Począwszy od lat 1990-tych sprawy morza były w Polsce marginalizowane, pozostawione na uboczu, a wręcz poza zainteresowaniem kolejnych ekip rządzących.
Pojedyncze departamenty ds. morskich, o wycinkowych kompetencjach, były porozrzucane po różnych ministerstwach branżowych, które także często się zmieniały. Ten brak jednolitego nadzoru państwa nad całością zagadnienia doprowadził m.in. do rozparcelowania majątku dawnych, państwowych przedsiębiorstw żeglugowych i rybackich, rozkradzenia statków, utraty łowisk dalekomorskich, których dziś nie ma komu eksploatować. Doprowadziło to także do masowej ucieczki pozostałych jeszcze statków pod obce bandery i do obcych firm rejestrowanych w tych krajach, które oferowały znacznie niższe obciążenia podatkowe i administracyjne. Dopuszczono do utraty międzynarodowego prestiżu Polskiej Marynarki Handlowej, polskich firm spedycyjno-żeglugowych, które miały tradycje sięgające okresu międzywojennego.
Podupadła infrastruktura portowa, budowana z ogromnym wysiłkiem społecznym przed drugą wojną światową i w latach powojennych. Wraz z upadkiem firm spedycyjno-żeglugowych, przedsiębiorstw i spółdzielni branży rybackiej wystąpiło zjawisko dużego strukturalnego bezrobocia w miejscowościach portowych. Miejscowości te, z uwagi na uwarunkowania klimatyczne, tylko przez część roku (sezon wakacji letnich) mogą liczyć na znaczniejsze wpływy z turystyki.
Rybołówstwo, jako osobna i bardzo wrażliwa społecznie część składowa gospodarki morskiej zostało z niej wyodrębnione, gdy w roku 1999 zmieniono ustawę o działach administracji rządowej tak, aby w roku 2000 sprawy rybołówstwa morskiego włączyć do kompetencji Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Czy było to rozwiązanie optymalne? Dzisiaj, z perspektywy tych kilku lat można podać liczne przykłady na to, że w resorcie rolnictwa sprawy dotyczące rybactwa, a zwłaszcza rybołówstwa były traktowane trzeciorzędnie, zarówno w negocjacjach akcesyjnych, jak przy corocznym ustalaniu resortowego budżetu.
Nadzieja na zmianę tego stanu rzeczy pojawiła się wraz z utworzeniem niespełna półtora roku temu nowego resortu – Ministerstwa Gospodarki Morskiej, które początkowo przejęło dwa departamenty z ówczesnego Ministerstwa Transportu i Budownictwa, a w marcu 2007 roku gdy dział administracji Rybołówstwo wydzielono z działu Rolnictwo, przeniesiono do MGM Departament Rybołówstwa z Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Wówczas przemilczane czy wręcz ukrywane dotąd problemy ujawniły się ze zdwojoną mocą. Komisja Europejska wystosowała do rządu polskiego pismo z długą listą zastrzeżeń odnośnie polskich ustaw i rozporządzeń, które nie regulują odpowiednio spraw rybołówstwa, odnośnie niedofinansowanej inspekcji rybołówstwa morskiego, której zwyczajnie brakuje sił i środków na prowadzenie działań kontrolnych, odnośnie systemu informatycznego, który zbiera i przetwarza nie zawsze zweryfikowane dane połowowe. Także raport Najwyższej Izby Kontroli krytycznie ocenił działania podejmowane w byłym Departamencie Rybołówstwa MRiRW. Wykazano poważne nieprawidłowości w realizacji programu tworzenia centrów pierwszej sprzedaży ryb: opóźnienia, zmarnotrawienie środków krajowych i unijnych, postawiono nawet zarzuty o poświadczenie nieprawdy w urzędowych dokumentach. Tymczasem zarówno KE, jak i część środowisk rybackich uważa, że dla skutecznej kontroli połowów gatunków limitowanych, a zwłaszcza dorsza, pierwsza sprzedaż powinna się odbywać wyłącznie na giełdach – centrach sprzedaży. Wzburzenie rybaków osiągnęło swój szczyt, gdy Komisja wydała dla polskich statków rybackich bezwzględny zakaz połowów dorsza we wschodniej części Bałtyku.
