POZA PRAWEM – cz. III
26/10/2011
2005 Wyświetlenia
1 Komentarze
33 minut czytania
Jeszcze niedwano kandydat na senatora Janusz C. pragnął przed kamerą Nowego Ekranu wyjaśnić wątpliwości dotyczące jego osoby. Do spotkania nie doszło, ponieważ redaktor naczelny NOWEGO EKRANU wyczuł zastawioną na niego pułapkę.
Jej współautorem był Marek Podlecki. Po publikacji tekstu na łamach NE, Łarzący Łazarz został zaatakowany w sposób przypominający esbeckie fałszywki. Kim jest Marek P. i co łączy go z Januszem C.?
ZDRADA. Obaj zdradzili przyjaciela, Śp. Janusza Kurtykę.
Cz. III
Ostatnie tygodnie nie były najszczęśliwsze dla kandydata na senatora – Janusza C. Skończyła mu się kadencja na stanowisku dyrektora pewnego dużego Muzeum. Złe wydarzenia następowały jak w kalejdoskopie. Po odejściu, przyszła klęska wyborcza. Tylko 15 tysięcy 190 głosów (tak podawała 10 października „Wyborcza”), a więc trochę więcej niż czytelników moich dwóch poprzednich postów na łamach NOWEGO EKRANU.
Współczuję kandydatowi. Tym bardziej, że na kilka dni przed wyborami w SMS-owej sondzie na łamach lokalnej gazety „Echa Dnia” prowadził i w cuglach wygrywał wyścig o senatorski fotel.
Niestety, rzeczywistość, jak to zwykle bywa, skorygowała marzenia. Kandydat odpadł po krótkiej walce.
Z azbestu na salony
W życiorysie zamieszczonym na stronie internetowej byłego kandydata nie można wyczytać zbyt wiele.
Na stronie są szczątkowe nieledwie informacje związane z początkami jego kariery za „wielką wodą”. Nie ma mowy o tym, co kandydat robił w latach 80. w Polsce. Dlaczego i w jakich okolicznościach wyjechał do USA? Skoro działał w opozycji, to jakim cudem dostał paszport? Wyjechał za chlebem? Sławą? Wolnością?
Najpierw było zdzieranie azbestu, a później jakościowy skok – praca w prestiżowym Instytucie Piłsudskiego w Nowym Jorku. Instytut założony jeszcze w czasie wojny przez przyjaciół Marszałka Józefa Piłsudskiego, utrzymywany był z prywatnych pieniędzy, przez polskich emigrantów. Gdy Janusz C. zaczął w nim pracować mieścił się w samym centrum Mannhattanu przy ekskluzywnej 381 Park Avenue South.
Budynek w którym do 1993 r. mieścił się J. Pilsudski Institut of America
Jak to się stało, że Janusz C. otrzymał azyl w USA nie jest wiadome. Wszystko wskazuje na to, że Janusz C. świadomie okłamał władze imigracyjne Stanów Zjednoczonych. Podczas jednej z zrejestrowanych przeze mnie rozmów dowiedziałem się, że legalizacja pobytu mojego bohatera w Ameryce została „zalegendowana” działalnością w strukturach krakowskiego KPN. Rozmawiałem z wieloma działaczami, którzy cieszą się dobrym zdrowiem i pamięć im nie szwankuje. Żaden nie potwierdził tego, by Janusz C. kiedykolwiek był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej. Więcej. Nikt albo o nim nie słyszał, albo poznał kandydata dopiero w Nowym Jorku wiele lat później.
Po ogłoszeniu stanu wojennego kandydat pracował– i to akurat jest prawdą – w krakowskim archiwum państwowym. Opowiadał, że w archiwum przechowywał ulotki…;-);-);-) i tyle. Amerykanie to docenili.
We dwóch zawsze raźniej
Właśnie podczas pobytu w Nowym Jorku Janusz C. poznaje innego „uciekiniera” z Kraju – Marka P. Wnikliwy czytelnik może bez trudu odnaleźć informacje na temat tego pana w Internecie. To człowiek prawicy (za takiego się przynajmniej uważa) oraz czołowy lustrator Polonii Amerykańskiej.
Najciekawsze w jego życiorysie jest nawet nie to, że przekroczył granicę USA w tym samym 1987 roku, co Janusz C., ale że z PRL wyjechał już po zarejestrowaniu go przez „bezpiekę”.
