Bez kategorii
Like

Postscriptum do „Marszu Niepodległości 2012”

13/11/2012
482 Wyświetlenia
0 Komentarze
35 minut czytania
no-cover

Poniższy tekst stanowi bezpośrednią reakcję na bardzo niepokojące i wprost skandaliczne wydarzenia, jakie się działy wokół Marszu Niepodległości w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin.

0


Zachodzi obawa, być może żywiona nieco na wyrost, że wydarzenia te mogą poważnie zniekształcić wymowę mojego ostatniego artykułu na ten temat[1]; że przynajmniej co poniektórzy z naszych czytelników mogą w ich kontekście nie do końca trafnie i właściwie odczytać zawarte w nim przesłanie, a nawet przypisać mi intencje, które były zawsze i są mi całkowicie obce. Nie mam najmniejszego zamiaru obrażać niczyjej inteligencji, widzę jednak w tej sytuacji potrzebę doprecyzowania i uściślenia pewnych kwestii, zgodnie ze znaną zasadą „strzeżonego Pan Bóg strzeże”.

Mam tu na myśli, po pierwsze, przekazywane opinii publicznej przez organizatorów MN informacje, iż policja i ABW już od co najmniej kilku dni starają się najróżniejszymi sposobami utrudnić jego organizację i umniejszyć jego rozmach i liczebność. Pojawiły się więc np. sygnały, że ABW posunęła się wręcz do niespodziewanych najść na mieszkania zaangażowanych w marsz działaczy ONR z Lublina, połączonych z rewizjami i konfiskatą sprzętu elektronicznego. Mało tego, kilku dni temu na warszawskim lotnisku ostentacyjnie wylegitymowano gości z Węgier, przybyłych na MN, przy czym kilku z nich, członków nacjonalistycznej partii Jobbik, w tym jednego z węgierskich parlamentarzystów, ponoć nawet przejściowo zatrzymano.

Główną zaś płaszczyzną aktywności policji w tym zakresie stała się totalna inwigilacja osób organizujących wyjazdy do Warszawy i wyciąganie od nich wszystkimi dostępnymi metodami szczegółowych informacji na temat zaplanowanej trasy przejazdu, liczby uczestników czy samych wynajętych przewodników. Uzyskana w ten sposób wiedza posłużyła następnie do wywierania zmasowanej presji na tych ostatnich, by w ostatniej chwili wycofali się z realizacji zadeklarowanej usługi. Policjanci mieli więc dzwonić do przewoźników np. z ostrzeżeniami, że w ich autobusach mogą się znaleźć groźni stadionowi „kibole”, anonsować, a w praktyce straszyć rutynowymi kontrolami technicznymi pojazdów i innymi niezbyt miłymi perspektywami. W efekcie tej presji wielu z właścicieli firm przewozowych miało się dosłownie za pięć dwunasta wycofać z wyjazdu do stolicy, zostawiając swoich niedoszłych klientów na lodzie.

Jeśli to wszystko prawda, mamy tu do czynienia z działaniami w sposób oczywisty godzącymi w prawa obywatelskie, właściwymi raczej systemowi totalitarnemu, a nie reklamowanemu na wszystkie strony „demokratycznemu państwu prawa”. Tego rodzaju zachowania i praktyki w stosunku do pokojowej i jak najbardziej legalnej demonstracji są całkowicie karygodne, niezależnie od tego, czy przyświeca im chęć poskromienia i osłabienia niepożądanej konkurencji dla marszu prezydenckiego, czy też inny motyw. Trzeba stanowczo się im sprzeciwić, niezależnie od tego, czy się jest fanem MN, czy też ma się do niego stosunek sceptyczny, bo w przeciwnym razie możemy się niedługo obudzić w kraju, gdzie konieczne będzie uzyskanie na każde tego rodzaju zgromadzenie, niemiłe aktualnej władzy, specjalnej przepustki na najbliższej komendzie! Zaś gorliwi stróże prawa niech raczej zajmą się pieczołowicie anarchistycznymi bandami z Niemiec, które ponoć znowu najeżdżają nasz kraj, a które pokazały się z tak „pięknej” strony już rok temu.