1. Flota, infrastruktura portowa i administracja
Powstały po wyborach na jesieni 2007 roku nowy, koalicyjny rząd powziął decyzję o likwidacji Ministerstwa Gospodarki Morskiej. Jego zadania przydzielono innym ministerstwom. Dział rybołówstwo znów znajdzie się w resorcie rolnictwa. Czy jedynym pomysłem na poprawę sytuacji gospodarki morskiej jest jej ponowne rozbicie pomiędzy różne ministerstwa i rozproszone służby? I czy sygnalizowane doświadczenia z lat ubiegłych nie powinny skłaniać do szukania innych, trafnych i ożywiających gospodarkę morską rozwiązań? – a potrzeby i czas naglą.
Naglącym i nierozwiązanym problemem pozostaje kwestia odszkodowania dla właścicieli łodzi i statków rybackich oraz ich załóg za przymusowe postoje w porcie (ograniczenie dni połowowych) narzucone rozporządzeniami KE w roku 2006 i roku 2007. Następnym problemem jest oszacowanie wielkości stad bałtyckiej populacji najważniejszych gospodarczo gatunków ryb. Na forum międzynarodowym podważono wiarygodność dotychczas stosowanych metod i ich wyników. Wkrótce problemem stanie się konieczność istotnej modyfikacji Systemu Informacyjnego Rybołówstwa Morskiego. Zapewnienie weryfikacji wprowadzanych doń danych, o co dziś upomina się Komisja Europejska, i przystosowanie go do wymagań Rozporządzenia Komisji (WE) Nr 1303/2007, czyli do przyjmowania nadsyłanych drogą elektroniczną raportów połowowych i dokumentów pierwszej sprzedaży oraz do całodobowego udostępniania danych zainteresowanym organom innych państw członkowskich UE.
Likwidacja dopiero co powołanego w roku 2006 Ministerstwa Gospodarki Morskiej nie przyniesie dużych oszczędności. Odprawy dla zwalnianych pracowników, rozwiązywanie umów wynajmu, czy nie zamortyzowany jeszcze sprzęt i wyposażenie biurowe, stanowią znaczny koszt domniemanych oszczędności, a możliwości szybkiego osiągnięcia oszczędności budżetowych tkwią gdzie indziej. W archaicznym systemie terenowych organów władzy „morskiej” na naszym wybrzeżu. Obecnie sprawami żeglugi i rybołówstwa w polskiej części Morza Bałtyckiego zajmuje się, w dużym stopniu niezależnie od siebie, aż sześć organów administracji państwowej, tj. trzech dyrektorów trzech Urzędów Morskich oraz trzech Inspektorów Rybołówstwa Morskiego z trzech odrębnych inspektoratów.
Okręgowe Inspektoraty Rybołówstwa Morskiego, zlokalizowane są w Gdyni, Słupsku i Szczecinie. Zajmują się one, w imieniu ministra właściwego do spraw rybołówstwa, sprawami z zakresu rejestrowania statków rybackich, kontrolowania wykorzystania zezwoleń połowowych, przestrzegania innych przepisów rybackich oraz… wydawaniem pozwoleń na rekreacyjno-wędkarskie połowy ryb na wodach morskich. Istniejące trzy Urzędy Morskie, również zlokalizowane są w Gdyni, Słupsku i Szczecinie. Wobec znikomej liczby statków morskich zarejestrowanych pod polską banderą, liczba jachtów żaglowych pod biało-czerwoną banderą przewyższa liczbę statków marynarki handlowej, a największą część jednostek morskich zarejestrowanych w Polsce, choć niekoniecznie noszących banderę, stanowią statki rybackie, to Urzędy Morskie zajmują się głównie sprawami zapewnienia funkcjonowania portów i przystani morskich (utrzymując w nich kapitanaty i bosmanaty), oznakowania nawigacyjnego dróg morskich i radarowej kontroli ruchu statków, w tym także statków rybackich.
Obecny stan, gdy sześć urzędów niezależnie od siebie zarządza poszczególnymi skrawkami polskiego wybrzeża nie zapewnia jednolitości działań ani ich efektywności.
