Prezentacja Ministrów, a spadanie z obciętą (przez siebie) gałęzią
17/11/2011
457 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
Prezes PGR nie chcąc się szarpać z pracownikami postanowił, że z powodu ciężkiego przednówka rezygnuje z zasiewów. Pozwoli to wszystkim mniej się męczyć, przejeść ziarno siewne i mieć więcej czasu na organizację mistrzostw w piłkę nożną
Występując dzisiaj w Polsacie i komentując nowe twarze w rządzie, wyraziłem zaniepokojenie co do jutrzejszego expose Premiera. Jeśli nowi ministrowie okazali się tymi samymi o których mówiły przecieki, to prawdziwymi mogą okazać się przecieki o wprowadzeniu nowego podatku od wychowywania dzieci, urodzenia ich, jak i podatku od niepracującego lub mało zarabiającego współmałżonka. Sytuację porównałem do wygrania konkursu na szefa PGR-u który wcześniej zapowiadał niesamowite modernizacje, a po zostaniu prezesem nie chcąc się szarpać z tymi którzy jego popierali, zapowiedział że z powodu zapowiadającego się długiego przednówka rezygnuje z zasiewów. Pozwoli to wszystkim mniej się męczyć, ziarno siewne zmieli się na nowe porcje chleba, a i będzie więcej czasu na zabawę i organizację mistrzostw w piłce. Rolnicy hobbiści będą mogli swoje racje żywnościowe zamienić na sadzonki ogrodowe, a krytycy mogą sobie jechać do sąsiedniego pracodawcy. W międzyczasie dyrektor kołchozu zgadzając się na uzgodnienia gospodarcze ograniczające zakupy na chodliwe towary u siebie, ma obiecaną funkcję w zrzeszeniu producentów rolnych. Tak więc o to co robić po żniwach, przy których nikt nie będzie się męczył, martwił się będzie kto inny. Polska w zapaści demograficznej, aby przetrwać, potrzebuje aby starzejący się wyż solidarnościowy urodził „brakujące” miliony dzieci w ciągu najbliższych trzech lat, gdyż jeśli nie będzie miał dzieci teraz, to już nie będzie miał ich nigdy. Beztroskie, bezdzietne przeżywanie życia, to takie przejadanie zapasów służących na zasiewy. Równie tragicznie musi się zakończyć, chociaż przez chwilę będzie miło.
Jak podaje „Rzeczpospolita”, opatrując to serwilistycznym komentarzem, pod hasłem walki z kryzysem planowana jest likwidacja ulg podatkowych na pierwsze i drugie dziecko w rodzinie, możliwości wspólnego rozliczania się małżonków, jak i likwidacja becikowego co w praktyce oznacza dodatkowe opodatkowanie tych którzy założyli rodziny, urodzili dzieci, i płacą wysokie podatki przy zakupach na ich utrzymanie. Niestety, ale wspierający propozycję komentarz traktuje opodatkowanie polskich rodzin jako „spóźnioną reformę” cynicznie zauważając, że w związku z tym że w Polsce kwota ulg jest niska, to nie wpływa na fakt posiadania potomstwa: „czy dodatkowe 1000 zł rocznie może zmienić decyzję kogokolwiek w sprawie posiadania dziecka?”. Tak więc zamiast apelować o zmniejszenie opodatkowania wychowania dzieci, traktuje się je jako produkt luksusowy – bo trzeba być naprawdę bogatym, aby je mieć i obciąża podatkiem od luksusu. Zapominając, że przez to obcina się gałąź na której się siedzi. I co z tego że przez chwilę komuś będzie cieplej, gdy ją wrzuci do ogniska? Proces depopulacji Polski oznacza zgodę na starzenie się społeczeństwa i utratę zabezpieczenia na starość, w połączeniu z ograniczeniem dostępności do służby medycznej. Niemcy zaniepokojeni kryzysem demograficznym łożą miliardy na rodziny, Polska wlicza 2 mln „martwych dusz” i ignoruje spadek swojego znaczenia w Europie.
