Poseł PiS Jarosław Zieliński leje łzy i skarży się do Ministra Spraw Wewnętrznych z powodu likwidacji posterunków policji. Zadziwia mnie to przywiązanie do czasów PRL i tęsknota za mundurowymi.
Według posła likwidacja posterunków zagraża poczuciu bezpieczeństwa obywateli.
„…. w Polsce utworzono Policję jako umundurowaną i uzbrojoną formację służącą społeczeństwu i przeznaczoną do ochrony bezpieczeństwa ludzi oraz do utrzymywania bezpieczeństwa i porządku publicznego.
Jednakże o poczuciu bezpieczeństwa możemy mówić wtedy, gdy obywatel jest pewien, że w miejscu, w którym mieszka lub przebywa, nie padnie ofiarą przestępstwa. Takie przekonanie jest uwarunkowane wieloma czynnikami, m.in. świadomością obecności, dostępności i szybkości działania Policji. Nie czujemy się bezpiecznie w miejscu, gdzie nad bezpieczeństwem nikt nie czuwa. Niestety w ostatnich latach, tj. od 2007 roku do chwili obecnej, na terenie naszego kraju nastąpiła likwidacja dużej liczby posterunków Policji, co w znacznym stopniu utrudnia jej dostępność oraz osłabia poczucie bezpieczeństwa obywateli. ”
Tak pisze pan poseł w interpelacji do Ministra Spraw Wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza. Zadaje przy tym ministrowi 39 pytań i udziela kilku pouczeń.
Zdębiałem jak to wszystko przeczytałem i kopara mi opadła na kolana o mało nie rozbijając laptopa. Przecież żądanie utrzymywania posterunków przeczy wszelkiej logice. Przecież policjant -posterunkowy- nie jest bliżej obywatela a wprost przeciwnie. I nie chodzi też o koszty utrzymania posterunku choć te też są istotne.
Przecież policjant dyżurny siedzi w dyżurce, popija kawę lub herbatę i nie widzi nic a nic z tego co się dzieje na mieście. Policjant ma nie siedzieć za biurkiem, w czterech ścianach gdzie nikt go nie widzi i może podszczypywać policjantki ale musi krążyć po mieście gdzie widzą go obywatele ( co poprawia ich poczucie bezpieczeństwa), widzą go też potencjalni przestępcy – co odstręcza ich od łamania prawa.
Za pieniądze na utrzymanie posterunku lepiej kupić policjantom pojazdy którymi mogą poruszać się po rejonie. Prowadzenie posterunku wymaga wyłączenia ze służby na mieście co najmniej 5-7 policjantów dziennie ( komendant, dyżurni na 3 zmiany -po dwóch na dyżurze, rezerwowi na wypadek choroby i urlopy). To jest cała armia policji wyłączona ze służby społeczeństwu na rzecz Świętego Biurokracego. Do tego obsługa aresztu.
Tu gdzie mieszkam , nawet w miastach 50-100 tys. jest tylko jedna komenda policji i jedno wspólne centrum gdzie zgłasza się przypadki wymagające pomocy policji, straży pożarnej i pogotowia (tel. 911) . Wszystkie te służby ze sobą doskonale współpracują i się uzupełniają ( policjant udzieli pierwszej pomocy lub przyjmie poród).
Policjanci patrolują miasto nieustannie po nim krążąc. ja ze swojego domu widzę patrolujący samochód policji kilka razy dziennie. Policjant jest na wezwanie zaledwie w parę minut.
Czy posłowie naprawdę nie maja pojęcia o tym co robią. czy ciągle muszą tkwić mentalnie w PRL-u jak Prezes? Czy jest jakieś prawo które zabrania posłom myśleć samodzielnie i nowocześnie? czy faktycznie ich zdolności intelektualne muszą się ograniczać do podniesienia ręki i naciśnięcia przycisku według rozpiski jaką dostają do głosowania od szefa swojego klubu poselskiego?