Pierwsza strona karty E-16 Marka Podleckiego z archiwum IPN
Druga strona karty E-16 Marka Podleckiego z archiwum IPN
Powie ktoś, normalna rzecz: rejestracja. Może to element nacisku, dokuczliwej inwigilacji? Dopowiem zatem: Marek P. został zarejestrowany jako Tajny Współpracownik o pseudonimie „Janusz”. Stało się to po jego aresztowaniu 4 grudnia 1984 roku. Miał donosić m.in. na młodego, wyjątkowo radykalnego opozycjonistę – przyjaciela z liceum. Przyjaciel Marka P. w tym czasie przewodził grupie, która „zajmowała się produkcją kolców rzucanych pod koła samochodów milicyjnych podczas starć komunistycznego aparatu represji z manifestacjami nowohuckimi, a także wyszukiwaniem odpowiednich miejsc dla nadajników Radia Solidarność”. Przyjaciel – powtórzę – Marka P. – „był pomysłodawcą urządzeń podsłuchowych umożliwiających rejestrowanie radiostacji resortowych.”
Przyjaciel Marka P. to Janusz Kurtyka, były szef IPN, jedna z ofiar katastrofy smoleńskiej. To czy esbecki pseudonim Marka P. nawiązuje do imienia Kurtyki można tylko przypuszczać.
Więcej szczegółów znajdzie czytelnik w opublikowanym na stronie IPN biogramie świętej pamięci Janusza Kurtyki.
Patriota czy może zdrajca?
Jak to? Marek P.? Reżyser dokumentalnych filmów o działaczach opozycji? Człowiek szanowany i lubiany, w pewnych środowiskach uznawany niemalże za ikonę, nie jest patriotą?
Zadam teraz sobie kilka pytań – na które odpowiedź może być tylko: tak – lub nie. Czytelnik resztę sobie dopowie lub odpowie.
1. Czy Marek P. został zarejestrowany przez SB jako TW „Janusz”? TAK
2. Czy Marek P. był w tym czasie przyjacielem Janusza Kurtyki? TAK
3. Czy wkrótce po zarejestrowaniu Marka P. przez SB jako TW Janusz Kurtyka i jego koledzy musieli przerwać swoją działalność? TAK
4. Czy Marek P. przyznał się Januszowi Kurtyce że jest donosicielem SB? TAK
5. Czy przyznając się Kurtyce do współpracy Marek P. zaprzestał działalności agenturalnej? NIE
6. Czy o tej działalności wiedzą inni działacze opozycji antykomunistycznej z kręgu ś.p. Janusza Kurtyki? TAK
7. Czy mają na to dowody? TAK
8. Czy Marek P. kilka lat po rejestracji przez SB wyjechał do USA? TAK
9. Czy w Nowym Jorku poznał Janusza C.? TAK
10. Czy znajomość Janusza C. z Markiem P. miała swój ciąg dalszy po powrocie do kraju? TAK
Blaski i cienie męskiej przyjaźni.
Po powrocie do Polski w 2005 r. Marek P. opowiadał, że Instytut był dosłownie jego drugim domem. Pewnie dlatego, że dzięki Januszowi C. mieszkał w Instytucie Józefa Piłsudskiego w samym centrum Manhattanu.
Gdzieś jednak w tej znajomości musiała pojawić się rysa. Marek P., z czasem częściej opowiadał o grzechach, niż o zasługach swojego przyjaciela. O czym mówił? O pasji kolekcjonerskiej Janusza C.
Rozmawiałem z kilkoma osobami, które znały Marka P. Wszyscy potwierdzają, że o miłości do sztuki Janusza C. dowiedziały się właśnie od Marka P. Dzisiaj nie utrzymują z nim kontaktu. Zerwali znajomość, gdy wyszła na jaw jego agenturalna przeszłość.
Wersja Marka P: „…został tajnie aresztowany i zwerbowany do współpracy przez SB. (…) Następnego dnia po werbunku przyznał się do tego Kurtyce, stwierdzając, że to jego miał rozpracowywać, bowiem SB podejrzewała go o kontakt z Radiem „Solidarność” (IPN życiorys Janusza Kurtyki).
„Kiedy Marek przyjechał do Polski przyszedł do mnie i od razu zabrał do Janusza Kurtyki. Na moich oczach padli sobie w objęcia” – opowiada jeden z byłych działaczy opozycyjnych. – „Wtedy uwierzyłem, że Marek jest w porządku”.
