Bez kategorii
Like

Postsowiecka prokuratura zaciera ślady w porozumieniu z „biegłymi” m.in. z Wrocławia oraz będącymi zaufanymi bolszewickich prokuratur od czasów SB

20/09/2012
442 Wyświetlenia
0 Komentarze
17 minut czytania
no-cover

Oby nie Kraków i nie Wrocław – to były pierwsze moje myśli, kiedy dowiedziałam się o ekshumacji ciała Anny Walentynowicz. Zapamiętałam te ośrodki medycyny sądowej jako dyspozycyjne i gotowe na telefon do tuszowania komunistycznych zbrodni.

0


 

Postsowiecka prokuratura zaciera ślady w porozumieniu z "biegłymi" m.in. z Wrocławia oraz będącymi zaufanymi bolszewickich prokuratur od czasów SB

Jak usłyszeliśmy od prowadzącej postępowanie starszej posterunkowej Urszuli Makowskiej, decyzja o ewentualnym przesłuchaniu dziennikarzy "GP" podjęta zostanie po przesłuchaniu Barbary Świątek, kierowniczki Zakładu Medycyny Sądowej z Wrocławia, która złożyła doniesienie o przestępstwie, i po analizie udzielonej przez naszą redakcję odpowiedzi, w której odmówiliśmy opublikowania sprostowania. Barbara Świątek już w czasie zbierania przez mas materiałów do opublikowanego 11 czerwca 2003 tekstu "Wymiar mściwości" postraszyła nas, że jakoś tak się składa, że wszystkie osoby, które z nią zaczynają, kończą na ławie oskarżonych — pisał Piotr Lisiecki w artykule "Prokuratura tropi Gazetę Polską". 

W artykule opisaliśmy zarówno przestępczą działalność pracowników kierowanego przez nią zakładu, polegającą na wyłudzaniu pieniędzy od krewnych ofiar wypadków, jak i absurdalne decyzje wrocławskiej prokuratury, która mało efektywnie ściga sprawców nadużyć w Zakładzie Medycyny Sądowej, natomiast oskarża pokrzywdzone kobiety i tropi dziennikarza, który wziął je w obronę. (…)

Długa lista znieważających Barbarę Świątek 

Jak ustaliliśmy, twierdzenie kierownik Barbary Świątek, że kto z nią zadziera wcześniej czy później trafia na ławę oskarżonych, odpowiada prawdzie. Nie tylko "Gazeta Polska" tropiona jest obecnie przez prokuraturę w wyniku jej doniesień. Do wrocławskich sądów wpłynęły trzy niezależne akty oskarżenia: przeciwko kobietom poszkodowanym przez kierowany przez nią Zakład Medycyny Sądowej, przeciwko dr hab. Zofii Szychowskiej – autorce krytycznego wobec pani kierownik artykułu w piśmie "Forum Akademickie" i przeciwko Jackowi Bąbce – redaktorowi naczelnemu pisma "Studentka". Zdaniem prokuratury wszyscy oni znieważyli bądź pomówili Barbarę Świątek i Zakład Medycyny Sądowej. 

A gdy w "Gazecie Polskiej" działania prokuratury w stosunku do redaktora Bąbki potępił profesor Andrzej Rzepliński z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Świątek złożyła… skargę na profesora Rzeplińskiego do szefa fundacji, profesora Marka Nowickiego. (…)

 


Prokuratura zaciera ślady

Prokuratura zaciera ślady - niezalezna.pl(foto. Marcin Pegaz/Gazeta Polska)Oby tylko nie Kraków i nie Wrocław – to były pierwsze moje myśli, kiedy dowiedziałam się o ekshumacji ciała Anny Walentynowicz. Zapamiętałam te ośrodki medycyny sądowej jako dyspozycyjne i nierzetelne, gotowe na telefon do tuszowania komunistycznych zbrodni. I choć prokuratura wyznacza na badania ośrodek w Krakowie i Bydgoszczy, podczas ekshumacji jakaś aparatura się psuje, no i ciało ląduje… a jakże, we Wrocławiu!

Kilka miesięcy wcześniej właśnie we Wrocławiu badane było także ciało Zbigniewa Wassermanna. Fakt, że zdecydowano się na wybór tego skompromitowanego ośrodka kompletnie zaskoczył rodzinę, przekonaną, że ciało będzie badane w Krakowie.

