Coraz więcej jest nagrań wypadków na przejściach dla pieszych, bowiem instalowanie kamerek w pojazdach oraz stacjonarnych (przy sygnalizacji) staje się coraz powszechniejsze. Piesi wchodzą bezpośrednio na jezdnię na zebrach, bowiem uważają, że im się należy bezwzględne pierwszeństwo, nawet bez sekundowego oczekiwania. Bywa, że wychodzą zza stojącego autobusu, z którego właśnie wysiedli i nie zawsze jest to na przejściach, bowiem one nie zawsze znajdują się tuż przy przystankach.
Nawet jeśli w wielu przypadkach to właśnie pieszy ma prawo pierwszeństwa na pasach, to na dostępnych nagraniach widać, że często nie przestrzega podstawowych zasad bezpieczeństwa: nie patrzy w lewo i nie upewnia się, czy nadjeżdża pojazd, który może być dla niego śmiertelnie niebezpieczny.
Zdarza się, że na prawym pasie zatrzymuje się gwałtownie samochód dający pierwszeństwo przejścia pieszemu, a ten ośmielony takim uprzejmym zachowaniem, przechodzi nie bacząc, że na kolejnym pasie jedzie auto, którego kierowca został zaskoczony (czasami wyszukaną, a nawet przesadną) grzecznością kierowcy na prawym pasie. Wiele osób ginie z powodu owej kurtuazji i wiele z nich żyłoby, gdyby ten kierowca nie był aż taki uprzejmy – wiele by dożyło sędziwego wieku, nie pamiętając nawet takiego zajścia.
Człowiek jedno ma życie i wiara w przestrzeganie przepisów drogowych przez wszystkich kierowców może jedynie przyczynić się do zmniejszenia liczby ludności naszego państwa, które ma poważne kłopoty z zachowaniem dotychczasowej populacji. Natomiast po śmiertelnym wypadku oczekiwanie przez rodzinę na sprawiedliwy wyrok jest czystą iluzją, bowiem nie ma takiego satysfakcjonującego wyroku, a upływający czas sprzyja sprawcy, bowiem początkowo nawet jeśli jest zszokowany i podświadomie chce poddać się karze, to z czasem się usztywnia i to przy udziale rodziny oraz adwokata, który wskazuje na wszystkie uchybienia ofiary, a takie jednak niemal zawsze występują. Wystarczy przejrzeć nagrania – zwykle ofiary przechodzą bez sprawdzania ruchu ze swej lewej strony, więcej – rozglądają się wszędzie, ale nie na lewo, często po zmierzchu są odziane w ciemne ubrania, mają kaptury, korzystają z telefonów lub słuchawek albo trzymają ręce w kieszeniach, co utrudnia ewentualną asekurację w krytycznym momencie. To bardzo przykre jest dla rodziny ofiary, kiedy w sądzie pokazany zostanie filmik dowodzący, że wprawdzie winę ponosi kierowca, ale gdyby nie całkowita niefrasobliwość pieszego, to do wypadku nie doszłoby i nie byłoby dramatu dwóch rodzin.
W bodaj każdym mieście są odcinki ulic, na których powinno być ograniczenie prędkości z uwagi na istnienie paru przejść dla pieszych zlokalizowanych blisko siebie albo jest kilka wiat autobusowych, z których spieszą ludzie, zwłaszcza w godzinach szczytu, do innych przystanków, przechodząc na drugą stronę jezdni, także w przypadku nieistnienia oznakowanych przejść.
Taki przypadek jest np. na ulicy Jana z Kolna pomiędzy budynkami Hali Targowej a Sądu Rejonowego w Gdyni. Znajdują się tam 3 wiaty, z których pasażerowie wysiadają i przechodzą w stronę dworca głównego lub idą z tego kierunku do pojazdów stojących przy tych wiatach albo właśnie nadjeżdżających. Obserwując osoby przechodzące w tym rejonie można jedynie wyrazić zdziwienie, że tak mało jest tam wypadków – ciągle ktoś przebiega, wymusza zatrzymywanie aut mknących w kierunku portu i stoczni, samochodów, które właśnie jeszcze przed sądem zaczynają się rozpędzać i to do znacznych prędkości.
Przykładowa propozycja – bazująca na powyższym przykładzie – polegałaby na umieszczeniu znaku zakazu, na którym byłby wizerunek osoby wychylającej się spoza autobusu. Pierwszy taki znak byłby ustawiony na początku owego odcinka (skrzyżowanie z ul. 3 Maja) oraz przed każdą z trzech wiat. Na końcu tego odcinka (za sądem) byłby ustawiony znak odwołujący ten zakaz (z przekreśleniem) albo po prostu skrzyżowanie odwołałoby ów zakaz.
Znak ten oznaczałby, że na oznaczonym odcinku prędkość dopuszczalna wynosi 40 km/h (gdyby nie było tam w danej chwili autobusów i trolejbusów lub podobnych pojazdów, np. wycieczkowych autokarów) lub 30 km/h (gdyby na tym odcinku był choć jeden ze wspomnianych pojazdów). Przekroczenie tych prędkości już o 5 km/h byłoby karalne. Na całym tym odcinku powinny być zamontowane kamery.
Podobny znak byłby naniesiony po lewej stronie tylnych ścian wszystkich miejskich pojazdów transportu publicznego. Oznaczałby, że jeśli taki pojazd stoi przy przystanku lub w miejscu awaryjnego postoju, to omijające go auta nie powinny jechać szybciej niż 30 km/h.
Przy okazji… Od czasu do czasu chodnikiem (przy owych trzech wiatach) pomykają rowerzyści, którzy nie biorą pod uwagę bardzo groźnej sytuacji, kiedy to pasażer czekający na ławeczce nagle wstanie i podejdzie ku nadjeżdżającemu pojazdowi, a w tym samym momencie, z przeciwnego kierunku (czyli dla pasażera niewidoczny), nadjeżdża rowerzysta, który zostanie potrącony (wepchnięty) niechcący pod ten pojazd.