Prywatny folwark Tadeusza Sabata
10/07/2012
1710 Wyświetlenia
1 Komentarze
24 minut czytania
Tadeusz Sabat, aparatczyk PSL, poseł na Sejm RP II kadencji, „brother in arms” obecnego ministra od rolnictwa Marka Sawickiego i wicepremiera rządu Waldemara Pawlaka, pod osłoną peeselowskiego parasola, doi polskich pszczelarzy od 12 lat.
Autor: Maciej Rysiewicz
Do Polskiego Związku Pszczelarskiego należy dzisiaj ok. 60 wojewódzkich i regionalnych związków pszczelarskich. To nie jest mała federacja na mapie polskich organizacji rolniczych. Dość powiedzieć, że zrzesza ona ok. 30 tys. pszczelarzy. Ilu pozostaje poza PZP, największą polską organizacją pszczelarską, trudno powiedzieć. Może 10, ale nie więcej niż 15 tys. pszczelarzy. Za komuny na przełomie lat 70. i 80. XX w. żyło w Polsce 100 tys. pszczelarzy i 2 miliony rodzin pszczelich. Nieomal przy każdej wiejskiej zagrodzie stały ule, niedużo: 1, 2 czasem 10. Tak liczebna obecność pszczół w polskim krajobrazie oznaczała obecność miodu na stole prawie każdej polskiej rodziny. Inaczej wygląda dzisiaj polska wieś, bo kiedyś mleko można było pić prosto od krowy i tzw. Unia nie mieszała się do jadłospisu polskich rodzin.
Polski Związek Pszczelarski
Regres polskiego pszczelarstwa zapoczątkowały czasy tzw. ekonomisty, niektórzy uważaja, że wybitnego, ale wątpliwości i sprzeciw rosną, Leszka Balcerowicza. Tradycyjny, samowystarczalny model polskiego gospodarstwa rolnego, zastąpiły hasła nowej kolektywizacji, specjalizacji i miejskiej modernizacji krajobrazu wiejskiego – czytaj anteny satelitarne. I to, czego nie udało się zrobić komunistom po 1945 roku, bez wysiłku zaordynowali w Polsce sprzedajni europejscy biurokraci i liberałowie, najczęściej byli członkowie PZPR.
Ale miałem pisać o pszczołach i pszczelarstwie, a naszły mnie refleksje natury ogólnej. A zatem
ad rem. Polskim Związkiem Pszczelarskim rządzi, od chyba ponad dwunastu lat Tadeusz Sabat (fot.).
Ten aparatczyk Polskiego Stronnictwa Ludowego, poseł na Sejm RP II kadencji (lista PSL w Bielsku-Białej), znajomy, a może nawet „brother in arms” obecnego ministra od rolnictwa Marka Sawickiego i wicepremiera rządu Waldemara Pawlaka, pod osłoną peeselowskiego parasola, doi polskich pszczelarzy ino dudni. A polscy pszczelarze, to naród dzisiaj w podeszłym wieku, bez następców na swoich pasiekach, bo kto by tam chciał zajmować się tym archaicznym rzemiosłem, zwłaszcza, że pszczoły żądlą, a to boli, gdy można siedzieć przed telewizorem i napawać się widokiem Jarosława Kuźniara albo Tomasza Lisa. Dla Kuźniara i Lisa mleko prosto od krowy i miód z mniszka lekarskiego nie mają żadnego smaku, dlatego bredzą „trzy po trzy para piętnaście” na każde zawołanie, bo każde zawołanie można przeliczyć na brzęczącą monetę.
Polski Związek Pszczelarski działa na podstawie ustawy z dnia 8 października 1982 roku o społeczno-zawodowych organizacjach rolników. Z faktu tego wynikają dwie bardzo ważne sprawy. Po pierwsze 8 października 1982 roku trwał jeszcze w Polsce tzw. stan wojenny i mogłoby budzić czyjeś zdumienie, że w 2012 roku w kraju nad Wisłą obowiązują jeszcze prawa uchwalone przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego. Wiem, że wielu z Państwa to już nie dziwi, dlatego analiza w/w ustawy wydaje się być w tym miejscu zwykłą stratą czasu. Druga sprawa wynika poniekąd z tej pierwszej, ale nie do końca. Otóż rękę na takich organizacjach jak PZP bez wysiłku położyło Zjednoczone Stronnictwo Ludowe, czytaj PSL.