"Eksperci" na telefon 

To właśnie "eksperc" z Krakowa i Wrocławia udowadniali, że Stanisław Pyjas, opozycyjny student z lat 70., prześladowany przez Służbę Bezpieczeństwa, spadł ze schodów i sam się zabił. Kiedy przygotowywałam dokument filmowy o Stanisławie Pyjasie, a potem śledziłam dalsze losy historii wyjaśniania jego śmierci – mogłam sobie wyrobić zdanie, niestety jak najgorsze, o ekspertach medycyny sądowej, których nazwiska, zawsze te same, wyskakują w wypadku konieczności badania, a następnie wydania opinii na temat zgonów budzących wątpliwości z powodów politycznych. Zmarły już prof. Zdzisław Marek z Krakowa wraz z żyjącym i aktywnym zawodowo dr. Janem Kołodziejem zaświadczali, że Pyjas po prostu spadł ze schodów. Sam Marek był przekonany, że Pyjas został pobity, czego dowodem jest nagrana z nim rozmowa, ale nie zmieniło to faktu, że Marek jako ekspert medyczny udowadniał wersję nieszczęśliwego wypadku.

Wersję tę po latach poświadczyła Barbara Świątek z Instytutu Medycyny Sądowej z Wrocławia. I to właśnie ona – wypróbowana Barbara Świątek – "niespodziewanie" stała się odpowiedzialna za badanie ciała Anny Walentynowicz. Ona także kilka miesięcy wcześniej podpisała się pod protokołem badania ciała Zbigniewa Wassermanna, również„nieoczekiwanie” skierowanego do Wrocławia.

Wybór tych miejsc i tych ludzi do badania szczątków Anny Walentynowicz jest dla mnie  poważnym ostrzeżeniem i sugestią, że może dojść do mataczenia i zacierania śladów przez prokuraturę.

Tajne łamane przez poufne

Druga nad ranem, poniedziałek 17 września, Gdańsk. Jesteśmy z Grzegorzem Braunem na cmentarzu Srebrzysko. Powoli zaczynają zbierać się ludzie. Pełnią wartę honorową, chcą się pomodlić i po prostu być z Anią Walentynowicz, bo jej się to należy. Andrzej i Joanna Gwiazdowie, Krzysztof Wyszkowski, Sławomir Cenckiewicz, posłanki Anna Fotyga i Dorota Arciszewska-Mielewczyk oraz kilkadziesiąt innych osób, niektóre z transparentami i flagami.

Obstawa policji i żandarmerii wojskowej jest taka, jakby właśnie miano dokonać zamachu na elektrownię jądrową. Nie wiadomo, przed czym prokuratura chce tak szczelnie się zasłonić, bo rodzina życzy sobie transparentności w sprawie ekshumacji i cieszy się ze wsparcia ludzi.

Policjanci i żandarmi w mundurach i po cywilnemu bronią wejścia na cmentarz. I wygląda to imponująco. Niestety, na zasłanianiu obiektywu kamery profesjonalizm służb się kończy. Kiedy ludzie zaczynają się burzyć i wchodzą na cmentarz, nagle znikają policyjni dowódcy, zostawiając na drodze kilku wystraszonych funkcjonariuszy, którzy nie są w stanie upilnować wszystkich. Część osób zwyczajnie wchodzi na cmentarz. Natomiast skutecznie, używając siły fizycznej, wspomniani policjanci powstrzymują przed wejściem na cmentarz dwie posłanki Rzeczypospolitej – co stoi w oczywistej sprzeczności z prawem. Policja powołuje się na nocną porę i na to, że przebywanie na terenie cmentarza w godzinach jego zamknięcia jest wykroczeniem. Na pytanie, czy policja została oddelegowana do pilnowania cmentarza w nocy, już nikt nie umie odpowiedzieć.

Nie wpuszczono na cmentarz także dwóch pań z sanepidu, których nazwisk nie ma na dostarczonej prokuraturze liście osób uprawnionych do uczestniczenia w ekshumacji. Panie odjeżdżają i na ponowny ich przyjazd trzeba czekać. Tak więc czekamy. Wszystko jest rozstawione: namioty, sprzęt, światło, agregat. Wokół spacerują pracownicy różnych służb, jacyś tajniacy, prokuratorzy, fotografowie, rozstawione w okolicy patrole kilkudziesięciu policjantów i żandarmów. Czeka też rodzina Pani Ani i mec. Hambura. Ekshumacja opóźnia się o 2,5 godz. Patrząc na kompletnie niepotrzebną tak potężną obstawę cmentarza, wnuk Pani Ani mówi, że za te pieniądze można było zatrudnić trzech Michaeli Badenów. Ale prokuratura nie wyraziła zgody na udział w ekshumacji tego światowej sławy niezależnego eksperta, choć nie musiała za niego płacić.

Scena jak z filmu "Bierz go!"

