Obecny system III RP, może niekiedy sprawiać wrażenie, iż praca i kapitał nie mają ze sobą wiele wspólnego. Oczywiście przyjmijmy przy tym, że kapitał odczytujemy w tym tekście, jako ludzi, grupy interesu, organizacje i środowiska, które są z racji swej wyższej pozycji społecznej odpowiedzialne za rozdział dóbr wyższych, w tym kreowanie miejsc pracy. Natomiast praca, to generalnie siła robocza, ale także intelektualna, która musi ponosić główne ciężary konkurencyjności rynku i ryzyko utraty jego stabilności, będąc przy tym ściśle zależnym, od decyzji, a także świadomych i mniej świadomych, kierunków zmian, dokonywanych przez kapitał. Rolą i żywotnym interesem kapitału jest więc w gruncie rzeczy odpowiedzialne i skuteczne zarządzanie, które nie doprowadzi do konfliktu z pracą. Niestety w polskiej przestrzeni polityczno – partyjnej, […]
Obecny system III RP, może niekiedy sprawiać wrażenie, iż praca i kapitał nie mają ze sobą wiele wspólnego. Oczywiście przyjmijmy przy tym, że kapitał odczytujemy w tym tekście, jako ludzi, grupy interesu, organizacje i środowiska, które są z racji swej wyższej pozycji społecznej odpowiedzialne za rozdział dóbr wyższych, w tym kreowanie miejsc pracy. Natomiast praca, to generalnie siła robocza, ale także intelektualna, która musi ponosić główne ciężary konkurencyjności rynku i ryzyko utraty jego stabilności, będąc przy tym ściśle zależnym, od decyzji, a także świadomych i mniej świadomych, kierunków zmian, dokonywanych przez kapitał. Rolą i żywotnym interesem kapitału jest więc w gruncie rzeczy odpowiedzialne i skuteczne zarządzanie, które nie doprowadzi do konfliktu z pracą. Niestety w polskiej przestrzeni polityczno – partyjnej, doszło do swoistego wypaczenia ról na scenie politycznej. Tak naprawdę dzisiaj przeciętnemu Kowalskiemu, ciężko wskazać, która partia broni interesów pracy, a która kapitału. Generalnie w Zachodniej Europie, ugruntował się aktualnie model, że to ugrupowania socjaldemokratyczne, są reprezentacją pracy. Czyżby? Paradoks III RP, polega na tym, że polską socjaldemokrację, tworzy kapitał. Uwłaszczenie nomenklatury komunistycznej u schyłku PRL i zachowanie znacznego wpływu na wyspecjalizowany aparat administracji państwowej, znacznie się do tego przyczyniły. Warto przy tym wyróżnić kariery współczesnych polskich oligarchów, polityków, prawników, dziennikarzy. Bo co ma dzisiaj do zaoferowania ludziom pracy taki Kulczyk, Solorz, Kalisz, Urban czy Sierakowski? Poza kreacją miejsc pracy, starają się też męczyć społeczeństwo złudzeniem, że są lewicą. A to jakaś młodzieżówka wręcza jałmużnę ubogim, w postaci jednorazowych paczek (przecież od tego są różne charytatywne fundacje i kościół), a to ktoś inny rzuci populistycznym dodatkiem w postaci wyborczych obietnic… Resztę ma załatwić socjalny system państwowy, który jednak w dużej mierze, pomaga niewłaściwym obywatelom. Niektórym dowcipnisiom nawet wystarcza, jak zawalczą, o prawa wielorakich, i jak im się zdaje, prześladowanych mniejszości, a potem „pogrepsują” sobie, przy kielichu, o prognozach na zmieniającą się rzeczywistość. Doprawdy ambitne mają plany, ale tak na dobrą sprawę, nie mają już nic wspólnego z „pracą”, rozumianą w wyszczególnionym wcześniej kontekście. To samo, tyczy się rzecz jasna, Platformy Obywatelskiej. Jednak to już zupełnie odrębny przypadek. PO to przecież naturalne ugrupowanie kapitału, powiązane z postkomunistyczną i częściowo postsolidarnościową, elitą władzy. Co nie przeszkadza tej partii, kreować się, w sprzyjających jej rządom, głównych ośrodkach medialnego przekazu, na partię zatroskaną, o los i interes, ludzi pracy. Wszystkie bajki mają jednak w końcu swój kres. Wyborczy cyrk, związany z objazdem Polski „tuskobusem” czy szereg innych obietnic wyborczych i jawnych kpin, wobec ludzi pracy, prysnęły jak krótki mirage na pustyni bez wody. W tym kontekście nabiera znaczenia zasadnicza kwestia, która partia spełnia więc w sposób realny rolę „pracy” i dlaczego ma prawo tą rolę spełniać?
