W powodzi słów, które mają maluczkich przekonać do racji grupy trzymającej władzę w Unii Europejskiej, reprezentowanej głównie przez luksemburskiego alkoholika, warto wiedzieć, jak jest naprawdę.
Pani Profesor Genowefa Grabowska nie ma powodu, by ideologicznie bronić „dobrej zmiany”. Jak podaje wikipedia:
Z ramienia koalicji Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Unii Pracy została wybrana we wrześniu 2001 na senatora w okręgu katowickim. W Senacie przewodniczyła Komisji Spraw Zagranicznych. W 2004 przeszła do Klubu Senatorskiego Socjaldemokracji Polskiej, w tym samym roku została wybrana do Parlamentu Europejskiego. W 2009 ubiegała się o reelekcję z listy koalicyjnego komitetu Porozumienie dla Przyszłości – CentroLewica, który nie osiągnął progu wyborczego. W 2011 bez powodzenia startowała do Senatu z ramienia SLD, zajmując 4. miejsce spośród 8 kandydatów w okręgu nr 76. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 bezskutecznie ubiegała się o mandat w okręgu śląskim, startując z drugiego miejsca na liście komitetu wyborczego Europa Plus Twój Ruch i uzyskując 5063 głosy.
Poza ideologicznym skażeniem lewicowym 😉 jest autorką ponad 100 prac dotyczących prawa Unii Europejskiej, prawa organizacji międzynarodowych, prawa dyplomatycznego, prawa ochrony środowiska..
Trudno znaleźć w Polsce prawnika, który wiedziałby o prawie Unii Europejskiej więcej, niż Ona.
Co ciekawe, powyższą opinię podziela zarówno lewa, jak i prawa strona polskiej sceny politycznej.
Pewnie i środek, chociaż nie potrafię wskazać, kto się tam aktualnie znajduje.
28 października prof. Genowefa Grabowska powiedziała to, czego do tej pory najwięksi wrogowie obecnej Unii Europejskiej nie odważyli się wyartykułować.
Timmermans, Juncker, a nawet TSUE… łamią prawo. Tusk pewnie też, ale w Unii tak naprawdę nikt z nim się nie liczy.
Żałuję, że doszło do wyciągnięcia sprawy sądownictwa na arenę międzynarodową, że doszło do włączenia w polski spór najpierw Rady Europejskiej, a teraz TSUE, że spór z Komisją Europejską jest prowadzony wyraźnie w dwu płaszczyznach: prawnej i politycznej. Spór polityczny skutkuje próbą zastosowania wobec PL mechanizmów przewidzianych w art. 2 w zw z art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej i wymaga jednomyślnej decyzji państw członkowskich UE. Tej jednomyślności nie ma! Dlatego KE przerzuciła spór na drogę prawną do TSUE. Jednak traktaty unijne nie dają TSUE kompetencji, aby mógł się zajmować organizacją wymiaru sprawiedliwości w państwach członkowskich UE (art. 2-6 Traktatu o funkcjonowaniu UE). Zatem oceniając postępowanie KE wobec Polski, a także wcześniej – Węgier widać wyraźnie, że działa ona w kierunku pozastatutowego rozszerzenia posiadanych kompetencji. W tej sytuacji można się zastanowić, czy decyzja polskiego rządu o wycofaniu się z tej części reformy nie pomaga KE w ustaleniu nowej normy prawnej, wskazującej, że pole „wymiaru sprawiedliwości” również należy do kompetencji Unii. Poprzez takie „rozpychanie się” KE po prostu zawłaszcza coraz to nowe pola kompetencji, pola, które traktatowo jej nie były przypisane. Często mówi się w takich przypadkach o „pełzających kompetencjach”. Stojąc jednak na gruncie legalistycznym, gdzie o podziale kompetencji decyduje traktat, państwa nie powinny pozwalać organom organizacji na takie działania! Komisji Europejskiej także.
Szczególnie gorzkie, bowiem trafne, są słowa Pani Profesor dotyczące polskich sądów:
Odnoszę wrażenie, że ostatnio zatraciliśmy w Polsce poczucie racji stanu, że np. sędziowie nie mieli na względzie dobra instytucji, nie walczyli o SN, a tylko o swoje przywileje. Dobro instytucji, czyli powaga Sądu Najwyższego zeszła na plan dalszy. Tego mi szalenie żal, bo to straty nie do odrobienia.
(ibid.)
Powyższe oznacza, że praworządność wcale nie jest zagrożona w Polsce.
To Unia Europejska na naszych oczach przeradza się w monstrualną republikę sędziów.
Miejmy nadzieję, że po eurowyborach (26 maja 2019 r.) ten stan się zmieni.
Jak powiedziała Pani Profesor nie można zezwalać na pełzające rozszerzanie kompetencji UE.
I dlatego ci europosłowie, którzy na taki stan rzeczy pozwolili, muszą odejść.
Inaczej za kilka lat z łezką w oku będziemy wspominać demokratyczny Układ Warszawski.
29.11 2018
4 komentarz