Ekonomicznością dla obniżenia kosztów powinno być połączenie Urzędów Morskich z Okręgowymi Inspektoratami Rybołówstwa Morskiego, a takie rozwiązanie już kiedyś funkcjonowało, i zastąpienie dotychczasowych urzędów niezależnie od siebie zarządzających trzema odcinkami polskiego wybrzeża jednym urzędem posiadającym odpowiednią do linii wybrzeża i infrastruktury portowej liczbę placówek terenowych wzdłuż całej Polskiej linii brzegowej. Z odpowiednio do przydzielonych przez Państwo polskie i Unię Europejską zadań wyposażoną i wyszkoloną kadrą fachowych inspektorów.
Zaoszczędzone, głównie na stanowiskach administracyjno-biurowych, środki powinny być wykorzystane na zwiększenie etatów inspekcyjnych i podwyżki uposażeń pracowników. Zracjonalizowane, według aktualnych potrzeb, powinny być także zadania takiego nowego urzędu morskiego, z pozbyciem się balastu niepotrzebnych funkcji narzuconych jeszcze w poprzednim ustroju socjalistycznym, takich jak choćby wydawanie zarządzeń porządkowych określających wymagane wyposażenie prywatnych, rekreacyjnych jachtów żaglowych i motorowych. Wyposażenie statków morskich jest regulowane umowami międzynarodowymi, m.in. konwencją o bezpieczeństwie życia na morzu (Safety Of Life At Sea – SOLAS), natomiast wyposażenie dla jednostek pływających wyłączonych spod działania postanowień SOLAS powinno być, w zgodzie z aktualną Konstytucją RP, określone rozporządzeniem właściwego ministra, a nie zarządzeniem dyrektora Urzędu Morskiego. Innym reliktem minionej epoki jest np. wydawanie przez Urzędy Morskie zarządzeń porządkowych i pilnowanie porządku na plażach, co powinno stanowić zadania Policji i straży miejskiej nadmorskich miejscowości.
Połączenie Urzędów Morskich z Okręgowymi Inspektoratami Rybołówstwa Morskiego pozwoliłoby na zracjonalizowanie oraz istotne zmniejszenie kosztów eksploatacji pomieszczeń w portach i przystaniach zajmowanych obecnie osobno przez tych 6 instytucji. Ponadto, połączenie kompetencji inspekcyjnych w odniesieniu do przepisów żeglugowych i rybackich powinno zaowocować zwiększeniem skuteczności działań kontrolnych, przy obniżeniu ogólnych kosztów takich kontroli. Oszczędności te powinny być przeznaczone na doposażenie tej służby inspekcyjnej, w tym unowocześnienie lub wymianę statków inspekcyjnych i zwiększenie limitów paliwa do nich. Wszechstronność merytoryczną takich kontroli można zapewnić poprzez tworzenie patroli złożonych z pracowników pionu „inspekcji statkowej” i „inspekcji rybackiej”. Zbudowanie skutecznej, wszechstronnej służby kontrolnej byłoby odpowiedzią na zarzuty Komisji Europejskiej o niedostateczne kontrolowanie w Polsce połowów morskich i dopuszczanie do „szarej” i „czarnej” strefy w rybołówstwie morskim, czym rzekomo KE uzasadnia corocznie zmniejszanie limitów połowowych dla Polski.
Przedstawione z konieczności skrótowo propozycje usprawnień nie wymagają istotnych nakładów finansowych, mogą natomiast przynieść znaczące oszczędności – głównie w kosztach wynajmu budynków, a to pozwoli na przesunięcie części pracowników przesadnie rozwiniętej liczebnie służby administracyjno-biurowej do zaniedbanej funkcyjnie, technicznie i liczebnie służby kontrolno-inspekcyjnej. Uzyskane oszczędności powinny być przeznaczone na doposażenie techniczne (łodzie patrolowo-inspekcyjne) i motywacyjny system premiowy dla inspektorów.