Skoro policja tyle uwagi i zabiegów poświęca się uczestnikom MN, to naturalnym i w pełni uzasadnionym polskim oczekiwaniem w stosunku do niej jest, aby tych wszystkich jegomościów odpowiednio wcześniej wylegitymowała, zewidencjonowała, zrewidowała, rozbroiła z wszelkich niebezpiecznych przedmiotów, w przypadkach osób już notowanych w policyjnych kartotekach pobrała też profilaktycznie odciski palców, a na koniec zatrzymała od MN na przysłowiowy kilometr. Zresztą, na dobrą sprawę, biorąc pod uwagę ich ubiegłoroczne bandyckie wyczyny, należałoby ich wysadzić z pociągu już po przekroczeniu polskiej granicy, przynajmniej tych umaczanych bezpośrednio w tamte chuligańskie zajścia. Niech wracają bezzwłocznie zwalczyć faszyzm do własnego kraju, bo akurat tam się faktycznie pleni. Nawiasem mówiąc, wyrażanie zgody na lewackie i „antyfaszystowskie” pochody właśnie 11 listopada jest jawnym skandalem. Niech sobie maszerują w urodziny czy imieniny któregoś ze swoich „świętych” patronów.

Myślę, że powyższe wyjaśnia wszelkie ewentualne niejasności. Jeśli nie bierzemy [w MN] udziału (występuję tu w imieniu środowisk ludowo-narodowych, skupionych m.in. w Przymierzu Ludowo-Narodowym), to wyłącznie dlatego, że nie odpowiada nam i nie zadowala nas jego ideowo-polityczna formuła, nie po drodze nam z niektórymi jego prominentnymi uczestnikami, zbyt też cenimy sobie prawdę historyczną, by dołączać do tego eklektycznego zgromadzenia czczącego na równej stopie budowniczych niepodległej Polski prawdziwych i urojonych, wyniesionych do tej rangi wyłącznie kłamliwą, uporczywą propagandą[2]. Nie oznacza to jednak bynajmniej, byśmy komukolwiek celowo i z upodobaniem obrzydzali tą inicjatywę, a tym bardziej usiłowali czynnie jej przeciwdziałać. Chodzi nam wyłącznie o skłonienie osób lubiących maszerować, zwłaszcza tych idących w MN naprawdę z dobrą wolą i z szczerymi intencjami, do pogłębionej politycznej refleksji.


Warszawa 11.11.2012. Takie obrazki stały się w świecie symbolem polskiego Dnia Niepodległości. Foto: ria.ru

 

Druga, jeszcze poważniejszej miary, godna poruszenia kwestia, to ostatnie poczynania Palikota. 10 listopada, w przeddzień Święta Niepodległości, urządził on sobie konferencję prasową w bardzo znamiennym miejscu, bo pod warszawskim pomnikiem Dmowskiego (jakoś aktywiści MW i ONR, zajęci bez resztą organizacją marszu, nie pomyśleli o jego należytym zabezpieczeniu przed inwazją tego rodzaju person!), w czasie których wezwał Polaków (jakich Polaków, chyba Palikociarnię!) do nie brania udziału 11 listopada w jakichkolwiek marszach, zarówno tym prezydenckim, jak i tym niepodległościowo-narodowym, gdyż: „(…) to święto będzie znowu świętem dzielenia Polaków, świętem awantur i rozrób (tu ma jeszcze co nieco racji) i miękkiego wpuszczania faszyzmu do środka sceny politycznej…” (sic!).

To jeszcze malutki „pikuś”. Ten urodzony przodownik „postępu” oznajmia następnie, że samo wybudowanie pomnika Dmowskiego było skandalem, ponieważ jest to pomnik „faszysty, hitlerowca i antysemity”. I z tego powodu jego istnienie narusza konstytucję III RP, która przecież zabrania propagowania faszyzmu. Powtarza następnie te epitety raz jeszcze, w tej samej kolejności, zarzucając Komorowskiemu, że w imię – dobrej i właściwej w zamyśle, ale złej w wykonaniu – próby „jednoczenia Polaków”, nawiedza także to „przeklęte miejsce”.

Tak oto lubelski błazen pluje prosto w twarz wszystkim świadomym Polakom, nie tylko zadeklarowanym narodowcom. Aż dziw, że nie widać z tej strony adekwatnej reakcji. Zakładam, że leaderzy MW i ONR zajmą się na poważnie tą sprawą, gdy tylko nieco ochłoną po zapewne bardzo burzliwym maszerowaniu. W każdym bądź razie tej skandalicznej i haniebnej potwarzy nie można już absolutnie puścić zupełnie płazem.

