealnie. Zatrzymujemy się i postanawiamy tu rozbić nasz „kemping”. Budzą nas jakieś głosy i lufy karabinów skierowane w naszą stronę. Samochód postawiliśmy sprawiedliwie: połowa była po stronie niemieckiej, a połowa po Polskiej. Słup graniczny był pośrodku. Jak można go było nie zauważyć! Dziękowaliśmy Bogu, że na niego nie wjechaliśmy. Na pewno byśmy przestawili, a co za tym idzie nieco powiększyli nasze terytorium. Tylko czy nie potraktowano by nas jak najeźdźców?
   I tak musieliśmy się gęsto tłumaczyć. Dobrze, że pogranicznicy mieli poczucie humoru. Potraktowali to całe zdarzenie jako odskocznię od codziennej nudy i rutyny. Trochę się pośmiali i ich dowódca kazał nas wypuścić po spisaniu danych.
   Wróciliśmy z powrotem do miasteczka. Późno, ni żywego ducha. My zaspani. Długo nie szukaliśmy. Zatrzymaliśmy się w jakimś pierwszym lepszym miejscu. Na poboczu, niedaleko głównej drogi. 
   Długo nie pospaliśmy. Obudził nas patrol policji. W bagażniku kilkadziesiąt sztang nielegalnych papierosów. Każą nam ten bagażnik otworzyć. Pogodziłem się już w myślach ze stratą towaru. Jakie będą tego konsekwencje?
 – Co my tu mamy? A akcyza jest?
   Pomyślałem sobie tylko: „No to dupa zimna. Koniec”.
   A kierowca mówi spokojnie, jak gdyby nigdy nic:
 – Oczywiście Panie władzo, że akcyza jest. Oo, proszę!
   I pokazuje na kod kreskowy. No, ładnie! Teraz się jeszcze wkurzą za to, że traktujemy ich jak idiotów i się z nich nabijamy. Policjantów było trzech. Jeden spojrzał na ten kod kreskowy, a potem spojrzał mi poważnie i głęboko w oczy. Zrobiło mi się gorąco, zaschło w gardle, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Gdy trochę doszedłem do siebie, wszyscy trzej już się przyglądali tym kodom i z powagą kiwali głowami. Moje myśli wtedy to: „D.pa, d.pa, d.pa Jasiu”. Całkowicie bez sensu.
   W końcu się wystarczająco nakiwali nad papierosami i…sobie poszli. Na odchodnym powiedzieli tylko byśmy się nieco oddalili od drogi. Bo to niebezpieczne.
   Spać już definitywnie mi się odechciało. Cieszyłem się pierwszy raz, że nasi policjanci są tacy jacy są.
   Wykorzystałem ten fakt jeszcze parokrotnie. Raz prowadziłem samochód bez prawa jazdy. Zatrzymała mnie drogówka. Pokazałem im wypis z Niemieckiego więzienia i jakieś ksero ze swoją podobizną. Też z tego więzienia. Jeden policjant do drugiego:
 – Niemcy czasami dają takie zastępcze prawo jazdy. 
 – Aha.
   Pojechałem dalej.
…………………………..
……………………………..
 
 Rozpadają mi się neurony. Z dnia na dzień coraz trudniej skupić mi myśli.
Pieniądze w całości są przeznaczone na rehabilitację.
 
   JAK PRZEKAZAĆ 1%
Wypełniając zeznanie PIT, należy obliczyć podatek należny wobec Urzędu
Skarbowego.
 
W rubryce WNIOSEK O PRZEKAZANIE 1% PODATKU NALEŻNEGO NA RZECZ ORGANIZACJI
POŻYTKU PUBLICZNEGO (OPP)
* Wpisać numer KRS: 0000270809 
* Obliczyć kwotę 1%
 
W rubryce INFORMACJE UZUPEŁNIAJĄCE  (bardzo ważne!)
* Marian Stefaniak 1297
 
 
Darowizny:
Fundacja Avalon – Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym,
Michała Kajki 80/82 lok. 1, 04-620 Warszawa
nr rachunku odbiorcy: 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
Prowadzone przez: BNP Paribas Bank Polska SA
Tytuł wpłaty: 1297 Marian Stefaniak
 
   Przelewy zagraniczne:
International Bank Account Number
IBAN: PL62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
SWIFT/BIC: PPAB PLPK
 
0

Mefi100

275 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758