Z kolegami we czwórkę przekraczamy cmentarny mur i szukamy miejsca ekshumacji. Namiot nad grobem otoczony jest na kilkadziesiąt metrów biało-czerwoną taśmą, a w odległości kilkuset metrów od taśmy chodzą patrole żandarmerii wojskowej, błyskając silnymi latarkami na wszystkie strony. Nie mogę uwierzyć w absurd tej sytuacji. To państwo potrafi, zginając nisko kark przed KGB-owcem Putinem, wystawić na śmierć prezydenta i porzucić jego szczątki w błocie, ale wobec grupy ludzi, którzy po prostu chcą pomodlić się na cmentarzu – wystawia kilkudziesięciu lub nawet kilkuset mundurowych, którzy prężą groźną pierś i zasłaniają obiektyw kamery. Żałosne. W tym wszystkim my, którzy idziemy – mogę powiedzieć – skradamy się (!) przez ciemny cmentarz. Nagle ktoś świeci mi prosto w oczy latarką i słyszę komendę "Bierz go!". Byliśmy przekonani, że zaraz rzuci się na nas jakiś pies, ale komenda była skierowana do drugiej osoby z patrolu.

Awantura, spisywanie dokumentów i próba wyrzucenia nas nie daje rezultatu. Jesteśmy zdeterminowani, żeby zostać. Nie mam najmniejszego zaufania do tej władzy. Byłam świadkiem tylu jej matactw w związku z katastrofą smoleńską, że postrzegam ją jako wspólnika w zacieraniu śladów istotnych dla wyjaśnienia tej tragedii. Co dziwne, policja i żandarmi zachowują się tak, jakby sami mieli podobną świadomość i testowali, na ile w tej sytuacji mogą sobie pozwolić, żeby nie było zbyt dużego krzyku.

Tak więc zostajemy przy taśmie, a po kilku godzinach dołączają do nas inni dziennikarze, którzy weszli na cmentarz po jego otwarciu i z powodu opóźnienia ekshumacji także mogą uczestniczyć w wydarzeniu. Wychodzi na to, że rzeczywiście policjanci pilnowali cmentarza do momentu jego otwarcia. A to, że ekshumacja wciąż trwa, nie ma znaczenia. Po raz kolejny państwo zdało egzamin na miarę ambicji Bronisława Komorowskiego.

Prawdziwi bohaterowie 

Jak się okazało, to był tylko wstęp do popisu władz III RP, które są bardzo sprawne i profesjonalne w ściemie, czyli w zasłanianiu istoty rzeczy, a bardzo nieudolne w rzeczywistych działaniach, do których zostały powołane.

W Warszawie prokuratura zamknęła niemal do południa cały Cmentarz Powązkowski. Kiedy część dziennikarzy znalazła się na terenie nekropolii, w tym także i ja, wszyscy zostaliśmy stamtąd usunięci siłą, a Grzegorza Brauna zatrzymała policja. To, co nastąpiło później, było chyba najbardziej wstrząsające. O starciu dziennikarzy z policją przed bramą cmentarną, zachowaniu TVP Info i TOK FM wobec dramatycznej sytuacji, o pytaniach, które wtedy padły, a których nie można przemilczeć, napiszę następnym razem.

Tymczasem przed oczami mam syna i wnuka Anny Walentynowicz oraz mec. Hamburę, którzy pomimo działań prokuratury nastawionych na wycieńczenie ich fizycznie i emocjonalnie, dzielnie stają naprzeciw tej groźnej i nieprzewidywalnej machiny. I wbrew pozorom wynik tego starcia nie jest przesądzony. Bo wszystko wskazuje na to, że wnuk i syn Pani Ani to Walentynowiczowie z krwi i kości, a historia pokazuje, że w starciu z reżimem pojedynczy ludzie potrafili wygrywać.

Ewa Stankiewicz,  Źródło: Gazeta Polska Codziennie


 

Kontrowersyjne nazwiska wokół śledztwa smoleńskiego

Kontrowersyjne nazwiska wokół śledztwa smoleńskiego(foto. Bartek Kosiński)

Prokurator, który w stanie wojennym wysyłał do więzienia za plakat z napisem „Jaruzelski to świnia”. Biegła medycyny sądowej, która ogłosiła, że śmierci Stanisława Pyjasa winny jest on sam, bo spadł ze schodów. To m.in. w ich rękach spoczywa najważniejsze śledztwo wolnej Polski, którego głównym nadzorcą jest prokurator zaczynający karierę w PRL-u, gen. Krzysztof Parulski

Po zawieszeniu w obowiązkach służbowych prokuratora Marka Pasionka, oskarżonego za „kontakty z obcymi wywiadami”, oraz po nagłym odejściu na emeryturę gen. Zbigniewa Woźniaka, zwierzchni nadzór nad śledztwem smoleńskim z ramienia Naczelnej Prokuratury Wojskowej sprawuje płk Zenon Serdyński. (…)

0

Andy-aandy http://blogmedia24.pl/blog/3727

Niezależny wędrownik po necie, czasem komentujący... -- Ekstraktem komunizmu i jego naturą, tak samo jak naturą kaądego komunisty i lewaka są: nienawiść, mord, rabunek, okrucieństwo i donos... Serendipity — the faculty or phenomenon of finding valuable or agreeable things not sought for...

823 publikacje
236 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758