Promem na Zieloną Wyspę
01/10/2011
563 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Czytając gdzieś w necie w styczniu tego roku opis „Chrztu równikowego” przypomniał mi się mój rejs powrotny na Zieloną Wyspę z urlopu w Polsce
Czytając tamten opis przez chwilę poczułem się jakbym tam był i przeszedł ten chrzest równikowy 😉 chociaż na moim promie nie było żadnego chrztu.
Nie wiem jak tam buja na tak wielkim statku, bo na promie małym a bardzo szybkim przy wietrznej pogodzie, to już wiem…
Wie też moja żona.
Gdy już zrozumiałem, że Ona o tym wie – bo była blada jak papier – dodatkowo poczułem jej dłoń zaciskającą się na mojej…
Uspokajałem ją jak tylko mogłem, ooo, zobacz jaki fajny film. Właśnie leciał nowy Shrek i z zaciekawieniem spoglądałem na ekran omijając boczne okna… ( W tym filmie był taki jeden rudy, brzydki, cwaniaczek i oszust bardzo podobny do naszego p.o. płemieła ).
A co było za tymi oknami? PRZERAŻENIE…
Oczywiście jako mąż swojej żony nie mogłem dać poznać, że coś jest nie tak i że może mam stracha.
Jednak w duchu, gdy mocniej przechyliło i stuknęło, to serducho się zastanowiło o co tam chodzi… Szczęśliwie się wszystko skończyło, jak też i w filmie, który dobiegł do końca.
Miła stewardesa w krótkiej rozmowie podczas przygotowania nam drugiej kawy wytłumaczyła, że w tym rejsie było spokojnie, bo ostatnio, to wszystkie szklanki spadały. Wypiliśmy kawę. Pożegnaliśmy się z nią.
PS
Po pierwszej kawie stewardesa nam powiedziała, że tym rejsem dowodzi starszy kapitan i ma swój styl jazdy czy jakoś tak 😉 i że jest to jego ostatni rejs….