Zarzucano dotąd Dmowskiemu rzeczy najróżniejsze, zasypywano go z różnych stron i kierunków lawiną rozmaitych zarzutów, ale nikt jeszcze, nawet z grona najbardziej żarliwych piewców „tolerancji” i politycznej poprawności, nie wpadł na pomysł, by próbować zrobić z niego „hitlerowca”. Jest to równie absurdalne i niedorzeczne, co przesycone iście diabelską nienawiścią. O czym tu zresztą mówimy. Już samo przypisywanie Dmowskiemu „faszyzmu”, czy jakichś wyraźnych inklinacji i sympatii do niego, nie da się merytorycznie obronić. By widzieć całą fałszywość i groteskowość tej tezy, wystarczy mieć tylko tę elementarną świadomość, że przecież tenże sam Dmowski poświęcił najlepsze lata swojego politycznego życia, lwią część swej politycznej inteligencji i energii, właśnie na walkę ze śmiertelnie groźną dla Polski polityką niemiecką. Zaś skupiony wokół jego osoby obóz narodowy był zawsze konsekwentnie główną siłą antyniemiecką w Polsce, najbardziej nieufnie nastawioną wobec wszystkiego, co płynie z tamtej strony.

 

Już sama ta okoliczność, natury, powiedzmy, zasadniczo przypadkowej, a także siła liczebna tego obozu, jego wybitna samodzielność i potęga organizacyjna, stopień jego wpływu na społeczeństwo polskie, uodparniały go na to destrukcyjne oddziaływanie niemieckiego faszyzmu (hitleryzmu), które dotknęło, w okresie przedwojennym i potem już w czasie II wojny światowej, w większym lub mniejszym stopniu ruchy nacjonalistyczne niektórych krajów zachodnioeuropejskich, a także i np. rumuński. Gdyby Dmowski, jak to bredzi Palikot, był „hitlerowcem”, lub choćby tylko sympatykiem Hitlera, to ruch narodowy nie byłby tak zaciekle, wręcz programowo przez okupanta niemieckiego prześladowany i tępiony – żaden z ówczesnych liczących się polskich obozów politycznych nie poniósł z jego rąk takich ofiar i strat biologicznych. Niemcy mordowali przy każdej nadarzającej się okazji i sposobności nie tylko jego elity przywódcze, ale i szeregowych jego członków i zwolenników. Te ofiary idą w tysiące, na czele z takimi znanymi postaciami, jak K. Kowalski (b. prezes SN), M. Trajdos, S. Sacha, R. Rybarski, A. Dębski, ks. F. Bolt i wiele innych, niewiele mniejszego ciężaru gatunkowego.

Ale nie tylko ten wzgląd, bazujący głównie na czynnikach natury geopolitycznej, grał tu rolę. Polski ruch narodowy nie wszedł w orbitę oddziaływania faszyzmu, także tego w wyraźnie łagodniejszej postaci, np. najwcześniejszej skrystalizowanego włoskiego, ze względu na rażące sprzeczności ideologiczne. Był on w tym momencie ruchem na tyle ideowo już ustalonym i ugruntowanym, na tyle, świadomie czy podświadomie, osadzonym w tradycji wybitnie katolickiego narodu, że pewne podstawowe założenia, na których opierał się faszyzm, takie jak choćby typowo materialistyczny światopogląd (nie wolno zapominać, że Mussolini był wprzód socjalistą), postawienie jako nadrzędnego celu dobra państwa (w Niemczech zaś w istocie ideału rasy germańskiej) a nie narodu, wyraźny antytradycjonalizm w szerokim tego słowa znaczeniu, czy zwolnienie polityki z jakichkolwiek więzów etycznych, tworzyły barierę do wprost niemożliwą do przebycia. W Polsce zasada bezwzględnego egoizmu narodowego była nie do przyjęcia, i ta pokusa została stosunkowo szybko i zdecydowanie przez ruch narodowy odrzucona.