Wszystko zmieniło się gdy w archiwum IPN ktoś odnalazł dokumenty dotyczące TW pseudonim „Janusz”.
Sam zainteresowany zaczął wykonywać w owym czasie dziwne, można by nawet powiedzieć: bardzo nerwowe i zgubne dla niego ruchy. Począł tłumaczyć się znajomym, do innych rozsyłać emaile. Najpierw opowiadał że podpisał jakąś „lojalkę” a nie dokument „o współpracy”. Potem w kolejnych listach usprawiedliwiał i banalizował fakt współpracy z bezpieką. Okazało się, że jego szczere wyznania rozsyłane znajomym zawierały znacznie więcej szczegółów dotyczących współpracy z bezpieką niż zachowane dokumenty SB. W archiwum IPN zachowały się bowiem jedynie:
1. Karta E-16, o zrejestrowaniu Marka P jako TW pseudonim „Janusz”
2. Lista figurantów SB do Sprawy Operacyjnego Rozpracowania (SOR) kryptonim „Mieszko” – prowadzona od 15.XI.1982 do 2.VI.1987. Na pozycji 7 figurantów wpisany jest Janusz Kurtyka
3. Informacja o zniszczeniu teczki pracy TW Janusz z 29.XII.1989 r. [podkreślenie: Demostenes]
4. Kserokopia karty z kartoteki odtworzeniowej pseudonimów byłej WUSW w Krakowie
5. Kserokopia z kartoteki kart zwróconych z Biura „C” MSW w Warszawie
6. Kserokopia zapisów z kserokopii dziennika rejestracyjnego byłej WUSW w Krakowie
Wyznania TW „Janusza”
A co opowiadał o swojej przeszłości Marek P.?
Oto kilka fragmentów z e-maila wysłanego 16.IV.2009 r. o godzinie 12:12 przez Marka P. do znanego i zasłużonego działacza antykomunistycznego z Krakowa Ryszarda Majdzika:
„Nigdy nie brałem pieniędzy, a kilka raportów, które spisał Lechowski (taką ksywę miał oficer, który mnie przesłuchiwał w dużym fiacie) było wymyślane aby się odczepił.” (…)
Skoro Marek P. wg oficjalnej wersji „następnego dnia po werbunku przyznał się do tego Kurtyce, stwierdzając że to jego miał rozpracowywać, bowiem SB podejrzewała go o kontakt z Radiem Solidarność”,
to dlaczego nie przerwał swojej współpracy z SB, tylko ją kontynuował nie informując o niej nigdy i nikogo w tamtym czasie tj. do 1989 r.? Skąd Marek P. wie, że Lechowski to „ksywa” funkcjonariusza SB? Ponadto SB nie przesłuchiwało podejrzanych w dużym fiacie (a o tym piszący e-maila powinien dobrze wiedzieć). W dużym fiacie mogły się odbywać co najwyżej spotkania oficera prowadzącego z TW „Januszem”.
Warto też pamiętać, że inny duży fiat posłużył SB do porwania ks. Jerzego Popiełuszki.
„W 87 roku chcieli mnie wciągnąć do poważnej współpracy – żebym wszedł w kręgi kościelne.”(…)
Szkoda, że Marek P. nie rozwija tego wątku… W Archiwum IPN nie ma dokumentów, które dotyczyłyby współpracy Marka P. z SB po jego zarejestrowaniu na TW. Chciałbym również dowiedzieć się, co znaczy określenie: „poważna współpraca”.
„Ja ci nie mówiłem o tym, że byłem zarejestrowany jako TW, bo wiedziałem, jaki masz stosunek. Było mi po prostu głupio. Ale ten system, z którym i ja walczyłem nawet po podpisaniu (jeździłem po Polsce śpiewając Kaczmarskiego, mam na to świadków), a potem na zachodzie aż do dnia dzisiejszego, jest taki, że zrobił szmaty z wielu normalnych ludzi. Dlatego i dzisiaj z tym walczę.” (…)
„Słowa. Słowa. Słowa” (To z Szekspira J)
„Rysiek, uważaj, mamy do czynienia z bardzo groźną antypolską siatką szpiegowską. Ja dotarłem do pewnych faktów i dokumentów, dlatego chcą mnie odstrzelić. Piszę to dla swojego bezpieczeństwa. Jakby mi coś się stało, to zachowaj tego maila.”