W przeciwieństwie do polskiego niemiecki budżet na 2012 r. zawiera nowe wydatki prorodzinne w wysokości 100 euro miesięcznie na dziecko i w celu utrzymania kontroli nad przedsiębiorstwami strategicznymi przeznacza 1 mld euro na przejęcie udziałów od Daimler AG. Jak podaje
The Wall Street Journal w artykule Williama Boston’a, Andreas’a Kissle’a i Matthias’a Rieker’a o jakże charakterystycznym tytule
„Germany Resists Austerity in Budget” Niemcy wprowadzili bardzo silne zachęty prorodzinne, w postaci sfinansowania opiekunki dla dziecka w wysokości 100 euro miesięcznie. Jak podała Gazeta Prawna „W Europie niektórym krajom udało się przełamać fatalną prawidłowość, zgodnie z którą bogacące się państwa szykują sobie demograficzną zagładę. To przede wszystkim Francja, ale także Wielka Brytania, Holandia, Irlandia i kraje skandynawskie”. W Niemczech poczucie zagrożenia jest powszechne, gdyż nawet minister spraw wewnętrznych na początku miesiąca ostrzegł „że jeśli Niemcy nie przyłożą się do prokreacji, dług Republiki Federalnej urośnie do 200% PKB”. Innym działaniem odmiennym od zalecanych pozostałym krajom strefy euro wg
WSJ to wprowadzenie obniżek podatków dla najuboższych na kwotę ok. 6 mld euro w 2013 r. jak i
formy płacy minimalnej. Dla Polaków obytych z propagandą prywatyzacyjną szokujące mogą być doniesienia w cytowanym artykule o przeznaczeniu 1 mld euro na wykupienie udziału 7,5% w spółce EADS od firmy prywatnej Daimler AG. Pouczającą może być argumentacja tego kroku mówiąca o utrzymaniu wpływów niemieckich[!!!] w tej strategicznej korporacji w sytuacji kiedy Daimler AG planuje sprzedaż swoich udziałów: „in order to preserve Germany’s influence on the board.” Otóż wyraźnie widać że interesy niemieckie może reprezentować jedynie państwo jak i przedsiębiorstwo niemieckie, a nie firmy zagraniczne.
Również Financial Times opisuje brak perspektyw gospodarczych krajów które dopuszczają do zapaści demograficznej. We wkładce Financial Times FTfm Rob Arnott w artykule „Some uncomfortable truths” podkreśla: „Wiele osób czeka aby nasze elity polityczne znalazły magiczny eliksir, który może ponownie wywołać wzrost, do poziomu z ostatnich dziesięcioleci. Czekają na próżno.” Podchodząc do kwestii opłacalności inwestycji po schodkowej analizie dochodzi do konkluzji, że ze względów demograficznych inwestorom nie opłaca się inwestować w krajach w których panuje zapaść demograficzna. Ponura perspektywa dla nas, ale zacznijmy od tyłu. Aby opłacało się inwestować konieczna jest perspektywa zysku a jego nie będzie jeśli nie będzie rynku i wzrostu gospodarczego. A przy konkluzji, że udział zysku w PKB był rekordowy pod koniec 2007 roku i obecnie należy się liczyć z jego spadkiem do poziomów przeciętnych, to suma zysku może wzrosnąć jedynie z powodu wzrostu gospodarczego, a jego nie będzie z powodu przelewarowania gospodarek i zapaści demograficznej. W przypadku zmniejszania zadłużenia budżetowego zmniejsza się równolegle wzrost PKB co w przypadku wysokich deficytów oznacza hamowanie wzrostu gospodarczego i zysków przez najbliższe dekady. Ponadto przyrost zadłużenia powoduje wzrost kosztów obsługi długu i w konsekwencji również wyhamowuje przyrost PKB. No i to co najważniejsze „truizmy” demograficzne. PKB jest wytwarzane przez ludzi. O ile w przeszłości ilość pracowników dynamicznie wzrastała, o tyle teraz nie tylko proces uległ spowolnieniu, ale ich ilość będzie ulegała zmniejszeniu. W tej samej skali należy oczekiwać wyhamowanie wzrostu PKB, ale i rynku na produkty i w konsekwencji zyskowności sprzedaży. Czarny scenariusz dla oczekujących na napływ nowych inwestycji. I ostatni „truizm” rzadko podnoszony w dyskusji na „naszym podwórku”. Wzrost PKB jest generowany przez młodą generację w wieku mobilnym, przez 20-to i 30-to latków. Kiedy następuje przesunięcie w kierunku 50-cio latków i starszych PKB spowalnia. Wg Arnott’a wkład młodej generacji jest największy, gdyż są one „silnikami wzrostu”. 50-cio i 60-cio latkowie pracując starają się utrzymać poziom PKB, a nie go powiększyć, podczas gdy 60-cio i 70-cio latkowie są tymi którzy konsumują PKB którzy generują młodsi. Konkludując dla krajów w których wzrasta liczba młodzieży czas ich „glorii nadchodzi”, dla krajów gdzie młodzieży będzie przybywało mało (USA i Zachodnia Europa), a zwłaszcza dla tych w który będzie ona malała – jak w Hiszpanii, Włoszech, Japonii, nie mówiąc o Polsce – nadejdą ciężkie dni. Gdyż jak podkreśla Rob Arnott w swoim artykule „polityka nie znajdzie recepty pozwalającej dostarczać ożywiającej energii i przedsiębiorczości, które mogą przywrócić poprzednie chwalebne wzrosty PKB.” Ot i cała „odrzucana prawda”.
Do nas ta prawda nie dociera teraz, a jak dotrze w chwili kiedy będziemy spadali wraz z obciętą przez nas samych gałęzią, to będzie już za późno.