Prawo chodu

Jeśli celem istnienia prawa jazdy, egzaminu koniecznego, by je mieć i fotoradarów faktycznie jest bezpieczeństwo, to proponuję wprowadzić osobny dokument: prawo chodu.

Czym byłby taki dokument? To oczywiste: dokumentem poświadczającym, że jego posiadacz ma prawo uczestniczyć w ruchu pieszym na drogach publicznych.

Multum wypadków dzieje się z winy pieszych, którym w dodatku media i rządzący na każdym kroku wmawiają, że pieszy to święta krowa i choćby lazł środkiem jezdni, to kierowca musi uważać. Okazuje się potem, że jedna babina z drugą Kodeksu Drogowego w życiu na oczy nie widziały, ale do łażenia jedna do drugiej drogą, na której Kodeks Drogowy obowiązuje, to codziennie są pierwsze. Wprowadzić prawo chodu jak nic!

Egzamin mógłby odbywać się na zasadach takich, jak dla kierowców, nawet bez części praktycznej. Oprócz mandatów punkciki karne. A co jeśli ktoś chodzi bez prawa chodu albo po przekroczeniu limitu punktów? Nie, nie jestem tak nieludzki, żeby zabraniać całkiem chodzić. Po prostu: w razie uczestnictwa w dowolnej kolizji taki człowiek nie może być uznany za niewinnego.

Oczywiście w normalnym państwie nie postulowałbym czegoś takiego, podobnie jak nie postulowałbym prawa jazdy. Jednak w miarę prób jakiegoś tam poprawienia sytuacji w socjalistyczno-opiekuńczym bagnie, jakim stała się Polska, proszę ten postulat traktować całkiem serio.

Przypominam, że cały czas do nabycia w księgarniach internetowych jest mój kryminał, o którym mogą Państwo poczytać tutaj:

wojciechpietrzak.pl/hexa

W ramach rekomendacji mogę powiedzieć, że okładka trafiła na blog z najgorszymi okładkami, prowadzony przez zlewaczałą feministkę, nadesłana tam przez inną zlewaczałą feministkę. To, że ktoś taki wystawia książce negatywną cenzurkę, należy traktować jak duży plus, nawet jeśli ocena dotyczy wyłącznie okładki.