Cukier
I Tadeusz Sabat wraz ze swoimi kumplami z ZSL-u znakomicie przeczuli tę atmosferę. I nawet jeśli Polski Związek Pszczelarski nie należy do najzamożniejszych organizacji, to cieszył się i cieszy nadal pewnymi bardzo intratnymi przywilejami. Od czasów komuny, aż do 2004 r. (wejście Polski do Unii) takim przywilejem był prawie nieograniczony dostęp do cukru, który, jako pasza dla pszczół, via centrala PZP, mieszcząca się przy ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie, trafiał do pszczelarzy w całej Polsce. Oczywiście nikt w zarządzie PZP tego cukru nie oglądał, bo był on dystrybuowany wśród pasieczników przez państwowe centrale handlowe. Jednak pieniądze od pszczelarzy trafiały na konta PZP. Od każdego kilograma sprzedanego cukru PZP pobierał kilkugroszową marżę. Nikt tego nie wie, ale w ten sposób „przez ręce” zarządów PZP przechodziło rocznie 30 a może nawet 50 milionów kg cukru. Jeśli przeliczyć to na wszystkie lata PRL-u i III RP do 2004 r. wyjdzie gigantyczna liczba. Tej marży cukrowej nigdy nie rozliczono. Z tego punktu widzenia dochody centrali PZP na Świętokrzyskiej w Warszawie z tytułu składek członkowski i tzw. opłaty ulowej, stanowiły jak się wydaje niewiele znaczący dodatek do biznesu cukrowego.
W 2004 roku Unia ostatecznie zakończyła eldorado cukrowe w PZP. Cukier został zaliczony do towarów strategicznych i można go było od tej chwili kupić tylko na wolnym rynku. Pszczelarze przyzwyczajeni do dotowanej przez państwo paszy dla pszczół do dzisiaj z sentymentem wspominają stare czasy.
Od początków lat 90. XX w. zaczęło ubywać w Polsce i pszczół, i pszczelarzy. Powody były nie tylko natury ekonomicznej, ale także dotyczyły kłopotów pszczelarzy z utrzymaniem w zdrowiu swoich pasiek. Prawie wszystkie pasieki na świecie opanowało roztocze varroa destructor, które zdziesiątkowało stan pogłowia pszczół na wszystkich kontynentach. Nie od razu naukowcy i pszczelarze nauczyli się zwalczać szkodnika. Dzisiaj potrafimy tylko kontrolować jego inwazję. Problem jednak nie zniknął.
Pisze o tym pokrótce, żeby uświadomić Czytelnikom powody, dla których liczba 100 tysiecy pszczelarzy w Polsce na przełomie lat 70. i 80. XX w. zmalała do ok. 40 tysięcy (zrzeszonych w PZP i niezrzeszonych) w 2010 r., według bardzo optymistycznych danych.
Gry o władzę
Po zamknięciu kurka z cukrem przez Unię w 2004 roku mogło się wydawać, że synekury w zarządzie PZP na Świętokrzyskiej w Warszawie staną się jakby mniej interesujące. Jednak utrata przez PSL wpływu politycznego na kilkudziesięciotysięczną rzeszę pszczelarzy i ich rodzin nie wchodziła właściwie w rachubę. A po za tym pod płaszczykiem takiej organizacji, której nikt nie chce kontrolować, ani NIK, a tym bardziej minister rolnictwa można kręcić różne lody. W 2008 roku urzędujący prezydent Tadeusz Sabat doprowadził do zmiany statutu PZP i od tej chwili przestała go obowiązywać zasada dwukadencyjnej formuły sprawowania władzy. Jeszcze w tym samym roku delegaci wybrali Tadeusza Sabata na trzecią kadencję, a w 2013 roku, ani chybi szykuje się on do kolejnych skutecznie przeprowadzonych wyborów. Przy okazji, podczas nowelizacji statutu PZP w 2008 roku wykreślono z niego m. in. artykuły dotyczące sądu koleżeńskiego, dusząc w zarodku jakiekolwiek próby rozliczeń za ewentualne błędy i wypaczenia. Podczas drugiej kadencji Tadeusza Sabata trwało także eliminowanie ze związku niepokornych członków. W ten sposób usuwano ze związku członków zarządu Teresę Chwałę z Pszczelej Woli i Marka Słupczyńskiego z Chełma, usuwano ze struktur federacji PZP także całe organizacje, np. Karpacki Związek Pszczelarzy w Nowym Sączu, czy Nadbużański Związek Pszczelarzy w Chełmie. Po 2008 roku z PZP zaczęły występować już samodzielnie kolejne organizacje m.in. Śląski Związek Pszczelarzy w Katowicach, czy Wojewódzki Związek Pszczelarzy w Opolu, niezadowolone z nieprzedkładania przejrzystych rozliczeń finansowych przez zarząd PZP. Pszczelarze niezadowoleni z działań zarządu PZP powoływali także zupełnie nowe stowarzyszenia, takie jak na przykład Stowarzyszenie Pszczelarzy Polskich „Polanka” i nie zgłaszali akcesu do federacji ze Świętokrzyskiej.
