Polskie rozwiązania znane były w świecie – w literaturze naukowej funkcjonowało pojęcie „polskiej szkoły rehabilitacji”, wg której w miejscu pracy odbywały się kompleksowe działania, łączące w sobie rehabilitację zawodową, społeczną i medyczną. Międzynarodowa Organizacja Pracy uznawała ten system za modelowy i warty upowszechniania, a do Polski przyjeżdżały delegacje z krajów zachodnich, by poznawać dobre praktyki.
Stare giną, nowych nikt nie zakłada
W końcówce lat 80., tuż przed transformacją ustrojową, w Polsce istniały 454 spółdzielnie inwalidów i niewidomych, zatrudniające łącznie 270 tysięcy osób, w tym 75% pracowników z niepełnosprawnością. Od tamtego czasu z roku na rok liczba tych podmiotów stopniowo maleje. W roku 2000 funkcjonowało 356 spółdzielni inwalidów i niewidomych, w 2009 r. – 265, a w 2013 r. – już tylko 184 (patrz – tab. 1).
Trzeba zaznaczyć, że duża liczba istniejących spółdzielni jest w stanie upadłości, co oznacza, że w kolejnych latach znikną one z mapy polskich przedsiębiorstw. Według danych KZRSIiSN, w stanie upadłości w 2009 r. było 50 istniejących spółdzielni, a w 2013 r. – 71.
Konsekwencją likwidacji spółdzielni jest spadek zatrudnienia. W 2009 r. w spółdzielniach pracowało 33,9 tys. osób niepełnosprawnych a w 2013 r. już tylko 18,9 tys. (patrz tab.2). Oznacza to, że w ciągu ostatnich czterech lat zlikwidowanych zostało ponad 15 tysięcy miejsc pracy dla najciężej poszkodowanych osób niepełnosprawnych.
– W czasach świetności zatrudnialiśmy 380 osób, dziś – poniżej 80, w tym 64 osoby z niepełnosprawnością, z czego 60 to niewidomi. Natomiast od pewnego czasu nie zwalniamy pracowników. Oczywiście jest dofinansowanie do pensji pracowników z PFRON-u, ale ta pomoc nie jest zbyt duża i praktycznie rzecz biorąc spółdzielnie niewidomych mają dziś wielkie trudności z utrzymaniem się – podkreśla Kazimierz Lemańczyk, prezes spółdzielni Nowa Praca Niewidomych, pracujący na tym stanowisku już 57 lat.
Jak przekonuje Jerzy Szreter, gospodarka rynkowa polega między innymi na tym, że jednym podmiotom udaje się przetrwać na rynku, innym nie. Problem w tym, że jeśli chodzi o spółdzielnie – to likwidują się, a nie powstają.
Obowiązujące regulacje prawne określają maksymalną pomoc PFRON-u w stworzeniu nowego stanowiska pracy w wysokości 15-krotnego przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w gospodarce narodowej. Przyjmijmy, że chcemy odtworzyć stanowiska pracy osobom zwolnionym ze spółdzielni w ciągu minionych czterech lat. Ile mogłoby to kosztować? W tym celu mnożymy liczby osób zwolnionych (podane w tab. 2) przez maksymalną wysokość refundacji (15-krotna przeciętne wynagrodzenie dla każdego roku). Otrzymujemy horrendalną kwotę 790 100 145 zł. Skorygujmy to wyliczenie i przyjmijmy, że koszty stanowiska to 3/4 kwoty maksymalnej, czyli 30 tys. zł. Przy tak ostrożnym wyliczeniu musimy dojść do smutnej konstatacji, że lekką ręką wyrzucono w błoto ponad 450 mln zł. Strat moralnych, ludzkich dramatów nie próbujmy już wyliczać. |
Nierówna walka na rynku
Głównym problemem spółdzielni inwalidów i niewidomych jest konieczność konkurowania z prywatnymi przedsiębiorstwami na wolnym rynku, bez dodatkowego wsparcia państwa. Tymczasem spółdzielnie te siłą rzeczy z jednej strony mają niższą wydajność pracowników, a z drugiej – specyficzne ustawowe uwarunkowania, które osłabiają ich konkurencyjność. Jest to m.in. usztywniony stosunek pracy – w przypadku braku nowych zamówień, w spółdzielni trudniej jest zwolnić pracownika niż w innym przedsiębiorstwie. Trudniej też inwestować w rozwój, bo żeby przekazać wypracowany zysk np. na zakup nowocześniejszych maszyn, a nie na dodatki do pensji pracowników – trzeba przekonać do tego załogę.
