„Gdybym wiedział, co mnie czeka – głosowałbym na Nixona.”
John F. Kennedy
Może jednak warto zastanowić się przez chwilę, jakie cechy winien mieć idealny prezydent. Zapewne dobrze by było jak by był kreatywny i twórczy. Jedynym amerykańskim prezydentem, który uzyskał wpis do urzędu patentowego był Abraham Lincoln[1]. My możemy się pochwalić Ignacym Mościckim.
Niewątpliwie ważna jest wola i determinacja do sprawowania władzy: W czasie debaty parlamentarnej Margaret Thatcher[2] postawiono pytanie: „Czy jesteście gotowi rządzić?” Natychmiast odpowiedziała: „Ja tak, jestem gotowa. Kiedy tylko chcecie”.
A jeżeli komuś się nie chce? A co byś powiedział na takiego kandydata?
Był wyczulony na potrzeby swoich współziomków i bardzo trafnie rozpoznawał frustracje i nastroje panujące w społeczeństwie. Wobec najbliższych współpracowników był bardzo opiekuńczy. Umiał dobrać właściwych ludzi na właściwe stanowisko (co prawda u schyłku kariery już nie szło mu tak dobrze). Nie bał się podejmować trudnych decyzji (choć zbiegiem czasu przerodziło się to w ślepy autorytaryzm). Z jednej strony był przewidywalny i posiadał u swoich zwolenników poważny autorytet, a nawet charyzmę, z drugiej przeciwników nie raz zaskoczył inicjatywą. Działał śmiało, zdecydowanie, czasem nawet za bardzo). Podczas wystąpień publicznych prezentował się doskonale, (choć dla wymagającego odbiorcy mogły stwarzać nieco przygnębiające wrażenie). Zręczny, nawet podstępny dyplomata i negocjator. Niewątpliwie makiawelista, manipulator. Zdecydowanie wygrał demokratyczne wybory. Nazywał się Adolf Hitler.
Zatem zastanówmy się, jakie cechy powinien mieć idealny prezydent.
Podczas 108 konwencji Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego (APA) starano się znaleźć odpowiedź na pytanie, jakie cechy charakteru mieli amerykańscy prezydenci. W końcu to one w dużej mierze decydowały o tym, kto został wybranym do Białego Domu i w jaki sposób zapisał się na kartach historii. Co prawda nie powstała komisja senacka na tą okoliczność, ale ponad setka psychologów wzięła pod lupę 41 mieszkańców Białego Domu. Analizie poddawano ostatnie 5 lat, oczywiście PRZED objęciem urzędu. Wiadomo: „Z czego powstałeś zależy od genetyki, w co się obrócisz, od polityki”[3].
Otóż, w świetle tych badań, najczęściej powtarzającymi się cechami była asertywność (czyli, w uproszczeniu: praktyczna umiejętność stosowania łokci), upór i nieprzyjemny charakter. Przynajmniej w tym wymiarze rodzimi kandydaci specjalnie nie odstają. Jeżeli sami o tym zapomną, natychmiast przypominają im o tym ich konkurenci do urzędu. Faktem jest, że „Polityka psuje charakter”[4]. Może „nieprzyjemny charakter” należy wnieść do rejestru chorób zawodowych polityków?
Przeanalizowanych prezydentów charakteryzowały się ich także trudności z bezpośredniością i delikatnością. To już raczej w niewielkim stopniu dotyczy naszych pretendentów. Wszak nawet już nie rękę, ale nawet nogę mogą podawać, jak to zaproponował L. Wałęsa A. Kwaśniewskiemu w 1995 r. podczas telewizyjnej debaty. Przypomnijmy, że na propozycji się jednak skończyło. Wszyscy też (przynajmniej pod czujnym okiem kamer) zgodnie głaszczą, przytulają główki dziatek, że aż coś w gardle ściska. Można żałować tylko, że nie sposób sobie przypomnieć takiej troskliwości przed startem do wyborów, ale to może ludzka pamięć jest taka zawodna. Ze szczególnym uwzględnieniem pamięci wyborców.