2. W perspektywie rozwojowej
Utrzymanie resortu gospodarki morskiej, choćby kilka departamentów, ale ulokowanych w jednym ministerstwie, jest gospodarczo pożądane, przynajmniej w okresie najbliższych 4-5 lat. W tym okresie należy bowiem, tak szybko jak to jest możliwe, przygotować nowelizację kilkudziesięciu ustaw i rozporządzeń oraz zmodernizować i reaktywować gospodarkę morską. W zasadzie, na nowo należy skodyfikować przepisy dotyczące spraw morskich, uwzględniając aktualnie obowiązujące w tej kwestii postanowienia umów międzynarodowych, których sygnatariuszem jest Rzeczpospolita Polska, i obowiązujące przepisy prawa UE. Nie stać nas, jako kraju na to, aby zaprzepaścić dokonane wielkim wysiłkiem, w minionych okresach, analizy i przygotowane w Ministerstwie Gospodarki Morskiej projekty ustaw. Należy je zweryfikować i jak najszybciej przekazać do Sejmu nowej kadencji.
Nowe regulacje prawne powinny być nakierowane na stworzenie warunków korzystnych – konkurencyjnych kosztowo dla armatorów, do powrotu polskich statków pod polską banderę, co ożywi wpływy budżetowe z opłat rejestracyjnych i podatków obecnie uiszczanych w tych państwach, gdzie statki te są zarejestrowane. Umożliwi to także objęcie tych statków oraz ich załóg jurysdykcją prawa polskiego i rozwiązanie przez to wielu problemów związanych z zaopatrzeniem emerytalno-rentowym oraz świadczeniami zdrowotnymi dla marynarzy i ich rodzin. Należałoby pamiętać, że około 10 tysięcy polskich marynarzy, rybaków oraz specjalistów portowych pracuje pod obcą banderą czy w obcych portach.
Narodowa, biało-czerwona bandera świadcząca o przynależności rejestrowej statku to, w każdym przypadku, także reklama naszego kraju. W połączeniu z wysoką jakością usług przewozowych tak w ruchu towarowym jak i, przede wszystkim, w ruchu pasażerskim byłaby jak dawniej tanim i skutecznym sposobem gospodarczego promowania Polski, zachętą do utrzymywania i ponawiania kontaktów handlowych i turystycznych. Dziś nawet polskie promy pasażersko-samochodowe obsługujące linie bałtyckie do Szwecji czy Danii pływają pod banderami obcych, egzotycznych państw.
Obecnie tylko dwie polskie spółki dysponujące łącznie 3-4 jednostkami wykonują połowy dalekomorskie na północnym Atlantyku, a limity połowowe na Bałtyku są z roku na rok coraz mniejsze. Negocjacje o dostęp do łowisk zagranicznych oraz o racjonalne i rzetelne dzielenie żywych zasobów Morza Bałtyckiego to pilna konieczność stojąca przed polską administracją. Mądre działanie i aktywność przedstawicieli Polski na arenie międzynarodowej przyczyni się do obrony interesów polskich rybaków i przetwórców ryb, a wraz z nimi interesów polskich konsumentów, oraz do zachowania możliwości ciągłego wykorzystania stad ryb także dla przyszłych pokoleń. Powinnością władz i nakazem sytuacyjnym jest potrzeba uzdrowienia tej gospodarki, umiejętne prowadzenie rozmów z Dyrekcją ds. Rybołówstwa Komisji Europejskiej na temat nowych metod zarządzania żywymi zasobami Bałtyku. Wskazanym jest szybkie wniesienie do Sejmu przygotowanych już projektów nowych ustaw o rybołówstwie i o organizacji rynku rybnego, aby w ramach zmian ustawowych usprawnić działalność inspekcji rybołówstwa morskiego. W szczególności w przedmiocie nadzoru nad wyładunkami i wprowadzaniem ryb do obrotu, zwłaszcza wyładunków dokonywanych w polskich portach przez jednostki spod bander innych państw. Niezbędne jest zapewnienie internetowego dostępu do aktualizowanych na bieżąco danych połowowych, zgodnie z nowymi przepisami UE. Potrzebą jest także zniesienie przesadnych ograniczeń i uciążliwości administracyjnych nałożonych na małe (do 8 m długości) łodzie rybackie, które nie wynikają z prawa europejskiego.