Dom Pszczelarza
Sprawa rozliczeń nabrzmiewała od lat. Zwłaszcza, że centrala PZP w Warszawie od wielu lat była (i jest) właścicielem nieruchomości w Kamiannej niedaleko Krynicy – Zdroju, zwanej Domem Pszczelarza. Historię Dom Pszczelarza ma burzliwą, ale to jest temat na inne opowiadanie. Dzisiaj Dom zwany mekką pszczelarzy polskich stoi niedoinwestowany (wyposażenie późny Gierek) i zadłużony na ponad 2 miliony złotych. To z punktu widzenia biednego środowiska pszczelarskiego kwota niebotyczna, zwłaszcza, że od początków sprawowania władzy przez Tadeusza Sabata na Świętokrzyskiej z finansami Domu Pszczelarza działy się dziwne rzeczy. Kilkakrotnie zarząd PZP ogłaszał kolejne apele o zrzutkę na długi tej posesji. Ciągle zmieniano dyrektorów, którzy przychodzili ze świetlanymi planami naprawczymi, z których nic nie wynikało. Konflikt gonił konflikt, a niektórzy z byłych dyrektorów (np. Marek Borczyk z Nowego Sacza) skutecznie dochodzili swoich roszczeń finansowych od PZP za niezgodne z prawem zerwanie umowy o pracę. Można by odnieść wrażenie, że Dom Pszczelarza w Kamiennej stanowił przykrywkę dla „regulowanej” niegospodarności osób nim zarządzających. Od początku wieku kolejne zarządy PZP, ale zawsze z Tadeuszem Sabatem na czele, nie przedstawiały skrupulatnych rozliczeń finansowych, dotyczących Domu Pszczelarza. I tylko polska brać pszczelarska, co chwilę wykładała kolejne pieniądze na zakup „cegiełek” na oddłużenie kamieńskich rubieży PZP.
Tadeusz Sabat działał zazwyczaj bardzo ostrożnie. Skrupulatnych rozliczeń nie przedkładał, ale kontroli nie przewidywał; sąd rejestrowy nie wnosił uwag do uchwał zjazdów, czy z posiedzeń zarządu, komisje rewizyjne milczały, a gdy wybrana przez delegatów, przytłaczającą większością głosów, na przewodniczącą komisji rewizyjnej na zjeździe w 2008 roku niepokorna wiceprezes Śląskiego Związku Pszczelarskiego w Katowicach Maria Loska-Minas stała się zagrożeniem, przestano ją po prostu zapraszać na posiedzenia i skreślono z listy, chociaż sąd rejestrowy nic o tym nie wie do dnia dzisiejszego – co stanowi rażące naruszenie statutu PZP. Ale kto by się tam przejmował statutem PZP.
5000 ton cukru
Na naprawdę dużą skalę powinęła się noga panu prezydentowi Tadeuszowi Sabatowi w 2007 roku, a konsekwencje tego faktu trwają do dzisiaj, choć członkowie zarządu PZP od lat nabrali wody w usta i starają się tzw. aferę cukrową zamieść pod dywan. A było tak.