Cenna uwaga: „Mów łagodnie i miej przy sobie gruby kij, a zajdziesz daleko.” udzielona przez Theodora Roosevelta dalej pozostaje w mocy.
Wielu z pośród przebadanych prezydentów popularność zawdzięczało temu, że wyznaczali ambitne cele i robili wszystko, by je osiągnąć, tak jak właśnie czynił to Theodore Roosevelt. Cóż, ale może to należy zrzucić na karb młodości? Był on najmłodszym w historii Stanów Zjednoczonych prezydentem, mając zaledwie 42 lata i 10 miesięcy, gdy znalazł się na tym urzędzie[5].
Inny prezydent, którego również historia pamięta z racji wyznaczania i osiągania ambitnych celów, to J.F. Kennedy, mający dokładnie 43 lata i 236 dni w dniu składania przysięgi (Najmłodszy wybrany prezydent USA. Ach ta młodość!). Wytknął sobie dwa niebanalne zadania: lądowanie załogowego pojazdu na Księżycu oraz zdobycie Marlyn Monroe. Co było bardziej ambitnym przedsięwzięciem niech rozstrzygną już sami czytelnicy. Tu ujawnia się kolejny rys osobowości, wskazany przez dociekliwych psychologów i nie chodzi o romansowanie, ale o otwartość na nowe doświadczenia. W każdym razie, przynajmniej od elekcji JFK, prezydenci USA są najczęściej ekstrawertykami. Wcześniej bywało różnie. Podobnie i u nas. Kontraktowy prezydent Jaruzelski był dokładnie w takiej mierze ekstrawertykiem, w jakim jego wybór był demokratycznym…
Z ekstrawertyzmem jest taki kłopot, że czasem ciężko go odróżnić od narcyzmu (autouwielbienia). A kłopot polega na tym, iż osoby narcystyczne są motywowane do osiągania coraz lepszych wyników tylko wtedy, kiedy dobry wynik przyniesie im chwałę[6]. „Im” – nie innym. Nie sposób w tym miejscu nie poruszyć kwestii moralności. Ale co nas obchodzi moralność? Niech tam! Niech będzie nawet i najgorszym łajdakiem, byleby robił tylko swoje, a im będzie lepszym specjalistą, tym lepiej. Prawda to, czy fałsz? Co nas bardziej interesuje w zachowaniu drugiego człowieka: moralność czy efektywność? Jeżeli odwołamy się do własnych doświadczeń, to okaże się, iż kluczowe znaczenie ma dla nas jednak wymiar moralny, a dopiero potem efektywność. Efektywność nabiera dla nas istotnego znaczenia w sytuacji, w której od efektów działań drugiej osoby uzależniona jest nasza strata czy zysk, jednak, jeśli osoba jest niemoralna, to jej wysoka sprawność zwiększa tylko naszą niechęć do tej osoby. Tak naprawdę zgadza się to ze zdrowym rozsądkiem i nie powinniśmy czuć się zaskoczeni wynikami badań przeprowadzonych przez p. Bogdana Wojciszke[7]. W końcu, w naszym własnym interesie, jest określenie czy mamy do czynienie z efektywnym draniem, który może nas bez cienia skrupułów (zapewne równie skutecznie) wystawić do wiatru, czy raczej niezgrabiaszem, który może nie jest i tak skuteczny, ale w chwili próby kierować się będzie interesem narodu, a nie interesem własnym. Pokora, skromność i spolegliwość i jej przeciwieństwo: pycha z mądrzeniem się, chełpieniem i przypisywaniem zasług sobie.
Im ktoś jest wyżej w hierarchii i ma większą władzę, tym cnota pokory jest mu bardziej potrzebna. Nie tylko Aleksandrowi Wielkiemu przydałby się ktoś szepczący do ucha: „Pamiętaj, że jesteś tylko człowiekiem”.