Usuwając przeszkody administracyjne i prawne, dopomożemy w przekształceniu infrastruktury portowej do obecnych potrzeb społeczno-gospodarczych. Tak, by wzorem sąsiednich państw opuszczone magazyny i nabrzeża portowe ożyły, aby wykorzystano je do nowych potrzeb produkcyjnych i usługowych, utrzymując je w sektorze produkcji i usług morskich, by tereny te nadal służyły celom produkcyjno-usługowym, a także by funkcjonowały jako porty jachtowe o standardzie usług przyciągającym turystów ze Skandynawii, Niemiec i innych krajów. Funkcjonowanie nawet małych portów jachtowych może zapewnić dochody także w okresie poza sezonem żeglugowym, porty te powinny świadczyć takie usługi, jak zimowe przechowywanie jachtów na nabrzeżu (po rozsądnych, konkurencyjnych cenach) oraz usługi szkutnicze i żaglomistrzowskie.
Rozwój gospodarczy kraju wymaga dalekosiężnego, perspektywicznego rozwijania w Polsce możliwości przeładunkowych dla surowców energetycznych, w tym zwłaszcza skroplonego gazu. W taki sposób, aby nie tylko pokrywać wzrastające zapotrzebowanie krajowe, ale mieć jeszcze rezerwy pozwalające na świadczenie usług przeładunkowych dla krajów sąsiednich, jak Niemcy czy Litwa.
Te skrótowo wymienione zadania czy uzupełniające funkcje gospodarki morskiej, po tylu latach zaniedbań, byłyby łatwiejsze do wykonania gdyby sprawy gospodarki morskiej mogły pozostać jeszcze przez paroletni okres w wyodrębnionym ministerstwie. Skupienie spraw związanych z gospodarką morską w jednym resorcie, według jednej spójnej polityki państwa, stwarzałoby też większą szansę na maksymalizowanie stopnia wykorzystania funduszy unijnych.
3. Narodowa i unijna pomoc w gospodarce rybackiej
W ostatnim okresie w polskojęzycznej prasie pojawiły się alarmistyczne informacje o słabym wykorzystaniu unijnych funduszy Sektorowego Programu Operacyjnego „rybołówstwo i gospodarka morska”, zwłaszcza tych przeznaczonych na odnowę i modernizację floty rybackiej. Ten rzekomo niski stopień wykorzystania unijnych środków pomocowych z programu lat 2004-2006 miał rzekomo grozić utratą unijnej pomocy dotacyjnej. W ramach tego programu, z lat 2004-2006 sektor rybacki w poważnym stopniu, na tle innych sektorów, korzystał z unijno-narodowej pomocy, co obrazuje dołączona tabela i nie występują symptomy jakiegoś zaniedbania w kierowaniu środków pomocowych przez obsługującą je pomocową agencję rządową. Występujące utrudnienia z jakimi boryka się ta branża w korzystaniu z tej unijno-narodowej pomocy leżą głównie w strukturze gospodarki polskiej, w polsko-unijnych regulacjach prawnych i ubóstwa materialno-finansowego tej branży, która sama w znaczącym stopniu i w szybszym tempie przezwycięża.
Już w styczniu 2008 roku, specjalizująca się w finansowaniu również rybołówstwa rządowa agencja, musiała z powodu wyczerpania ustalonych limitów finansowych wstrzymać przyjmowanie nowych wniosków od potencjalnych pomocobiorców na nowe ich zadania i dalszą pomoc finansową, np. w zadaniach „rybołówstwo przybrzeżne” i „działania organizacji obrotu rynkowego”. Pewne środki pozostały jeszcze do przyznania w 2008 roku na zadania w zakresie „modernizacja istniejących statków rybackich” – około 19 mln zł, „działania społeczno-ekonomiczne” – około 14,3 mln zł, na „znajdowanie oraz promowanie nowych rynków zbytu na produkty rybne” – około 4,8 mln zł, czy na „czasowe zawieszenie działalności i inne rekompensaty finansowe” – około 19 mln zł. Wystąpiły też przypadki rozwiązania kilku umów z zakończonego zadania „złomowanie statków rybackich” oraz „przeniesienia statków do krajów trzecich lub zmiana ich przeznaczenia”. Niewykorzystane środki z tych zadań zostały przesunięte na te zadania, które cieszą się największym popytem u rybaków, i w których występują największe opóźnienia gospodarcze.