Jeśli pojawiły się na pewnym etapie jego istnienia i ewolucji (Obóz Wielkiej Polski) pewne nawiązania czy zapożyczenia z ruchu faszystowskiego, rzecz jasna wyłącznie włoskiego, to dotyczyły one jedynie pewnych rzeczy natury organizacyjnej i praktycznej (hierarchiczna struktura, mundury organizacyjne itp.), a więc w gruncie rzeczy powierzchownych, nie mających wpływu na jego istotę. Można, co prawda, napotkać w przedwojennej publicystyce endeckiej opinie wyraźnie przyjazne i sympatyczne wobec ruchów faszystowskich, ale zasadniczo tylko w pierwszej połowie, a najdalej do końca lat 20-tych XX w. Później w nich miejsce pojawia się najpierw nieufność, a potem otwarta niechęć i ideowa dyskwalifikacja. Oczywiście, nie da się zaprzeczyć, że na pierwiastkach faszystowskich w znacznie większym stopniu i w poważniejszym wymiarze usiłowały się wzorować ruchy rozłamowe w postaci ONR-ów, tak „ABC”, jak i jeszcze w większym stopniu „Falangi”, ale tenże rozłam prawie całkowicie zerwał więzi organizacyjne i współpracę polityczną pomiędzy nimi a macierzą, stąd tak przedwojenne SN, jak i Dmowski osobiście, nie mają już z tym nic wspólnego (o stosunku Dmowskiego do tych organizacji pisałem już po trosze w artykule „Marsz Niepodległości czy marsz narodowców”[3]).

Paradoksalnie, gdyby szukać jakichkolwiek podobieństw pomiędzy faszyzmem, także tym w wydaniu hitlerowskim, a siłami politycznymi funkcjonującymi w II RP, to mimowolnie nasuwa się w pierwszym rzędzie obóz piłsudczykowsko-sanacyjny. Wiem, że takie skojarzenie to dla wielu bluźnierstwo, ale zobaczmy, jak to wygląda: podobny socjalistyczny rodowód, łudząco podobne ciągłe powoływanie się na zasługi kombatanckie, bardzo zbliżony militarystyczny, na wskroś dyktatorski, wodzowski i antyparlamentarny charakter, prawie identyczne stawianie na pierwszym miejscu nie narodu a państwa, i to, w przypadku sanacji, państwa „wielonarodowego”. Do tego dochodzi owa niezwykła, jak na polskie warunki, bezwzględność i brutalność w działaniu, owa rzucająca się w oczy skłonność do posługiwania się gwałtem. Najlepszym symbolem tych tendencji może być obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej – kto uważa powyższe skojarzenia za przesadne, niech sobie poczyta o zasadach jego funkcjonowania i warunkach egzystencji tam osadzonych…

A jednak p. Palikotowi Piłsudski nie kojarzy się najwidoczniej żadną miarą z tendencjami faszystowskimi i nie ma on nic przeciwko istnieniu choćby tysięcy jego pomników na terytorium III RP. Bo i przecież to właśnie on trzymał w ryzach i gnębił owych faszyzujących, czy wprost „faszystowskich” endeków; to przecież on zwracał się otwarcie w samym Sejmie do posłów słowami „Wy, Polacy”, demonstrując w ten sposób swój wysoce ambiwalentny stosunek do polskości. Nie był więc w żadnym wypadku polskim nacjonalistą i to samo w sobie wystarczy do rozgrzeszenia go ze wszystkich grzechów i aktów gwałtu, nawet tych, które popełnił na osobach dawnych swoich towarzyszy-socjalistów.