Postawa pokory nie jest płaszczeniem się, lecz „jest działaniem, które polega na służbie innym, na dawaniu siebie innym. Stąd bardzo ważna dojrzałość, rozwój, wielkość, dzięki której człowiek rzeczywiście ma coś do dania innym.”[8] Czyli przedpotopowa (i nieco przykurzona) moralność jest w dalszym ciągu ważnym kryterium w ocenie postępowania drugiej osoby.
Czy aby trochę nie przesadzamy, nie moralizujemy zbytnio? W końcu polityk, to polityk, i czego od niego wymagać? „Wśród mężów stanu, monarchów, wodzów XX w., ani jednej postaci, która by odpowiadała naszemu obrazowi królewskiego majestatu, z wyjątkiem Karola Wojtyły.” Wszak tak pisał Miłosz o Janie Pawle II, polityku, który był moralny w każdym, nawet najdrobniejszym, kroku. Moralnym, i bardzo skutecznym. Potrafił pokonywać kryzysy, a nie przymykać na nie oczy. Nie unikał trudnych tematów, nie unikał konfrontacji, jasno i odważnie mówił „tak tak, nie nie”. Stawiał wysokie wymagania sobie i innym. Potrafił słuchać, a nie tylko przemawiać, stając się prawdziwym mistrzem dialogu. Potrafił, bez uszczerbku dla swojego autorytetu, przebaczać i prosić o przebaczenie. „Był przezroczysty” jak to powiedział o nim b. D. Zimoń. I jak mało, który polityk potrafił z nadzieją przekazywać niezliczonym rzeszom swoją wizję. Wizję trudną, ale pełną nadziei.
Zatem czytelne wartości, normy i cele stają się szczególnie istotne w przypadku prezydenta. Trzeba wiedzieć, w sposób nie podlegający żadnym wątpliwościom, jakie są poglądy kandydata na najważniejsze sprawy od eutanazji po podatki, czy cel „uśmierdza” środki czy nie, „dokąd zmierzamy i po co dążymy”, ale też za pomocą, jakich metod przyszły prezydent będzie je realizował. Ponadto musi nam wyznaczone cele umieć przekazać. Albo przynajmniej wynająć dobrą firmę PR do tego celu. Aby stać się „przezroczystym” konieczna jest i szczerość. Od razu wyjaśniamy: nie chodzi nam o polityczny ekshibicjonizm, ale przede wszystkim spójność pomiędzy deklarowaną a realną hierarchią wartości. Mają się one tak do siebie jak program wyborczy do realizowanych ustaw, czyli bardzo często nijak. Prof. A. Kępiński zauważył, „różnice między ludźmi sprowadzają się do różnic w ich systemach wartości, wg których formułują się decyzje”[9]. Zresztą, wedle niektórych badaczy, spośród 555 cech, jakie ma człowiek (jak oni to policzyli!), kluczową przy początkowej ocenie jest właśnie szczerość. Od tego jak oceniany kogoś: czy jest z nami szczery czy nie zależy nasze dalsze postępowanie wobec niego. Jest to zgodne ze zdrowym rozsądkiem. Zupełnie inaczej zachowujemy się wobec kogoś, kto jest szczery a inaczej, gdy jest nieszczery. Naturalnie możemy się mylić w ocenie i dać się nabrać, ale to już inna historia.
Przewidywalność i autorytet – polityk, menadżer i… dobry ojciec musi być przewidywalny, w tym sensie, aby było wiadomo, jakie ma zasady, normy i jak postępuje, czyli czego się można po nim w określonych sytuacjach spodziewać.
A jakie „zawodowe” kompetencje winien mieć polityk? Co prawda, jak stwierdził Włodzimierz Lenin: „Każda kucharka powinna nauczyć się rządzić państwem”, jednak warto zobaczyć, jakich umiejętności należy wymagać od profesjonalnego polityka.
Zatem co jest ważne?
Umiejętność mediacji i negocjacji –ciekawa wydaje się rada Roosevelta, który chcąc zakończyć spór pomiędzy dyrektorem do spraw budżetu H. Smithem, a ministrem finansów H. Morgcnthanem, z poważną miną zaproponował: „Zamknijmy ministra i dyrektora w jednym pomieszczeniu, po czym wypuścimy tego, który przeżyje”. Interesujące, prawda?