Dawne czasy państwowych dostaw cukru dla pszczelarzy musiały być jeszcze ciągle żywe. Otóż 12 marca 2007 r. prezydent PZP Tadeusz Sabat i skarbnik PZP Roman Kowalak w biurze PZP w Warszawie spotykają się z pewnym przedsiębiorca z Malborka, którego polecili działacze z Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Olsztynie. Wysokie układające się strony dochodzą do porozumienia i 12 marca 2007 roku prezydent i skarbnik PZP składają swoje podpisy pod następującym zamówieniem:
„Polski Związek Pszczelarski w Warszawie zamawia 5000 ton cukru dla pszczelarzy w cenie 2,55 zł brutto/kg (…)”.
Brak umowy pomiędzy stronami, harmonogramu dostaw, płatności, tylko zwykłe „zamawiamy” oraz pieczątki i podpisy.
Już w maju na łamach gazety PZP Pszczelarz Polski [5(127)2007, s. 6] pojawia się następujące zawiadomienie:
„(…) PZP oferuje za bardzo atrakcyjną cenę cukier buraczany dla pszczelarzy w kwocie 2,58 zł brutto za kilogram”.
Niech Cię, Drogi Czytelniku, nie zmyli wyższa nieco cena za jeden kilogram w porównaniu z ceną z zamówienia z 12 marca 2007 roku. Po prostu zarząd PZP doliczył do ceny zakupu trzygroszową marżę!!! Jak dawniej, historia lubi się powtarzać. Przypominam, że 5000 ton cukru, to 5 000 000 kg cukru po 2,55 zł – razem zamówienie na 12 750 000 zł. Kolejna karuzela cukrowa ruszyła. Pszczelarze wpłacają pieniądze na konto PZP, a PZP przelewa je na konto dostawcy cukru. Razem 1 381 472,51 zł. Przedsiębiorca dostarcza cukier na równowartość kwoty około 680 189,36 zł i przedstawia PZP fakturę pro forma 3 kwietnia 2007 roku na kwotę 6 366 500 zł (termin płatności do 12.04.2007 roku), wystawioną za połowę złożonego przez PZP zamówienia, tj. na 2500 ton cukru. Ale pszczelarze więcej cukru nie potrzebują. Nikt już nie przelewa żadnych pieniędzy na konto PZP. Upływa termin płatności faktury i przedsiębiorca wstrzymuje dostawy. Wziął więcej pieniędzy niż dostarczył cukru. Różnica wynosi ok. 700 000 zł. Ci, którzy nie dostali cukru, a wpłacili pieniądze dopominają się o zwrot należności. Tadeusz Sabat i Romak Kowalak występują o przyznanie kredytu (pod zastaw Domu Pszczelarza) w wysokości 710 000 zł w Banku Pocztowym. Razem z odsetkami i ubezpieczeniem kwota do zwrotu wynosi ok. 1 130 000 zł. I od razu po raz kolejny łamią statut PZP. Bo zarządowi PZP wolno podejmować zobowiązania finansowe do wysokości rocznych wpływów ze składek członkowskich, tj. ok. 450 tys. zł). W pozostałych przypadkach musi wypowiedzieć się walny zjazd delegatów PZP.
Bank Pocztowy nie weryfikuje wniosku ze statutem organizacji i kredyt zostaje przyznany. Spłatę kredytu gwarantują wszyscy pszczelarze, członkowie organizacji sfederowanych w PZP. Komisja rewizyjna PZP milczy. Kredyt jest spłacany ze składek członkowskich do dnia dzisiejszego.