W niektórych zadaniach występuje większe zainteresowanie pomocobiorców, w innych mniejsze, wyrażające się wartością przyznanej kwotowo pomocy. Przyznanie pomocy na podstawie przyjętych wniosków pomocobiorców wynosi w ocenie na koniec 2007 roku około 91% limitu unijnej pomocy dla tego programu. Natomiast poziom zrealizowanych już wypłat wynosi około 51%. Środki z tego komisyjnego limitu muszą być wypłacone do końca 2008 roku. Kwoty niewykorzystane z tej unijnej pomocy w tym okresie nie mogą być dalej prolongowane i przepadają. Roczny, pozostały okres realizacyjny pozwala jeszcze na korektę limitów wewnątrzzdaniowych tak, aby nie przyznane w jednym zadaniu środki mogły być przyznane na inne zadania, w których występuje największy popyt pomocowo-inwestycyjny. Można domniemać, że zaledwie i tylko około 5% środków w tym programie nie będzie wykorzystanych. Jest jeszcze trochę czasu, w którym należy dopomóc pomocobiorcom w pozyskaniu środków finansowych na tytuł „środki własne” warunkujące własną zdolność do częściowego finansowania wydatku, na który później otrzymają unijno-państwową pomoc bezzwrotną.
Pomoc ze źródła unijnego jest w różnym stopniu przyznawana na różne te zadania. Średnio w dotychczasowym okresie pomocobiorcom wypłacono około 75% z części unijnej, a z części krajowej 25%. Naliczana i wypłacana z puli unijnej pomoc następuje znów odmiennie, bo według płynnego kursu walutowego złotego do euro, ogłaszanego przez Europejski Bank Centralny, który dla każdego miesiąca jest inny. Stanowi to poważny problem w różnicy kursowej, którą jest obejmowana kwota naliczanej i wypłacanej pomocy. Jeszcze poważniejszym problemem jest zwrotność unijna. Wypłacane pomocobiorcy środki z tytułu pomocy unijnej najpierw są wypłacane z budżetu narodowego, a dopiero potem Komisja – jej biuro budżetowe, zwracają – refundują je Polsce z poważnym, bo nawet 9-miesięcznym opóźnienie. Kierowane do Polski w ramach tej tzw. refundacji środki dewizowe podlegają operacjom przewalutowywania. W NBP są one przeliczane nie po kursie EBC, a już po NBP-owskim kursie, który zawsze dotychczas różnił się od kursu walutowego EBC i zawsze w latach 2004-7 dawał nam znaczące procentowo i kwotowo straty. Straty te powinny być zaliczane do kosztu obsługi danego funduszu czy programu, nie obciążają one jednak pomocobiorcy krajowego.
4. Korekcyjne usprawnienia
W płytkiej prasie codziennej, resztkowego stanu niewykorzystanego limitu przez sektor rybacki dopatruje się w złym przygotowaniu programu przez urzędników, zbyt późno i zbyt rygorystycznie sformułowanych warunkach przyznawania tej pomocy (zwłaszcza odnośnie tego, na co można uzyskać refundację). Mniejsze zainteresowanie tym programem sektora rybackiego wynika przede wszystkim z przesłanek racjonalnego i gospodarskiego myślenia samych rybaków. Rybacy nie biorą się za modernizację swoich statków i łodzi rybackich nie wiedząc ile ryb będą mogli złowić w kolejnym roku i czy w ogóle będą mogli je łowić.
