Rząd Donalda Tuska postanowił wypowiedzieć kolejną wojnę „piratom drogowym”. W Polsce stanie 300 nowych fotoradarów do zasilania kasy państwowej. To już jedna z ostatnich konwulsji ustroju, którego agonia zaczęła się już wiele miesięcy temu.
Przy polskich drogach stanie 300 nowych fotoradarów. Mają one zastąpić dotychczas istniejące maszty i atrapy zawierające puste skrzynki. Dodatkowo, na drogach powstaną również pomiary prędkości na konkretnych odcinkach. Oficjalnie chodzi o to, aby poprawić bezpieczeństwo na drogach. W rzeczywistości chodzi o pieniądze. Pieniądze potrzebne do ostatnich konwulsji w agonii finansowej tego ustroju.
RMF FM poinformował w marcu, że cztery radary ustawione na skrzyżowaniu ulic Sobieskiego i Sikorskiego w Warszawie w ciągu trzech pierwszych tygodni zarobiły 750 tysięcy złotych. Daje to 250 tysięcy złotych w ciągu tygodnia czyli milion złotych w ciągu miesiąca. Radary są cztery, więc z matematyki wynika, że jeden generuje miesięcznie 250 tysięcy złotych. W ciągu roku daje to więc trzy miliony złotych. Jeśli pomnożymy tą kwotę przez 300 nowych radarów to okazuje się, że radary te przyniosą w ciągu roku 900 milionów złotych zysku do kasy państwa. Pieniądze te zostaną oczywiście rozkradzione i zmarnowane przez urzędniczą "klasę próżniaczą". Ale nie o to chodzi. Kasa z radarów to rozpaczliwa próba zdobycia za wszelką cenę pieniedzy, aby przedłużyć nieuchronną agonię systemu.
Co robi czlowiek stojący w obiczu bankructwa? Za wszelką cenę stara się zdobyć pieniądze na rzetrwanie: tu dorobić, tam pożyczyć, tu wziąć jakąś zaliczkę, zerwać lokaty, podjąć nowe zobowiązania. Gdy człowiek jest w desperacji, podejmuje decyzje rozpaczliwe – zgadza się na wszystko, byle tylko zdobyć jakiekolwiek pieniądze. Tak samo postępuje bankrutujący rząd Donalda Tuska – stara się rozpaczliwie i za wszelką cenę zdobyć gdziekolwiek jakiekolwiek pieniądze. Dlatego tylnymi drzwiami wprowadza podatki, instaluje fotoradary, próbuje przeforsować ustawą kataster. Ostatnie miesiące rządów Tuska (daj Boże, żeby skończyły się jak najszybciej) będą więc wyścigiem między rządem Tuska, który będzie chciał ukraść nam jak najwięcej i Polakami, którzy będą kombinować i ostatecznie ukraść dadzą sobie mało. Każdy miliard złotych, który rząd Tuska zrabuje, przedłuży agonię jego rządu (i całego polskiego eurosocjalizmu) o kilka dni, a w ciągu tych kilku dni można będzie jeszcze trochę ukraść, więc gra warta jest świeczki. Trzeba przecież ukraść tyle, aby dać trochę zarobić wszystkim "znajomym królika" zatrudnionych w państwowej administracji.
Państwo Donalda Tuska jest w agonii i nic i nikt tego nie jest w stanie zmienić. Fotoradary mają tylko tę agonię przedłużyć