Jest całkowicie oczywiste, że epitety „faszysta” i „hitlerowiec” mają w tym kontekście jedynie wzmocnić koronny zarzut antysemityzmu. Pozostaje poza wszelką dyskusją, że przedwojenny polski ruch narodowy stanowił jedną z głównych sił antyżydowskich w całej ówczesnej Europie. Można się też zgodzić z zakwalifikowaniem Dmowskiego jako antysemity, odsuwając na bok całą niejednoznaczność i nieprecyzyjność tego pojęcia. Całkowicie wyssanym z palca zabiegiem propagandowym jest jednak usiłowanie, jak to czyni wspomniany sprzedawca politycznej tandety, przypisywania temu, co nosiło znamiona typowej walki narodowej, jakichkolwiek cech rasistowskich. Gdyby owe, pokrewne faszyzmowi i hitleryzmowi, pierwiastki rasistowskie w polskim przedwojennym endeckim antysemityzmie rzeczywiście występowały, uwidoczniłyby się one następnie nieuchronnie w warunkach okupacji niemieckiej. Jest faktem powszechnie znanym ogółowi, że nurt narodowy wytworzył własne, bardzo liczne i prężne podziemie zbrojne. Proszę mi wskazać choćby jeden fakt zbrojnego zwrócenia się tego podziemia przeciwko Żydom, tylko i wyłącznie z powodu ich narodowości! A przecież istniały ku temu wprost wymarzone warunki. Stało się wprost przeciwnie: setki i tysiące owych wstrętnych, rzekomo zakochanych w faszyzmie, endeków zaangażowało się w czynną pomoc i ukrywanie bezlitośnie mordowanej ludności żydowskiej. Wielu z nich przypłaciło to życiem – wystarczy tu wymienić choćby ks. prałata Marcelego Godlewskiego, czy Jana Mosdorfa (szczególnie uprzedzonych do ruchu narodowego odsyłam w tym miejscu choćby na stronę Muzeum Historii Żydów Polskich).

Dlatego powtarzam raz jeszcze – nie możemy pozostawić tego palikociarskiego bełkotu bez należytej odpowiedzi.

Andrzej Turek

Autor jest prezesem partii Przymierze Ludowo-Narodowe oraz p.o. redaktora naczelnego „Nowego Przeglądu Wszechpolskiego”[4], będącego kontynuacją „Przeglądu Wszechpolskiego” – organu prasowego Narodowej Demokracji w l. 1895-1905, którego redaktorami naczelnymi byli Roman Dmowski i Jan Ludwik Popławski.

Źródło: http://piastpolski.pl/readarticle.php?article_id=99 (11.11.2012)

 



Sierpień 2012 – delegacja OWP składa kwiaty pod warszawskim pomnikiem twórcy i przywódcy historycznego Obozu Wielkiej Polski, Romana Dmowskiego. Foto: owp.org.pl

 

Przypisy:
[1] – Chodzi o artykuł pt. „Marsz Niepodległości 2012 – komu i czemu służy naprawdę ta impreza?”, w którym Autor pisał między innymi:

 

„Już dwa poprzednie Marsze Niepodległości (z 2010 i 2011 r.), ich przebieg, skład organizacyjny i środowiskowy, towarzyszące im tło ideowe oraz moralno-polityczny wydźwięk, nasuwały powyższe pytanie. Marsz tegoroczny, starannie przygotowywany i jeszcze usilniej propagowany i forsowany przez jego organizatorów, skłaniają do jeszcze bardziej wnikliwego przyjrzenia się temu przedsięwzięciu.

W pierwszym rzędzie motywują do tego ich osobliwe wybory personalne. I tak np. dobrych kilka miesięcy temu usunięto „dyscyplinarnie” z tzw. Komitetu Poparcia MN p. Janusza Korwin-Mikke – leadera Nowej Prawicy. Nastąpiło to w prostej reakcji na jego krytyczne uwagi pod adresem przywódców Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo-Radykalnego, sprowadzające się do zarzutu ulegania przez nich poglądom „socjalistycznym”. Następnie, na początku października, przyjęto w jego skład p. Tomasza Sakiewicza, redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, która do niedawna trzymała jeszcze wobec całej inicjatywy przepisowy dystans. Wkrótce po tej nominacji tenże p. Sakiewicz pokazał przysłowiowe „rogi”, oświadczając w iście ultymatywnym tonie: „(…) Włączając się w marsz niepodległości, nie zamierzamy się identyfikować się z wszystkimi jego uczestnikami. Jesteśmy przeciwni radykalnym, sprzecznym z polską tradycją – Rzeczypospolitej wielonarodowej i wielowyznaniowej – hasłom. Jesteśmy przeciwni jakiejkolwiek przemocy i łamaniu prawa. Dlatego też kluby „GP” będą szły we własnym sektorze, powołają własne służby porządkowe i będą odpowiedzialne przede wszystkim za siebie…”.
(…)
Nie wiadomo, czy traktować te wyjaśnienia jako wolne żarty, czy może jako robienie szeregów naiwnych, prostolinijnych i prostodusznych uczestników MN w przysłowiowego „balona”. Z przywołanych powyżej wynurzeń naczelnego „GP” przebija bowiem nie tylko asekuranctwo i bojaźliwość (te zupełnie nie współgrają zresztą z wojowniczym stylem jego publicystyki). Wyziera z nich przede wszystkim kategoryczna negacja i sprzeciw wobec polskiej idei narodowej w samej jej istocie. Bo jakże inaczej można interpretować to szczególne uwypuklenie owej „Rzeczypospolitej wielonarodowej i wielowyznaniowej”, podniesionej (przynajmniej domyślnie) do rangi jedynej, obowiązującej wszystkich polskiej tradycji? Jeśli uznać tą wykładnię za jedynie uprawnioną i dopuszczalną, to należałoby chyba z miejsca wrzucić prawie wszystkie dzieła Dmowskiego do pieca, a jego samego i stworzony przezeń obóz narodowy zaliczyć chyba do grona najgłówniejszych destruktorów Ojczyzny. Inna sprawa, że ten szczególny nacisk kładziony na wieloetniczny charakter Polski szczególnie dziwacznie brzmi w ustach człowieka, który mianował sam siebie jednym z wodzów nurtu jedynie prawdziwych „polskich patriotów”. Zaś akcent w kierunku wielowyznaniowości w jeszcze bardziej zagadkowym i migotliwym świetle stawia powiązanych i współpracujących z nim ściśle ultrakatolickich bojowników spod „smoleńskiego” krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Z drugiej jednak strony, co w tym szczególnie dziwnego – przecież w twórczości Sakiewicza i jego redakcyjnych kolegów w ogóle nic logicznego i spójnego wewnętrznie człowieku nie znajdziesz!