Dobrze, że Rysiek ten e-mail zachował…
Mój komentarz: „Nie można swej przeszłości wyciąć, jak wycina się nieudany kadr filmu”(Antoni Kępiński „Lęk”) Marek P. rozumie to jak nikt inny. Przecież jest wciąż operatorem kamery (ostatnio także autorem materiałów filmowych dla Muzeum Wojska Polskiego).
Oliwa na wierzch wypływa
Dlaczego Marek P. sam sobie strzelił w kolano? Odpowiedź jest prosta. Gdy wrócił do Polski w 2005 r. nie wiedział jeszcze nic o zasobach Archiwum IPN. Mógł zakładać – jak wielu jemu podobnych – że dowody świadczące o jego współpracy zostały zniszczone. Być może zorientował się, że coś jest nie tak, dopiero wtedy, gdy dostał odmowę dostępu do dokumentów IPN. Jako współpracownik organów bezpieczeństwa PRL nie miał i wciąż nie ma – wedle prawa – dostępu do nich.
Sprawa współpracy z SB jest dla Marka P. wciąż żywa. Zapytany ostatnio, na forum swojego bloga przez internautę „Jantara” Marek P. („Monitor Polski”) denerwuje się:
A kim ty jesteś, że mam ci „dawać odpowiedzi” – sąd polowy?
Podpisz się imieniem i nazwiskiem to możemy zacząć gadać.
Potem jednak, gdy pytania zadają też inni, Marek opowiada już ze szczegółami:
Dzięki Fakir, cała sprawa jest opisana w nowej książce o Januszu Kurtyce. Oni korzystają z ostatniej chwili gdy mogą mnie obrażać. Historia jest za długa żebym ją pisał w komentarzach, są teczki na mnie – tak – jak robiłem nadajniki UKF i urządzenia podsłuchowe dla organizacji Janusza, nagrania policji, które dokonałem na ich pasmach są w archiwach, uratowały niejednemu dupę. Jak mnie śledzono, całe ekipy za mną chodziły, w domu zainstalowano podsłuch z dachu. Złapali mnie, a ja ich zrobiłem w balona. Wyjechałem na zachód gdy próbowali mnie nakłonić do inwigilacji środowiska pielgrzymkowego. Pamiętają do dzisiaj. To jest ta najgorsza frakcja esbecji – antypolska i antykatolicka. Wydaje im się, że rządzą. Ale tylko wydaje.
Po powyższym wyjaśnieniu już nikt z internautów nie drąży tematu. Nie pyta np. o jakie tym razem środowiska pielgrzymkowe chodziło, jaki podsłuch na dachu, jak można dać się złapać „robiąc bezpiekę w balona”, a potem jednocześnie być aż do samego końca 1989 r. rejestrowanym agentem SB.
Najgorsze wydarzyło się przed rokiem. Jak wspomina jeden z przyjaciół Janusza Kurtyki: „Gdy Janusz Kurtyka dostał i przeczytał otrzymane przeze mnie maile –wspomina jeden z moich rozmówców – cały pobladł”. Powiedział, że wyrzeka się raz na zawsze przyjaźni z Markiem P. Było to na kilka dni przed katastrofą smoleńską. Przyszedł wtedy do mnie –opowiada i pokazuje przepustkę do zakładu pracy wystawioną w kwietniu 2010 na nazwisko Kurtyka Janusz.
Wiem, że Marek P. od lat współpracuje z Januszem C. Nie wiedziałem jednak, jaka umowa łączy go z Muzeum (zlecenie, umowa o pracę?) Do czasu, gdy sam bloger Marek P. zdarł zasłonę tajemnicy:
(…)
Ani ja, ani Zeno, ani inni blogerzy, którzy się sprawdzili nie mają złych intencji – stąd powstanie wiadomej agenturalnej platformy, która miała za zadanie przejąć nasze inicjatywy. Ale im się nie udaje – dowód na to jest ostatnia akcja, której efektem jest tylko ujawnienie agenta. Co, że mnie uwalą w Muzeum? No i co? W czasie grypy nie pracowałem w Muzeum i jakoś nam nieźle poszło. [podkreślenie Demostenes]
Kapłan antysemitów
A co z Januszem C.? Dlaczego nagle tak wiele słów o Marku P., a nie o Januszu C.? Z prostego powodu. To Janusz C. daje pracę TW „Januszowi”. Zapewne także korzysta z Internetu.
