Janusza Korwin – Mikkego można nie lubić, można się z nim nie zgadzać i można nie akceptować jego zachowań. Ale trudno nie zauważyć, że jego formacja polityczna jest jedyną alternatywą dla panującego w Polsce ustroju.
Nie o to chodzi, żeby świnie się zmieniały przy korycie tylko o to, żeby zlikwidować koryto – zwykł mawiać Janusz Korwin – Mikke podczas każdej kolejnej kampanii wyborczej. Jego zdaniem, po każdych wyborach zmienia się tylko personalna obsada stanowisk w rządzie i parlamencie, ale nie zmienia się nic istotnego z punktu widzenia życia przeciętnego Polaka. Zmieniają się jedynie nazwy partii i polityków, którzy okradają nas z pieniędzy. Zmienia się więc rzecz bez znaczenia, bo trudno za coś ważnego uznać zmianę tego, kto zabiera nam pieniądze. Zmiana istotna polegac będzie na tym, że przestaniemy być okradani. Podobnie ze zmianami w funkcjonowaniu adminisitracji państwowej. Nie ma znaczenia kto reformuje urzędy. Prawdziwa zmiana polegać będzie na tym, że część urzędów zostanie zlikwidowana, a bezsensowne przepisy – zniesione.
W 2005 roku, gdy dobiegał końca okres premierostwa Marka Belki, ilość urzędników w Polsce była obciążająca. Gdy władzę przejął PiS, liczba urzędników wzrosła szybciej. Zwiększono też ilość instytucji zajmujacych się szpiegowaniem obywateli (powołanie CBA). Przy drogach zainstalowano zaś dużo fotoradarów, które zaczęły uzupełniać kasę państwową. Zwracał na to uwagę Donald Tusk, krytykując Jarosława Kaczyńskiego za nadmierną surowość wobec kierowców. Gdy w 2007 roku Tusk został premierem, ilość fotoradarów wzrosła lawinowo. Rozrosła się do rozmiarów monstrualnych administracja państwowa, a dług zagraniczny przekroczył 800 miliardów złotych. Tak samo jest zresztą od 1989 roku. Każda formacja polityczna będąca u władzy – niezależnie od tego, co obiecuje – zawsze podwyższa podatki, zwiększa dług zagraniczny rozrasta biurokrację i wprowadza przepisy utrudniające ludziom życie. We wszystkich tych dziedzinach, rząd Donalda Tuska osiągnął najwięcej, wyprzedzając w konkurencji dążenia do eurosocjalizmu wszystkie poprzednie gabinety.
Charakterystyczne jest też to, że 20 minionych lat dowiodło, iż partie te – choć formalnie ze sobą rywalizują – zawsze są gotowe mimo swoich deklaracji zawierać sojusze w dowolnej konfiguracji. Przed ostatnimi wyborami, Kaczyński nie wykluczał koalicji z SLD, która zresztą nie byłaby pierwsza. Wcześniej, w mediach publicznych, obie partie były w stanie zawrzeć porozumienie. Jeszcze wcześniej zawarły porozumienie w sprawie tajnych więzień CIA, które organizowali politycy SLD, a tuszowali politycy PiS (głównie Zbigniew Ziobro). SLD jest teraz w opozycji do PSL, z którym kiedyś (w latach 1993 – 1997) tworzyło koalicję. Z kolei Unia WOlności (z której środowiska wywdzi się PO) tworzyła koalicję z AW "S", z której wyrosło Prawo i Sprawiedliwość. Jaki z tego wniosek? Politycy mogą mówić dowolne rzeczy i obiecywać dowolne rzeczy, ale gdy mogą dorwać się do władzy, to zawsze wejdą w dowolną koalicję, byle tylko dorwać się do koryta. I KRAŚĆ! Ośmielam się postawić tezę, że dla władzy (i koryta) nawet Janusz Palikot i Jarosław Kaczyński byliby w stanie zawrzeć koalicję. Obaj mają już pewne doświadczenie w niedotrzymywaniu zobowiązań i deklaracji.
Na tle tej politycznej hołoty wyróżnia się właśnie Kongres Nowej Prawicy, który mówi otwarcie, że zmienić trzeba ustrój, a nie ekipę przy władzy (czyli przy korycie). I który chce zmian istotnych: obniżenia podatków, zakazu zadłużania państwa, drastycznego zmniejszenia biurokracji i w końcu likwidacji niepotrzebnych i szkodliwych przepisów prawnych. Czy chcielibyśmy mieć niższe ceny, a wyższe zarobki? Każdy odpowie "tak". Czy chcielibyśmy jeździć po lepszych drogach? Kazdy odpowie "tak". Czy chcielibyśmy mieć mniej awantur z biurokracją? Oczywiście, że tak. Czy chcielibyśmy móc zajmować się swoimi sprawami, bez przeszkód ze strony urzedników skłonnych kontrolować nas na kazdym etapie naszego życia? Oczywiście, że tak? A czy głosujemy na Kongres Nowej Prawicy? Niestety nie. Ale chętnie potem narzekamy, że zmieniła się ekipa przy władzy tylko nic dobrego dla nas z tego nie wynikło. Nic. Głównym problemem anomaliów na polskiej scenie politycznej jest to, że większość wyborców nie rozumie związku między tym jak głosuje, a jak się żyje w kraju.
Kongres Nowej Prawicy nie jest wrogiem tylko PiS-u czy tylko PO. Jest wrogiem całego ustroju, a przez to wszystkich tworzących go partii. Można się więc spodziewać, że wszystkie te partie zawsze wystąpią razem przeciwko KNP, byle tylko nie dopuścić jej do władzy. Raz udało się doprowadzić do niezarejestrowania list wyborczych. Drugiego "razu" już – moim zdaniem – nie będzie. Nieuchronne bankructwo polskiego eurosocjalizmu wyśle na śmietnik historii obecny ustrój i tworzące go partie. Wtedy trzeba będzie zbudować ustrój normalny. A wtedy nie będzie alternatywy dla KNP. Tylko czy wszyscy to zrozumieją? Jeśli nie, zagłosują ponownie na partie z "establishmentu". A jak one rządzą to od lat widzimy