Opisany wyżej transfer, czyli podmianę JKM na Sakiewicza, trzeba uznać za zabieg wysoce niefortunny i niekorzystny, tak w obszarze świata idei, jak gdy i chodzi o możliwe skutki praktyczne. Nie jestem bynajmniej wielbicielem tego pierwszego. Trudno doszukać się u JKM poglądów, czy w ogóle jakichkolwiek podobieństw, które łączyłyby go bliżej z polskim ruchem narodowym. Podobnie trudno mi zaakceptować niektóre jego poglądy, stanowiące sam rdzeń jego specyficznego politycznego światopoglądu, na czele z „wolnorynkowymi” dogmatami. Podobne odczucia budzi też składanie głównej winy za wszystko co złe na zalewający Polskę obecnie „socjalizm” – choć jest w tym spore ziarenko prawdy, taka diagnoza obecnej smutnej polskiej rzeczywistości jest zdecydowanie zbyt uproszczona i może prowadzić do wielu niebezpiecznych odchyleń politycznych u jego, szczególnie młodych, bezkrytycznych wielbicieli. A jednak nie sposób uznać JKM za świadomego manipulatora czy celowego destruktora polskiej świadomości politycznej, raczej za człowieka niezwykle oryginalnego, wręcz ekscentrycznego, zarówno w wyznawanych poglądach, jak i w samym sposobie bycia, takie swoiste skrzyżowanie niby poważnego polityka z tzw. celebrytą. Jeśli jednak nawet jego poglądy i postulaty są wielce kontrowersyjne, to głosi je zawsze otwarcie, jednoznacznie i szczerze, nie dbając o reakcję otoczenia (w wielu zaś punktach i zagadnieniach ma faktycznie rację). Nie dał się też nigdy poznać ani słowem, ani czynem, jako wróg polskiego państwa i polskiej niepodległości. Za to naczelny „GP” to człowiek z całkiem innej bajki. Produkując z uporem maniaka antyrosyjski czad, od przeszło już dwóch lat konsekwentnie mebluje polskie głowy różnymi smoleńskimi odkryciami i „prawdami”, które rychło okazują się półprawdami, ćwierćprawdami, a zazwyczaj bezczelnym kłamstwem. Tak czy inaczej, nie sposób potem znaleźć w jego piśmie jakiekolwiek dementi.

