Bez kategorii
Like

Przemyt. Narkotyki. XV.

11/08/2012
472 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
no-cover

O tym jak się wpakowałem w narkotyki.

0


Kontynuacja

    Woda z deszczu wlewała się za maskę samochodu. A jak już wlała to korozja prędzej czy później była murowana. Wpadłem więc na pomysł mający na celu temu zapobiec. Za maskę włożyłem kilka woreczków czegoś co tą wilgoć wchłaniało. Jakiś biały proszek. Nawet to spełniało swoje zadanie. I tak przejeździłem ładnych parę lat. Bez żadnego problemu. Zdążyłem o tych woreczkach nawet zapomnieć.

    Miałem nowego kierowcę. To była jego pierwsza jazda przez granicę. Obserwowałem wszystko z daleka. Potem, już po niemieckiej stronie, miałem dojść.

   Punkt obserwacyjny miałem dobry. Był to sklep położony przy samej granicy. Miałem wgląd na sytuację.

   Wszedłem. Nikogo  w sklepie nie było. Oprócz mnie i kilku znudzonych ekspedientek. Żeby to nie wyglądało podejrzanie musiałem coś kupić. Colę na miejscu.

   Piłem i patrzyłem zaaferowany przez  okno. Obserwowałem rozwój sytuacji.

  Mimo to wyczułem, że coś jest nie tak. Nie byłem tylko pewny czy z mojego powodu. Dyskretnie sprawdziłem czy mi żaden ptak nie narobił. Wydawało się, że nie.

   Gdy tak intensywnie się zastanawiałem, zwrócił moją uwagę pewien szczegół. Cola był w szklanej butelce  z kapslem. No, i tego kapsla nie otworzyłem.  Piłem z nałożonym kapslem. Co prawda w ten sposób coli starczało na znacznie dłużej, ale też się bardziej zwracało na siebie uwagę.

   Więc podszedłem jak gdyby nigdy nic do pierwszej starającej się zachować powagę ekspedientki. I poprosiłem o ten otwieracz.

   W tym czasie sytuacja u mojego nowego kierowcy nie wyglądała za różowo. Jakiś nadgorliwy celnik niemiecki znalazł moje higroskopijne woreczki. Więc zapytał się kierowcy co to. Ponieważ ten nie miał zielonego pojęcia wzbudziło to zainteresowanie celników. Co może być białe, zapakowane w woreczki, i na granicy?

   Żeby się upewnić zadzwoniono po fachowców. Do Berlina. Zanim przyjechali minęło trochę czasu. Mój nowy kierowca miał sporo czasu na myślenie. „Ale mnie wrobił. Jak dorwę skubańca to mu nogi…” Potem przyszła refleksja: „Jeśli to naprawdę narkotyki to mafia może w ogóle nie dopuścić do tego by mnie utrzymać przy życiu. Na pewno mnie zabiją. A ja taki młody, nawet jeszcze dzieci nie mam. Może to i dobrze?”.

   Gdy przyjechała ekipa z Berlina, mój kierowca był już pogodzony z losem.

   Otwarto zawartość woreczków. Sprawdzono. Piasek. Drobny i biały, ale piasek. Rozczarowanie. Otwarto bramę i wypuszczono kierowcę. Pogoda na dworze była ładniejsza, ptaki śpiewały lepiej.

   Kierowca zamiast myśleć o papierosach, kontemplował darowane mu życie.

 

   

0

Mefi100

275 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758