Umiejętność wpływania na innych ludzi i nie należy tego mylić z makiawelizmem. Makiawelizm to, mówiąc najogólniej, skłonność do manipulowania i „używania” innych ludzi w sobie tylko wiadomych celach i zazwyczaj w swoim głównie interesie. Interes innych może w najlepszym wypadku służyć własnemu, a nie odwrotnie. Manipulator wykorzystuje bez ich zgody do swoich celi. Czy polityk powinien być manipulatorem czy osobą umiejącą wpływać na innych ludzi? Raczej to drugie.
Wizja przyszłości, zmian i umiejętność jej „sprzedawania” – na tą umiejętność już łatwiej zwrócimy uwagę i możliwości jej oceny są dla nas łatwiejsze. Kto z kandydatów do Pałacu Namiestnikowskiego ma wizję Polski, która do nas przemawia, a może nawet nas porywa? Warto się posłużyć rożnymi metaforami: jedni chcą dom budować od podstaw, inni tylko przeprowadzać remont, jeszcze inni kandydaci uważają, że dom jest całkiem dobry, tylko trzeba budowę po prostu kontynuować konsekwentnie dalej.
Rozumienie potrzeb społecznych, umiejętność „czucia” pulsu narodu – bez tego przyszły prezydent nie będzie wiedział czy proponować zmianę czy kontynuację, „pot krew i łzy”, „grubą kreskę” czy może otwarcie wszystkich teczek. To decyduje o sukcesie.
Urząd prezydenta zdaje się służyć zdrowiu. Prezydent Reagan żył ponad 90 lat. Jednak może, dlatego, że, jak sam zauważył: „Ciężka praca jeszcze nikomu nie zaszkodziła, ale, po co ryzykować?” i sam ponoć znakomicie dobierał ludzi. Zatem umiejętność przywódcze i pracy w zespole – dla kogoś, kto pracuje na takim stanowisku, dobranie sobie zespołu i umiejętność zorganizowania w nim pracy, to klucz do sukcesu. Chyba, że wszystkie bez wyjątku sprawy chce trzymać we własnym ręku z powodu nieokiełznanej chęci kontroli. Z badań wynika, że polscy menedżerowie są bardziej dyrektywni od innych i skupieni na sprawowaniu kontroli i zewnętrznych znamionach sprawowania władzy. Kierowanie zespołem zależy też od stylu zarządzania (na przykład demokratyczny, autorytarny). Częstą sytuacją jest przyjmowanie do zespołu ludzi wyłącznie posłusznych albo głupszych od siebie w ramach promocji własnego ego.
I to by było na tyle.
Cała reszta to tylko propaganda.
[1] W roku 1849, 12 lat po zakończeniu kadencji, za urządzenie umożliwiające statkom parowym przedostawać się przez mieliznę.
[2] W czasie dyskusji parlamentarnej o rządzie Tony’ego Blaira (06.11.2003)
[3] Stanisław Jerzy Lec
[4] Eugen Sierke
[5] Urząd głowy państwa objął jako wiceprezydent po zabójstwie Williama McKinleya
[6] Wrzesień 2002, magazyn psychologiczny „Charaktery”
[7] Wrzesień 2002 magazyn psychologiczny „Charaktery”
[8] Jan Karczewski OFMCap
[9] Kepiński A., Psychopatie, str. 30
Wojciech Warecki & Marek Warecki www.warecki.pl Dwa słowa o nas. Zajmujemy się: Pisaniem książek i dziennikarstwem Oraz Trenowaniem i szkoleniami Doradztwem Terapią szczególnie w zakresie: Stres, psychosomatyka Mobbing funkcjonowanie człowieka w organizacji Psychologia wpływu i manipulacji Psychologia oddziaływania mass mediów (w tym nowe media) Rozwój osobisty i kreatywność Praca zespołowa i kierowanie Psychologia sportowa Problemy rodzinne. Warsztaty skutecznego uczenia się