Rybacy czują się zawiedzeni przez władze krajowe, gdyż przed przystąpieniem Polski do Unii i zaraz po wstąpieniu namawiano ich do pozbycia się części statków rybackich, obiecując im, że w ten sposób na pozostałe statki otrzymają większe limity połowowe, zapewniające godziwe dochody i zarobki. Tymczasem, od chwili wejścia do UE rybacy zezłomowali około 40% jednostek rybackich, a pomimo składanych im wówczas obietnic, dla pozostałych jeszcze statków i łodzi rybackich przyznawane corocznie limity połowowe najważniejszych gospodarczo gatunków ryb, jak dorsz i łosoś zamiast być większe, są z roku na rok coraz mniejsze. Do tego doznanego zawodu w obietnicy dochodzą jeszcze inne decyzje Komisji Europejskiej, jak wprowadzane ad hoc czasowe zakazy połowów, czy też wydawanie przepisów zakazujących określonych metod połowu – casus sieci pławnicowych na łososie, których używania w polskiej strefie Morza Bałtyckiego prawo unijne zabrania formalnie od 1. stycznia 2008 roku. Zabrania mimo, że odrębne badania naukowe nie potwierdziły żadnego przypadku złowienia w polskie sieci morświna. Sieci pławnicowe były podstawowym narzędziem stosowanym przez polskich rybaków, głównie do połowu łososi i nie ma innych, alternatywnych narzędzi zapewniających w warunkach polskiej części Bałtyku podobną skuteczność i ekonomiczność połowów. Łowienie morświnów w takie sieci miało było rzekomym powodem wydania tego zakazu. Rybacy polscy morświnów nie łowili i nie łowią, ale pretekst Komisji godzący w polska gospodarkę nadal obowiązuje i skutki polskich strat trwają, a mają poważne rozmiary i konsekwencje ogólnogospodarcze.
Brak metody wiarygodnego oszacowania rzeczywistej ilości ryb w Bałtyku pociąga za sobą produkowanie, i to z roku na rok, przez różnych zachodnioeuropejskich spekulantów, pseudoekspertyz oderwanych od faktycznego stanu rzeczy. Rzekoma zasadność drastycznego obniżania limitów połowowych wywołuje z kolei działania zgoła przestępcze: tajemnicą poliszynela jest fałszowane statystyk połowowych we wszystkich starych członkowsko w Unii krajach Morza Bałtyckiego. Podobnie, ogólnie znanym faktem, jest ukrywanie tej prawdy przez narodowe administracje tych krajów bałtyckich, także na forum UE. Problemy rybołówstwa bałtyckiego przybrały już postać węzła gordyjskiego i uzdrowienie tej sytuacji wymaga zdecydowanego acz radykalnego posunięcia i konsekwentnej obrony naszych interesów narodowych w stosunkach z Unią, aby całkowicie zmienić zasady zarządzania żywymi zasobami Bałtyku.
Następnym dominującym czynnikiem rybackiej działalności, który jak na razie nie pozwala myśleć o wydatkach na modernizację statków, są ceny zbytu ryb uzyskiwane w porcie. Ceny paliwa, opłaty portowe, rosną z roku na rok w tempie znacznie wyższym niż ceny skupu świeżych ryb. Rośnie presja na podwyższenie pensji załóg, gdyż doświadczeni rybacy bez trudu znajdują zatrudnienie na statkach obcych flot, a nowi pracownicy do tej trudnej i uciążliwej pracy na morzu nie napływają. Działający w kraju pośrednicy w handlu rybami pomiędzy kutrem, a sprzedawcą detalicznym nawet potrajają cenę, i to oni zbierają główną część zysku z połowu bałtyckich ryb. Te problemy w skupie ryb i dystrybucji produktów rybnych trwają nieprzerwanie od kilkunastu lat, od chwili rozwiązania Centrali Rybnej. Ostatnim pomysłem na przezwyciężenie patologii, a głównie monopolistycznego dyktatu hurtowników-pośredników, miały być lokalne giełdy rybne – centra pierwszej sprzedaży, a jest inaczej. Raporty NIK wskazują, że przy tych przemianach popełniono cały szereg błędów i zaniedbań, dopuszczono do zmarnotrawienia środków unijnych i budżetowych. Faktycznie działa tylko jedna giełda i to w szczątkowym zakresie, obejmując niewielki procent wyładunków złowionych ryb.