Czy zatem Janusz C. – strażnik tradycji i narodowych pamiątek (były i być może przyszły dyrektor Muzeum Wojska Polskiego) – nie wie, że człowiek z którym współpracuje, nie ukrywa swoich skrajnie antysemickich i prymitywnych poglądów? Że szerzy nienawiść rasową? I z tych powodów powinny się nim zainteresować organy ścigania?
Oto kilka wpisów samego blogera „Monitor Polski” (Marek. P) oraz cytatów z jego bloga. Liczę, że Janusz C. jako naukowiec, dr habilitowany z profesorską pieczątką (wybaczam mu tym razem słabość do tytułów) potrafi poddać krytycznej analizie twórczość swego pracownika?
Przykład I (zachowana oryginalna pisownia)
anobiusz powiedział/a
Otóż to.Nie ma to żadnego znaczenia.Rozmawiałem 20 lat temu z Żydówką, która jako dziecko przeżyła Auschwitz.Poruszaliśmy najbardziej mroczne wątki szerokiego tematu historii tego nieszczęsnego narodu.Zgodziła sie że pod przykrywką jej narodu ukrywa się złowroga sekta mrocznych sił która, kto wie czy nie więcej żydowskiej krwi przelała w historii,niż ktokolwiek inny.Są Żydzi którzy oddają życie za Prawdę jak inne narody.Pora by silne żydowskie lobby stanęło po stronie innych narodów.
============================
od p.b.: te historie zydowskiej tragedii zterroryzowanych mas opisuje Izrael Szahak w ksiazce dostepnej po polsku; zydowskie elementy antysatanistyczne sa wsrod nas, ale zbyt wielu polakow ma klapy na oczach, nalozone przez …satanistow (np. nienawisc do ruskich, muzulmanow, antysemityzm…); postepoi Zydzi sa jeszcze bardziej kontrolowani, przesladowani niz goje – z wiadomych przyczyn – nie mozna dopuscic do tego, zeby czlonek wlasnej grupy krytykowal wlasne zboczone jelity, bo wtedy pada wiarygodnosc misternie od wiekow tkanego kobierca zniewolenia swiata
Zanobiusz powiedział/a
Ba ,było by dobrze gdyby Pan Piotr był Żydem.To wytrącało by kupę argumentów tzw unym.
==========================
od p.b.: juz wytracilo, gdy ich agenciury wlazly tu z nalepka „antysemita” dla beina; poprawilem na „samonieniawidzoncysie” …ufff nie mata krutszyh sluf w tym waszym jenzyku?
grypa666 powiedział/a
Otóż to! Pod przykrywka walki z ‘antysemityzmem” kryminaliści znaleźli sobie alibi. Dlatego powinnismy sie jednoczyć z uczciwymi Żydami, gdyż niebezpieczeństwo jest takie samo dla nas jak i dla nich. Piotr blisko współpracował / współpracuje z publicystami żydowskimi, którzy ujawniaja ten satanistyczny podstęp (Henry Makov, prof. Michel Chossudovsky i in.). Ja sam mieszkałem i pracowałem na Manhattanie gdzie mieszkało wielu Żydów, codziennie przeprowadzłem rozmowy, nawet byłem z kilkoma zaprzyjaźniony. To oni mi uświadomili po raz pierwszy co się dzieje w USA, a było to na początku lat 90-tych. Słuchałem z niedowierzaniem o tym co to jest naprawdę FED i że podatki w USA są nielegalne…
===============================
od p.b.: w info nurt i wir mielismy z kanady Marka Rysa i Henry Makowa, w ostatnich latach wspolpracuje z Michelem Chossudovskym (Kanada) , Bratem Nathanaelem (USA), Christopherem Bjerknesem (USA), Kaeren Parker (USA); moje referaty naukowe nt. satanistow i stosunkow polsko-zydowskich naszpikowane sa informacjami-skarbami, niedostepnymi od nie-Zydow, np. z witryny jewsnotzionists, od dysydentow izraelskich itd — guzik bysmy wiedzieli prawdy o zydach-draniach, gdyby nie ci ludzie
Rebe powiedział/a
Zwykle okazywało się że najwięksi antysemici w historii tacy jak Hitler nienawidzili swoją żydowską krew.
