Pakowanie papierosów do samochodu.
Jak byłem bardzo młody, to chciałem zostać magikiem. Nawet byłem niedługi czas w szkole cyrkowej. Teraz te niewielkie umiejętności się przydawały praktycznie.
W Passacie kombi mogłem ukryć 31 sztang papierosów. To całkiem sporo. Wymagało to jednak pewnych umiejętności i przygotowań. I wiedzy na temat tego co się robi.
Najczęściej papierosy były ukrywane w drzwiach i tylnej klapie. Tam też najczęściej zaglądali celnicy. Żeby sprawdzić czy samochód jest „czysty”. Tam też postanowiłem je ukrywać. W miejscach najbardziej oczywistych.
Do każdej sztangi zrobiłem pokrowiec. Z czarnego materiału. Potem je trzeba było odpowiednio zapakować. Tak by wszystko działało. Szyby musiały się opuszczać i podnosić bez problemu.
Celnicy sprawdzali czy nic nie ma w drzwiach zamykając i otwierając okna. Oraz zaglądając przez szczeliny w drzwiach do środka. I tu przydawał się czarny materiał. Nie było widać kolorowych opakowań papierosów.
Od czasu do czasu celnicy śrubokrętami otwierali tapicerkę drzwi. Wtedy mieli papierosy jak na dłoni. Parę centymetrów od twarzy. Jeszcze do tego świecili sobie latarkami.
Sztuka polegała na tym by widząc papierosy ich nie widzieć. Teoretycznie sprawa niemożliwa, bo sobie przecząca, lecz w praktyce do zrealizowania.
Papierosy były przykryte specjalnym, czarnym materiałem. Celnicy otwierali tapicerkę drzwi. Papierosy mieli blisko przed sobą. Ale ich nie widzieli. Bo były przykryte czarnym materiałem. Świecili do środka latarkami. Światło padało na oddalone o kilka centymetrów papierosy. Lecz wzrok się automatycznie ustawiał na większą odległość. Do przeciwległej ścianki drzwi.
Zadaniem materiału było tak rozproszyć światło jakby to zrobiło puste wnętrze drzwi. Puki się nie dotknęło palcami, drzwi sprawiały wrażenie pustych.
Tylna klapa, otwieranie bagażnika, podobnie. Z tym, że tam pozostawiałem odkrytych parę zaślepek. Żeby celnicy mogli zajrzeć do środka. Bez otwierania. Tak te otwory były ułożone, że wydawało się, że obejmują zasięgiem całe wnętrze tej klapy. Tak jednak nie było.
Pokrowce na te sztangi uszyła mi gospodyni u której wtedy mieszkałem. Szyła i rozmawiała z bratem. Brat był kierownikiem punktu granicznego w mieście w którym mieszkałem. Gospodyni powiedziała przy bracie:
– Nic się nie bój. Wie dobrze, że straciłby siostrę gdyby zakablował.
Faktycznie – nigdy nie miałem tam problemów.
W czasie kontroli na jednym przejściu granicznym spadła źle zamocowana klapa i odsłoniła umieszczone pod nią papierosy. Na szczęście celnicy nie podnieśli wzroku. Kierowca stał bezradnie z tą klapą w rękach nie mogąc nic zrobić. Ja obserwowałem całą tą sytuację z pewnej odległości. Wydawało mi się, że bardzo długo.
Że wtedy nie osiwiałem to się dziwię.