Sytuacja spółdzielni jest więc coraz gorsza, co obrazują wyniki finansowe. Jak podaje KZRSIiSN, 88% spółdzielni notuje stratę ze sprzedaży, a 46% – z działalności operacyjnej. Te i tak trudne warunki uległy znacznemu pogorszeniu, gdyż od 1 kwietnia obowiązuje niższe, wyrównane z rynkiem otwartym, dofinansowanie do pensji z PFRON-u.
Groźba utraty SOD-u *
Spółdzielniom będącym w najtrudniejszej sytuacji ekonomicznej grozi zatrzymanie dofinansowań do pensji pracowników, co w praktyce może się stać gwoździem do trumny tych przedsiębiorstw. Zasada nieprzekazywania pomocy firmom będącym w złej kondycji finansowej obowiązuje w Polsce od początku 2009 r. – to wtedy weszła w życie nowelizacja ustawy o rehabilitacji, dostosowująca polskie prawo do rozporządzenia Komisji Europejskiej nr 800/2008 w sprawie wyłączeń blokowych. Zgodnie z zapisami wspólnotowymi, dofinansowanie może być zatrzymane, gdy straty i zadłużenie rosną, a obroty się zmniejszają. Sytuacja ta szczególnie dotyka spółdzielnie inwalidów i niewidomych, które często funkcjonują na granicy rentowności.
Warto jednak zaznaczyć, że administracja państwowa przy dostosowaniu naszego prawa do rozporządzenia nr 800/2008 przeoczyła jeden drobiazg. Kraje Unii Europejskiej nie stosują tych zapisów dla szeroko pojętej działalności społecznej, a wiele podmiotów z tego obszaru notuje straty. Prawo to zostało ustanowione po to, aby pomoc publiczna nie trafiała do wielkich firm zagrożonych upadłością, np. polskiego LOT-u.
– 3-4 lata temu nasze wskaźniki się pogorszyły i wstrzymano nam SOD. Odwołaliśmy się i przywrócono nam finansowanie. Powiedziałem wtedy, że PFRON powinien być lekarzem – jak dzieje się coś złego zasadą powinna być pomoc, a nie dobijanie zakładu – przekonuje prezes Lemańczyk.
Efekt prospołeczny
Obecnie często pojawia się pogląd, że zakłady pracy chronionej, w tym także spółdzielnie, należy likwidować, a osoby z niepełnosprawnością powinny znajdować zatrudnienie na otwartym rynku pracy .Tymczasem prezesi spółdzielni podkreślają, ich pracownicy mieliby ogromne trudności ze znalezieniem pracy poza zakładami pracy chronionej.
– Jestem przekonany, że przynajmniej jakaś część z pracowników zatrudnianych przez spółdzielnie nie poradziłaby sobie na otwartym rynku pracy. Ewentualnie pracownicy ci dostaliby najmniej atrakcyjną i najgorzej opłacaną pracę. Chodzi też o odpowiednią atmosferę pracy przyjazną osobom z niepełnosprawnością, nie jestem pewien, czy zakłady z otwartego rynku potrafiłyby ją stworzyć, chociaż trzeba przyznać, że jesteśmy pod tym względem coraz bardziej otwarci – mówi Artur Walo, prezes Spółdzielni Inwalidów „Elektra”.
Prospołeczną rolę spółdzielni akcentuje też Ludwik Mizera z KRZSIiSN, który prowadzi badania na temat stanu spółdzielczości inwalidów: – Obraz, jaki wyłania się z badań, potwierdza dobre wypełnianie funkcji społecznych przezspółdzielczość inwalidzką, ale jednocześnie niepokojąco słabą kondycję finansową i to mimo relatywnie niskich kosztów własnych i systemowej dotacji ze środków publicznych. W tej sytuacji należałoby rozważyć dla nich dodatkowe formy wsparcia. Spółdzielnia inwalidów lub spółdzielnia niewidomych jest w istocie przedsiębiorstwem społecznym, wypełniającym ważne zadania pożytku publicznego – czytamy w publikacji Mizery pt. „Stan spółdzielczości inwalidów w świetle badań ankietowych”.
Warto podkreślić, że w Polsce sektor spółdzielczości traktuje się często jako relikt poprzedniego systemu gospodarczego, podczas gdy w Europie zachodniej ten model prowadzenia działalności gospodarczej przeżywa renesans. W Polsce spółdzielnie generują niecały 1% PKB, średnia europejska wynosi natomiast 6%. Jak podaje International Co-operatives Alliance (ICA), na całym świecie członkami spółdzielni jest co najmniej 800 mln osób, a przedsiębiorstwa spółdzielcze tworzą 100 milionów miejsc pracy – o 20% więcej niż międzynarodowe korporacje.
Marta Grzymkowska
____
* SOD – potocznie dofinansowania do pensji pracowników z niepełnosprawnością, skrót od Systemu Obsługi Dofinansowań PFRON .
Pingback: Internetówka 161 | Skojarzenia. Bohdan Kaczmarek