Przecwelony stanem wojennym
Przy okazji happeningu pod auspicjami PO „Cała Polska szuka kołdry pod którą Jarosław Kaczyński przespał noc z 12 na 13 grudnia 1981” zechciało mi się dziś obejrzeć „Drugie śniadanie mistrzów” w TVN. Oczekiwałem, że niezawodny pan Mleczko i jego koledzy, pojeżdżą sobie po Jarosławie jak po łysej kobyle. Nic z tego. Owszem było coś o tym strasznym dniu, w którym wprowadzono stan wojenny, ale w konwencji o jakiej wcześniej nikt nie podejrzewałby tych „mistrzów drugiego śniadania”*.
Ton dyskusji nadał prof. Bralczyk, który poczerwieniały z oburzenia wykrzyczał, że nazywanie ZOMO Gestapo było przesadą „w niebywały sposób”. Jeszcze chwila, a poczerwieniały z oburzenia dziad eksplodowałby i zachlapał studio.
Żeby to skomentować proponuję najpierw obejrzeć fragment programu z uwzględnieniem jajcarza Mleczki, który był echem Bralczyka.
Bralczyk sam przyznaje, że w tamtym okresie był w Polsce przelotnie. Może to trochę dziwić tych, którzy pamiętają stan wojenny, bo żeby w tamtym okresie wrócić i ponownie wyjechać, to mógł tylko ktoś komu twórcy stanu wojennego bezgranicznie ufali. Widać Bralczyk takie zaufanie posiadał. A może jakiś członek jego rodziny był w ZOMO? To uzasadniałoby jego święte oburzenie. Może ktoś z rodziny Mleczków też? „Święta racja” nie bierze się bez powodu. Zwłaszcza tych osobistych.
Każdy, kto jak ja pamięta tamten okres, wie że ZOMO to było najgorszego sortu bydło. To byli zwykli kryminaliści, których jedynym celem, jakie przed nimi postawiła wojskowa junta, było zastraszenie społeczeństwa poprzez brutalność równą tej gestapowskiej. Bralczykowi wtóruje niezawodny jak zawsze Mleczko: „święte słowa panie Jerzy”. Pan Andrzej Święte Słowa Mleczko dopowiada i poszerza oburzenie kolegi. Wybicie zęba Rulewskiemu nazywa kosztami strajkowania. Co do ilości osób zabitych w stanie wojennym, kontestowanych przez Bralczyka, używa argumentu, że: „codziennie na drogach ginie trzydzieści, czterdzieści osób”.
Pan Bralczyk miał wyjątkową okazję żeby milczeć, zajmując w ten sposób miejsce osoby neutralnej, wolnej od uprzedzeń i niechęci. Niestety. Wpisał się w rolę obrońcy stanu wojennego. O panu Mleczce, koncesjonowanym skurwysynie PRL nawet nie warto pisać. Ot łachudra obdarzona talentem. Talentem, którego używa do niecnych celów. Jednym słowem – Utalentowany Skurwysyn.
Wszystkim tym, którzy porównują stan wojenny do przewrotu majowego – kij w oko. W drugie oko tym, którzy nie widzą związku pomiędzy ZOMO, a Gestapo. Trzeci kij, tym razem z braku oczu, w łeb. W łeb i profesurę Bralczyka. Jego profesura kojarzy mi się z marcowymi docentami. Pozostaje domysł, że 13 grudnia 1981 roku nie był w Polsce przypadkiem. Miał paszport PRL, to latał gdzie mu PRL pozwoliło. Czy się mylę?