Uwiera Pana Premiera ta demokracja…a jednak musi podtrzymywać fikcję, że bardzo wsluchuje sie w glos opinii publicznej.
W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, w chwili, gdy pod koniec XVIII i na początku XIX w. formowały się bloki partyjne potocznie zwane federalistami i antyfederalistami , nazwanie kogoś „demokratą” miał bardzo negatywne konotacje. Tym mianem określano „antyfederalistów”, skupionych początkowo wokół Jamesa Madisona, speakera Izby Reprezentantów, a później Thomasa Jeffersona, autentycznego duchowego przywódcy tej formacji zwanej Democratic- Republicans.
Dla hamiltończyków, zwolenników programu ekonomicznego sekretarza skarbu oraz silnej władzy centralnej, demokrata był symbolem chaosu, wojny domowej i uosobieniem „rządów tłuszczy”( mob rule) oraz zaniku wszelkich naturalnych, w ich mniemaniu, różnic społecznych – głównie majątkowych. Wpatrzeni w brytyjski system rządów, twierdzili, że dojście do władzy Jeffersona i jego wyznawców spowoduje dantejskie sceny znane z czasów Rewolucji Francuskiej. Używali wobec swoicb przeciwników niezbyt parlamentarnego języka (z wzajemnością zresztą), w sprzyjających im gazetach (Hamiltończycy: Gazette of the United States; Jeffersończycy – The National Gazette) określając ich m.in. jako Demonkratów.
Jakiś czas temu, nieoceniony pan Wałęsa, stwierdził był, że „miała być demokracja, a każdy wygaduje, co chce”. Jakiś czas temu pani Czubaszek stwierdziła w jakimś programie, że z pani Kempie to należny jest szacunek, bo jest kobietą, ale jak nie rozumie, to w mordę… Przywołuje te dwie wypowiedzi nieprzypadkowo, gdyż mogą one współgrać z nieoficjalnymi przemyśleniami szefa rządu na sytuację w Polsce. Przyglądając się poczynaniom rządu Tuska w sprawie ACTY, i nie tylko w tej, zaczynam się zastanawiać, do jakiego stopnia demokracja jest kulą u nogi tej formacji politycznej i czyż nie lepiej byłoby po prostu dać w pysk opozycji jak za PRLu lub rozgonić na cztery wiatry to towarzystwo, które nie wierzy „wersji oficjalnej”?
Zarówno Afera Hazardowa, jak i Katastrofa Smoleńska pokazała Tuskowi, że posiadanie większości w sejmie, wówczas jeszcze dość przyjaznego kolegi- prezydenta, jak i masy służalczych dziennikarzyn, nie gwarantuje całkowitego zmiażdżenia „watah”i zepchnięcia ich w polityczny niebyt, jak wielu prorokowało z nadzieją w oczach. Co gorsza, te „zaplute karły reakcji”, przy pomocy swoich pomocników utrzymują swoje, wbrew logice, 30 proc i zadają niewygodne pytania, które skłaniają Premiera do co rusz wzięcia urlopu w chwilach, kiedy jest naprawdę potrzebny w kraju. Takie wydarzenia jak ww. afera i katastrofa pokazują, być może, Premierowi, Prezydentowi jak i sprzyjającym im „kołom wojskowym”, pamiętającym „złote czasy wolności”, iż demokracja stoi na im przeszkodzie. Nauczeni doświadczeniem wiedzą obecnie, co pokazuje sprawa ACTA, że w każdej ważkiej sprawie trzeba działać w ciszy medialnej i informować o ważkich posunięciach, gdy już wszystko jest zapięte na ostatni guzik. Informować i dezinformować. Lub na odwrót. Afera hazardowa i smoleńska pokazała rządowi, że należy gromadzić po cichu wszelakie instrumenta prawne, które mogą, choć nie muszą, okazać się przydatne w przyszłości, gdyby sytuacja zmieniła polityczna się na gorsze. Patrzać no, może nie nalezy sie dziwić, że nagle Pan Tusk zaczął troche lubic Orbana. Może on go podziwia, że on może robić wszystko, co chce przy swoich 2/3 w parlamencie i nie musi wyczyniać schylać karku wobec Merkozego, zadowalając ich tylko małymi korektami swojego planu?
Tusk musi jednak dla utrzymywania pozorów, pleść androny, że "wsłuchuje się w głos opinii publicznej". Tak się wsłuchiwał, że całkowicie zignorował ją w kwestii ACTA i nie informował jej od zamiarach rządu. Minister Boni aż zachrypł od zwoływania hucznych konferencji prasowych i bilateralnych rozmów z specjalistami z sektora komputerowego. Nie tak było? Na razie jednak nie mogą całkowicie olać ludzi, szczególnie tych "młodych i wykształconych" i Boni zapowiada, ze trzebe odbudować ich zaufanie. Ciekawe, w jaki sposób? No może po prostu w końcu Premier po gruntownym przejrzeniu ACTA, na co jak widać dotąd czasu nie miał i ochoty, tk bardzo pragnąc zadowolić Merkozego swą europejską postawą, być może teraz jednak sie całej sprawy wycofa chyłkiem, jak to ma w zwyczaju. Skompromitował się nielicho; przeżywa biedak decyzję Trybunału Sprawiedliwości.. Ale co tam, jak wycofa sie z ACTA, to może i "mlodzi i wykształceni" znów pokochają Tuska. Jak to mają w zwyczaju.