Oczywiście wielu obywateli jeszcze się łudzi, iż najbliższe takim ideałom jest PiS, i to nie tylko dlatego, że odwołuje się do etosu „Solidarności”, ale również z takiego powodu, że w jej elementarnym interesie leży poprawa losu, warstw niższych. Chodzi tu o ludzi różnego typu, poczynając od zwykłych robotników i rolników, poprzez ambitnych studentów i naukowców, uzdolnionych przedsiębiorców, kupców, managerów, wierzących w przywrócenie etyki życiu publicznemu – katolików, poprzez różne ideowe ugrupowania wolnościowe i niepodległościowe, kończąc na prześladowanych i wykluczonych z życia publicznego, działaczach „Solidarnośći”. To właśnie grupy, które dotychczas na przemianach ustrojowych, straciły najwięcej, nie zyskały zbyt wiele, albo nie zrealizowały swoich zasadniczych celów. To skomplikowane połączenie wielu, czasami nawet radykalnie różnych, środowisk, które stopniowo i podświadomie wyczuwają, wspólnotę interesów, a także własną siłę, mogącą dać im podmiotowość w przestrzeni publicznej. Nie liczą się tak bardzo podziały, na skrzydła konserwatywne i egalitarne, liczy się wspólnota narodowa i obrona jej elementarnych praw. Co najważniejsze, prowadzi to do swoistego podświadomego aktu wyborczego, który sprawia, że tak zdefiniowany naród, uznaje za głównego reprezentanta, swych interesów, najsilniejszą partię. Problem w tym, że PiS jako partia uczyniła wszystko, aby takiej roli się pozbawić. Często w polskich mediach podawany jest przykład Skandynawii, jako sukces socjaldemokratycznej wizji państwa dobrobytu, lub Stanów Zjednoczonych i państw Europy Zachodniej, jako sukces liberalnych zasad gospodarczych. Jednak rzadko kto zadaje sobie pytanie, na czym właściwie polegał, obecnie miniony, sukces tych państw? A odpowiedź na to pytanie, nie jest wbrew pozorom, taka skomplikowana. Sukces i dobrobyt, został osiągnięty dzięki znalezieniu optymalnej równowagi, pomiędzy kapitałem a pracą. USA, czy tuż po wojnie, Niemcy Zachodnie, budowały swój kapitał nie tylko dzięki wprowadzeniu wolnorynkowych zasad gospodarczych, ale również głębokiemu szacunku wobec etosu ludzi pracy, podpartego na chrześcijańskich wartościach i zasadach etycznych. Natomiast skandynawski sukces i dobrobyt polegał na tym, że praca stała się przeciwwagą i zarazem partnerem, kapitału, w imię protestancko – socjaldemokratycznych wartości. Dodać przy tym należy, iż tak rozumiana władza, stanowczo odrzucała przy tym radykalne socjalne żądania i rozwiązania, a także doceniała twórczą rolę kapitału w gospodarce i życiu publicznym, tworząc w efekcie dość sprawny mechanizm wolnorynkowy. Drogą do naprawy polskiego życia publicznego, jest więc znalezienie równowagi, między kapitałem a pracą. Jednak, aby tak się stało, dla „kapitału” niezbędna jest przeciwwaga, w postaci „pracy”.
Właśnie dlatego, w najbliższych wyborach, wielu Polaków, odda swój głos na ugrupowanie, które w ich mniemaniu zatroszczy się najlepiej o ich interesy. Wybory stają się więc świetną okazją dla organizacji budowanych oddolnie, przez ludzi dotychczas zepchniętych na margines życia publicznego i ekonomicznego. Skostniałe PiS, przestaje spełniać już rolę opozycji kanalizującej interesy pokrzywdzonych lub wykluczonych przez system. Wiele środowisk dostrzega, że PiS stała się podobnie, jak inne partie kapitału, kolesiowskim układem wzajemnej adoracji i dla awansu na szczeblu państwowym czy też lokalnym, liczą się bardziej wzajemne powiązania i koligacje, niż realna wiedza, zasługi czy umiejętności. Demokratyczna zasada oddolności, staje się jedynie teoretycznym postulatem, atrapą zakrywającą stan rzeczywisty. Dodatkowo czynnikiem demoblilizującym dla społeczeństwa poparcia takiej partii, jest anachroniczność jej programu i wizerunku. W tak zarysowanym modelu przestrzeni politycznej rodzi się szansa na budowę narodowo-demokratycznego ruchu, który upomni się o „pracę” i potrzebne do tego silne państwo, broniące jej postulatów przed zaprzedanym obcym interesom „kapitałem”. Jednak, aby tak się stało, potrzeba uświadomienia rzeszom obywateli możliwych kierunków zmian, a także zaangażowania ich w osobiste włączenie się w realizację tego projektu, wyzwolenie w nich chęci do uczestnictwa w życiu publicznym. Trudna sytuacja ekonomiczna państwa może stać się czynnikiem uruchamiającym takie postawy obywatelskie. Wiele zależy jednak od zdolności i ciężkiej pracy, oddolnych liderów czy przywódców, tych organizacji, które chcą zmienić na lepsze, zastaną rzeczywistość. W każdym razie wszystko wskazuje na to, że punkt graniczny, który narusza „sentyment narodowy” Polaków, został przez obecnie nam panujące „neofeudalne elity”, przekroczony.