===============================
od p.b.: jeden z ojcow nowoczesnego syjonizmu (Hertz?) powiedzial n aprzelomie 19/20 wieku, ze wykorzystaja antysemityzm dla sprawy syjonizmu; w II wojnie swiatowej tak wlasnie sie stalo;
a tak na marginesie jesli mozna by bylo uprzejmie Pana Rebe zapytac, to dlaczego pisalby nie na temat?
grypa666 powiedział/a
O, mylisz się. Oni się uważali za „prawdziwych Żydów” i stąd Holocaust.
Przykład II
(…)
Żydowska psychopatia
Nie jest jasne czy wysoki współczynnik zachorowalności na psychopatię kliniczną wśród Żydów jest wynikiem ograniczonego materiału genetycznego, czy śmiertelnej mieszanki żydowskiej wyższości i paranoi. Ale jest wystarczająco jasne, że bezwarunkowe wspieranie Żyda przez Żydów, nawet najokropniejszego gangstera i psychopaty, chroni i zachęca te potwory i utrudnia społeczeństwu pozbycie się tych zagrożeń wobec społeczeństwa.
Nasza misja
Misją Rebel Media Group jest pomoc żydom w zrozumieniu, że mają ogromny problem, którego nie mogą nadal ignorować. Żydowskość to ani nie rasa, ani nie religia, lecz patologiczny stan umysłowy, który wymaga natychmiastowego leczenia dla dobra ludzkości. Żeby Żyd stał się wartościową istota ludzką, musi wyrzec się żydowskości i stać się co jest znane jako były lub zdrowiejący Żyd. Musi stać się mieszkańcem Ziemi, ani mniej ani więcej. To jest pierwszy krok w zaakceptowaniu całej ludzkości, bez względu na dziedzictwo, narodowość, religię i rasę.
Tablica z 1948 r. upamiętniała 4 mln ofiar Auschwitz. Od 1999 r. tablica zastępcza mówi o tylko 1,5 mln ofiar, „głównie żydowskich”.
Najłatwiejszym sposobem na rozpoznanie Żyda jest jego „aura” poczucia wyższości i nienawiści. (…)
Oczywiście, podobnych skandalicznych przykładów na stronach, blogach zakładanych przez Marka P. można znaleźć znacznie więcej.
Na koniec tego wątku chciałbym zapytać Janusza C., aby uciąć łeb plotce rozpowszechnianej przez Marka P. Czy to prawda, że kiedyś, po przyjacielsku (może też jako zawodowy historyk) pomógł pan Markowi P. zweryfikować stan dokumentów zachowanych w IPN dotyczących jego osoby?
Bez epilogu
Co dalej z Januszem C.? Co dalej z Muzeum? Odpowiem trawestując słowa byłego premiera Federacji Rosyjskiej Wiktora Czernomyrdina: „Miało być dobrze, a będzie jak zwykle”. Sądzę, że osoba Kandydata to gwarantuje.
„Rzeczpospolita” napisała, że generał Pacek, który otrzymał najwięcej punktów w II konkursie nie zostanie szefem Muzeum. Czy może dlatego, że po ostatniej kontroli w MWP generał przeraził się tym, co zastał w swoim przyszłym miejscu pracy? A może dlatego, że parafrazując pewne hasło wyborcze: „Kandydat jest tylko jeden”?
A jeżeli nie Muzeum, to co? Jakiś departament kultury czy jakiejś innej sztuki, a może Ministerstwo Dziedzictwa Narodowego? Na tym Janusz C. zna się jak nikt inny. A jego „zielona strona mocy” umie się bić nie lepiej niż on sam o wygodne stołki. Czy to sprawiło, że zdecydował się wejść do ich teamu? Czy nowy Minister Obrony Narodowej postawi na „sprawdzone kadry” i podpisze nominację na kolejne 5 lat?
Janusz C. nie składa broni. Nie złoży jej również Demostenes. Wolność słowa, wierność prawdzie, przejrzystość procedur, szacunek dla instytucji publicznych i pieniędzy podatników zobowiązuje.
Demostenes
P.S.
Do Pana Romualda Ch.
Panie Romuladzie: proszę nie uciekać od ludzi. Pański profil na Fecebooku został zawieszony
Proszę wrócić do świata! Tym bardziej, że na innym portalu (może dzisiaj dla wielu bardziej passé, a tak naprawdę ponoć bardzo obciachowy) wciąż jest Pan obecny i aktywny. A tak przy okazji: może trochę wspomnień z czasów chmurnej młodości w Stalowej? Fred to wciąż Pana pseudonim?
Jeden komentarz