Tym sposobem, dzięki takim a nie innym personalnym wyborom p. Winnickiego, Holochera i ich otoczenia, pewnie doczekamy się tłumnego, hucznego MN z licznymi portretami Lecha Kaczyńskiego w tle, (czyli) tejże niepodległości (a właściwie jej resztek) cynicznego grabarza. Jeśli zatem ktoś łudził się jeszcze dotąd co do „narodowego” charakteru tego przedsięwzięcia; jeśli zwłaszcza ktoś widział w młodych panach „narodowcach” nowe, świeże środowiska polityczne, posiadające swoją, własną, autentyczną podmiotowość, dające szansę na wytworzenie w niedalekiej przyszłości realnej politycznej alternatywy dla układu PO-PiS-u; a nie tylko zakamuflowane przybudówki pisowsko-smoleńskie, ten musi rozstać się teraz ostatecznie z tymi pięknymi złudzeniami.
(…)
Jest jednak bardzo wielu, którzy machają całkiem ręką na te, zupełnie nieistotne i drugorzędne ich zdaniem niuanse, i deklarują swoją aprobatę, często wręcz entuzjastyczną, dla MN, już to podkreślając jego wymiar wspólnotowy, pozwalający na uzyskanie choćby chwilowej i w gruncie rzeczy czysto zewnętrznej jedności tych wszystkich Polaków, dla których niepodległość i samo jej pojęcie cokolwiek jeszcze znaczą (przy czym każdy z nich może rozumieć ową „niepodległość” po swojemu, podług swoich wyobrażeń), już to podkreślając jego znaczenie w walce o tożsamość narodową szerokich mas społecznych i zachowanie pamięci o wielkich przodkach i ich zasługach itd., itp. Są też i tacy, którzy za pośrednictwem tego rodzaju ulicznych marszów chcą pocieszać się i budować i odzyskiwać niepodległość i samą Polskę wyłącznie w swoim sercu, jako że nie widzą absolutnie takiej możliwości w wymiarze jakichkolwiek działań praktycznych. Są wreszcie i tacy, którzy w obszarze życia politycznego w ogóle otwarcie gardzą i odsuwają całkiem na bok konieczność tworzenia konstruktywnych programów politycznych, kultywowania racjonalnej myśli politycznej, gdyż rzekomo przyszłości nie można żadną miarą odgadnąć; zamiast tego chcą bazować prawie wyłącznie na, podobnych zwierzęcym, instynktach stada, mniej lub bardziej prymitywnych odruchach i, nade wszystko, przeżywanych wspólnie zbiorowych emocjach. I nie wahają się głosić tego rodzaju odkrywczych i „zbawiennych” propozycji publicznie…

Nie czuję żadnego związku ani też ideowo-politycznego powinowactwa z żadną z wymienionych wyżej grup, dlatego też z czystym sercem i sumieniem mogę się zwolnić z czynnego udziału w Marszu Niepodległości AD 2012. Zamiast tego wolę iść w tym dniu do kościoła, na Mszę św. odprawioną w intencji Ojczyzny przez kapłana-autentycznego patriotę. Nie znaczy to, że usilnie zniechęcam i obrzydzam udział w MN innym. Kto chce, niech maszeruje, zwłaszcza że jest to dosyć naturalne prawo i sposób politycznej aktywności szczególnie odpowiadającej młodzieży. Byle już następnego dnia nie zapomniał o Polsce i swoich codziennych narodowych obowiązkach.”

 

Zob. całość: http://piastpolski.pl/readarticle.php?article_id=98 (09.11.2012)

 

[2] – Autor ma na myśli propagandowe wyniesienie w III RP Józefa Piłsudskiego do rangi co najmniej współtwórcy międzywojennej niepodległości i deprecjonowanie w ten sposób zasług innych polityków, z Romanem Dmowskim na czele.

 

[3] – A. Turek, Marsz Niepodległości czy marsz narodowców?
http://piastpolski.pl/readarticle.php?article_id=14 (13.11.2010)

 

[4] – Zob.: A. J. Horodecki, Wspomnienie o prezesie PLN i założycielu NPW, śp. profesorze Czesławie Blochu w 5. rocznicę śmierci, „Nowy Przegląd Wszechpolski” nr 3-4/2005 
 http://www.npw.pl/ARCHIWUM_NPW/2005_03_04/TMS-Horodecki_sladami.html

 

Zob. także:

 

A. Turek, Marsz Niepodległości AD 2011 – sukces czy klęska?
http://piastpolski.pl/readarticle.php?article_id=55 (18.11.2011)

Opracował – Grzegorz Grabowski
0

Ob

Stowarzyszenie Ob

110 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758