Nigdy nie dowiemy się, jakie były kulisy zamówienia 5 000 000 kg cukru przez Tadeusza Sabata i Romana Kowalaka, cukru którego pszczelarze nie potrzebowali w takiej ilości. Można jednak z całą pewnością powiedzieć, że doszło do gigantycznej niegospodarności członków władz społecznej przecież organizacji. Minister Rolnictwa Marek Sawicki nie podjął kontroli w PZP, prokuratura też nie zareagowała. Pszczelarze, bardzo często nieświadomi całej historii, choć została ona nagłośniona w „Przeglądzie Pszczelarskim”, w „Kalendarzu Pszczelarza” i na pszczelarskich forach internetowych, w większości nie mają zielonego pojęcia, że z ich składek spłacany jest jakiś kredyt w Banku Pocztowym. Dom Pszczelarza podupada. Ale Tadeusz Sabat ma ciągle poparcie w różnych kręgach. Przede wszystkim ministra Marka Sawickiego, ale także firm importerów miodu na polski rynek. Gdy wiosną 2012 r. pszczelarze polscy zorganizowali w Warszawie „Marsz w obronie pszczół” (maszerowało z Placu Zamkowego pod Ministerstwo Rolnictwa a potem Sejm RP blisko 2000 pszczelarzy z całej Polski) Tadeusz Sabat odciął się od tej inicjatywy. Stał w przeddzień w Sejmie obok swojego pryncypała (min. Sawickiego) i grzmiał na nieodpowiedzialną akcje pszczelarskich wichrzycieli – gwoli prawdy trzeba dodać, że większość uczestników marszu należała do PZP! Tadeusz Sabat woli także stać po stronie importerów miodu. Już nie tylko wieść gminna niesie, że takie firmy jak Huzar Nowy Sącz, Bartnik-Pasieka z Torunia, Corpo z Łodzi, Apis z Lublina, Roztoczański Związek Pszczelarzy z Tomaszowa Lubelskiego i CD z Bielska Białej wyłożyły po 10 tys. złotych na wyjazd prezydenta Tadeusza Sabata, wraz z delegacją, na Kongres Apimondia do Buenos Aires w 2011 r. Jeden z pracowników w/w firm powiedział w rozmowie z autorem niniejszego tekstu, że te 10 tys. zł., to była „inwestycja” w spokój na rynku sprzedaży miodu w Polsce. Nie jest tajemnicą, że importerzy sprowadzają do Polski miody z różnych stron świata (Argentyna, Chiny, Bułgaria, Ukraina etc.) i poddają je obróbce, mieszają i standaryzują. Miody takie trafiają do wielkich sieci handlowych i bardzo łatwo zarzucić im niezgodność z normą. A gdy tak się stanie, trzeba zapłacić karę, miód wycofać, a potem utylizować. Same kłopoty i koszty. Czy mam pisać dalej, jak łatwo takiego importera zaszantażować? Za spokój się płaci…
Biegły sądowy
I na koniec ostatnia, ale być może najsmutniejsza historia. Historia likwidacji przez Sąd Rejonowy w Kielcach pewnej pasieki w Górach Świętokrzyskich. Stała sobie ona 40 lat w miejscowości Masłów Drugi nieopodal Kielc, doglądana przez pszczelarskie małżeństwo Marię i Wacława Mochockich. Niestety w wyniku interwencji nieprzychylnych sąsiadów, na dodatek spokrewnionych z Mochockimi, Sąd Rejonowy w Kielcach wyrokiem z dnia 23 listopada 2010 roku, nakazał Mochockim usunąć pasiekę z ich własnej działki. Nie czas i miejsce rozbierać ten kuriozalny i krzywdzący wyrok na czynniki pierwsze. Dość powiedzieć, że na biegłego w tej sprawie Sąd powołał Tadeusza Sabata. I to właśnie opinia i zeznania prezydenta Polskiego Związku Pszczelarskiego zaważyły na ostatecznym wyroku, co zresztą Sąd jednoznacznie stwierdził. Mochoccy są członkami Świętokrzyskiego Związku Pszczelarzy w Kielcach, a ŚZP w Kielcach jest członkiem PZP. Statut PZP mówi, że PZP i jego władze są zobowiązane do udzielania wszechstronnej pomocy członkom swoich organizacji członkowskich o ochronie pszczół w ekosystemie już nawet nie warto pisać. Prezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego Tadeusz Sabat po raz kolejny stanął jednak przeciwko fundamentalnym zasadom własnej organizacji. Tak po prostu, bez wysiłku i wyrzutów sumienia.
Epilog
Na koniec mam prosbę! Nie kupujcie miodu w supermarketach. Poszukajcie sobie w Waszej okolicy pszczelarza i walcie do niego jak w dym. Dziękuję!
Autor:Maciej Rysiewicz
Redaktor naczelny Przeglądu Pszczelarskiego oraz portalu Zdrowie i Apiterapia
Jeden komentarz