„Gazeta Wyborcza” ujawnia, że prokuratura z warszawskiej Pragi zawiadomiła wczoraj szefa MSW o”poważnych uchybieniach w działaniach BOR oraz szefa tej formacji gen. Mariana Janickiego w związku z ochroną premiera i prezydenta”
Chodzi oczywiście o uchybienia podczas wizyty w Smoleńsku w 2010 r.
Prokuratorzy dali min. Jackowi Cichockiemu miesiąc na nadesłanie wyjaśnień i podanie środków "podjętych w celu zapobieżenia takim uchybieniom w przyszłości" (to szef MSW nadzoruje BOR). Ton wystąpienia prokuratury – "Gazeta" poznała je pierwsza – jest taki, jakby to była sugestia do zdymisjonowania Janickiego.
Co konkretnie zarzuca Janickiemu prokuratura? Według niej Janicki jako szef BOR odpowiada za ochronę prezydenta oraz premiera, ale nie wypełniał tych obowiązków w kwietniu 2010 r., bo nieformalnie – co ważne – wypełniał je jego zastępca.
W wystąpieniu do Cichockiego prokuratura wylicza długą listę zarzutów, jakie można postawić BOR: bezpodstawne zaniżenie stopnia zagrożenia każdej z obu wizyt; nierozpoznanie lotniska Siewiernyj ("co powinno skutkować ewentualną zmianą miejsca lądowania"); brak rozpoznania pirotechnicznego; nieprzeprowadzenie rekonesansu na lotnisku; brak informacji, jakich sił i środków użyje strona rosyjska. I w końcu rzecz nieznana: brak łączności z ochroną i osobami ochranianymi.
– Te oskarżenia to hańba i absurd – mówi "Gazecie" gen. Janicki, szef BOR. Nie zna pisma prokuratury. Do 26 lipca jest na urlopie za granicą.
Więcej o sprawie – w "Gazecie Wyborczej"