– Ach, Łukasz – westchnęła mama Łukaszka. – Żebyś ty się lepiej uczył… Miałbyś szanse zostać prezydentem…
– Ach, Łukasz – westchnęła mama Łukaszka. – Żebyś ty się lepiej uczył… Miałbyś szanse zostać prezydentem…
– Nie musi się uczyć – rzekł gorzko dziadek i pokazał swoją gazetę. Na pierwszej stronie był list od prezydenta. Odręczny. Pozdrawiał "Wszystkih czytelnikuf".
– Co robi prezydent? – spytał zaciekawiony Łukaszek, który stwierdził z radością, że sam zrobiłby mniej błędów.
– Nic – rzekł tata Łukaszka i został wyrzucony z pokoju przez mamę.
– Prezydent jest bardzo ważny – pouczyła mama Łukaszka. – Jeździ, reprezentuje, godnie. To jest ważne.
– Super! – zawołał oczarowany Łukaszek.
– Zobacz… Zobacz… – kusiła go mama. – Włączmy telewizor i zobaczmy co teraz robi prezydent. Może ty też będziesz prezydentem… Bądź jak on… Bądź jak on…
– Łukasz byłby lepszy – rzekł z niesmakiem dziadek Łukaszka i nie pozwolił się wyrzucić.
Na ekranie pojawiły się migawki z wizyty prezydenta. Był w Rosji.
– Boże – przeraził się dziadek Łukaszka. – Znowu jakichś gaf narobi!
– Żadnych gaf! – mamie wystąpiły na twarz czerwone plamy gniewu. – To wyjątkowo roztropny człowiek, który umie się zachować w każdej sytuacji! Patrzcie zresztą!
Pokazano prezydenta, który niósł wiązankę kwiatów i zatrzymał się pod tablicą.
– O! – zawołał. – Nowy napis! Jeszcze niedawno pisało na niej co innego!
Podbiegł do niego jakiś asystent i zaczął coś szeptać. Pokazano tablicę. Zamiast napisu "Zginęli Polacy" był napis "Polacy mordowali".
– Co? – spytał głośno prezydent. – Jak to nie składać? Bo co, bo jakieś literki się nie zgadzają? Czy pan wie co pan mówi? Czy pan myśli, że tym, co tu zginęli, robi to jakąś różnicę? Jestem katolikiem, więc wybaczam. Kto ma pamiętać o zmarłych jeśli nie żywi? Gdzie składać kwiaty, jak nie pod tablicą?
Złożył wieniec, po czym zatarł ręce i zapytał:
– To kiedy ten obiad?
– Mówiłaś, że on reprezentuje, a on jakiś obiad… – stwierdził rozczarowany Łukaszek. – Myślałem, że będzie parada, jakieś czołgi, samoloty…
– Będą! – zapewniła pospiesznie mama. – Ale obiad przecież też zjeść trzeba, prawda? Co byś powiedział, gdybym ja nie zrobiła obiadu?
– Zrobiłaby go babcia – zauważył trafnie Łukaszek. Mama zacisnęła szczęki i korzystając z okazji wyrzuciła chichoczącego dziadka z pokoju.
– Obiad to jest bardzo ważna część międzynarodowej dyplomacji – mama zwróciła uwagę syna. – Zobacz jak to wygląda.
Do wielkiej sali weszła grupa polityków. Na czoło wysforował się prezydent. Nie czekając na innych pierwszy usiadł i chwycił za sztućce. W obiektywie kamery przesuwała się sala…
– O! – zakrzyknął Łukaszek. – Nie ma polskiej flagi!
– To nieistotne – próbowała bagatelizować mama.
– Jak, to jest bardzo ważne! – upierał się Łukaszek. – Nawet na zawodach sportowych jest flaga jak ktoś wygra! Polska flaga to… polska flaga! To jest ważniejsze niż jakiś obiad!
Mama zbladła i osunęła się na fotel.
– Łukasz… Co ty mówisz… Wychodzi z ciebie zwierzęcy antysemityzm…
– Może się kapnie – Łukaszek pokazał prezydenta. I prezydent jakby go usłyszał. Wodził wzrokiem w lewo, w prawo, a wreszcie zawołał:
– Hej, czegoś brakuje!
Wszyscy w sali zamarli.
– To skandal! – kontynuował prezydent.
– Niczego nie brakuje! – machała rękami mama Łukaszka.
– Czego brakuje? – spytał ostrożnie ktoś z gospodarzy.
– Flagi!! Flagi!! – darł się Łukaszek. Prezydent pokazał stół i rzekł:
– No przecież nie ma masła!
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!