Wobec nieporządku na rynku rybnym, przyznawanie ministerialnych zezwoleń na prowadzenie skupu produktów rybnych i wymóg wystawiania „dokumentów pierwszej sprzedaży” pozostaje wymogiem urojeniowym, o czym pisali nawet w swych raportach inspektorzy Komisji Europejskiej. W tej sytuacji, i przy braku odpowiednich państwowych przepisów regulacyjnych, nie są obecnie realizowane w Polsce wycofania świeżej ryby z rynku, jako funkcji interwencyjnej organizacji rybackich dla utrzymania minimalnej ceny rynkowej jako obrony rybaków przed spekulacją hurtowników. Nie wykorzystuje się też jeszcze możliwości unijnych dopłat do przechowywania i utrwalania ryb przez same organizacje rybackie, bo monopolistyczny rynek hurtowników dyktuje niskie ceny skupu i utrudnia organizacjom rybackim podejmowanie takich działań. Organizacje rybackie nie mając perspektywy koniunkturalnego rozwoju nie mogą uzyskiwać kredytów, aby mieć odpowiedni kapitał własny warunkujący sfinansowanie zadań na własny koszt, za które otrzymałyby następnie częściową refundację z unijnej pomocy finansowej. To ich własne ubóstwo finansowe, eliminuje ich niejako od pomocy unijno-narodowej. Jeden warunek pogłębia drugi, zastój trwa.
5. Kulturowy aspekt rybołówstwa
Rybołówstwo, głównie to prowadzone we wschodniej części polskiego wybrzeża, poza aspektem gospodarczym, ma przede wszystkim wymiar kulturowy. Jest przechodzącą z ojca na syna tradycją. Wielu rybaków głośno mówi o tym, że nie oczekuje od nikogo żadnej darmowej pomocy czy jałmużny, chce tylko prawa do prowadzenia połowu i ochrony przed nieuczciwą konkurencją ze strony innych państw bałtyckich. Rybacy chcą także trwałego poważnego traktowania ze strony organów władzy państwowej. Razem z rodzinami, załogami małych i większych przetwórni ryb uzależnionych od dostaw surowca stanowią znacząca, około 40 tysięczną grupę społeczno-zawodową, która chce uczciwie pracować, płacić podatki, godnie żyć i rozwijać polski sektor gospodarki morskiej do poziomu innych państw i potrzeb krajowych. Do połowy stycznia 2008 roku nie wydano rybakom specjalnych zezwoleń połowowych na rok bieżący, zmuszając ich, tym samym, do pozostania w portach. Nie rozwiązano też sprawy rekompensat za przymusowe postoje w roku 2007 spowodowane dodatkowymi dniami zakazu połowów nałożonymi przez Komisję Europejską. A wszystko to w kraju, w którym art.22 Konstytucji dopuszcza ograniczenie wolności działalności gospodarczej jedynie w drodze ustawy i tylko ze względu na ważny interes publiczny.
W roku 2007 nawet w trybie pozasądowym ograniczono naszym rybakom prawo do wykonywania zawodu i prowadzenia pracy zarobkowej, i to za rzekome przekroczenie kwoty połowowej dorszy. Za to domniemanie ukarano odpowiedzialnością zbiorową wszystkich rybaków. Także tych, którzy mieli jeszcze niewykorzystane, przyznane im przez właściwego ministra limity połowowe na rok 2007, które urzędowo nie zostały im cofnięte. Konieczność egzystencjalna rybaków, utrzymania i ponoszenia opłat portowych, ZUS i innych świadczeń, zmusiła ich do łamania zakazu i kontynuowania połowów, a w tym samym czasie nowoczesne duńskie jednostki rybackie łowiły na polskich wodach przybrzeżnych- terytorialnych. Z tych połowów na naszych wodach terytorialnych nowoczesne statki duńskie czy szwedzkie przywożą z jednego dwu-trzydniowego rejsu tyle dorsza, ile wynosi limit połowy wydany dla polskiego statku przypadający na jeden miesiąc.
Usuwanie tych raf i barykad utrudniających rybołówstwu polskiemu efektywne funkcjonowanie poprzez zapewnienie w kilkuletnim horyzoncie czasowym, możliwości prowadzenia swobodnej działalności rybackiej, ożywiłoby zainteresowanie programami pomocowymi, gdyż nikt rozważny w swojej działalności gospodarczej nie poczyni inwestycji modernizacyjnych czy nowych, wymagających zaciągania kredytów, gdy nie widzi perspektywy trwałości i rozwoju swego przedsiębiorstwa i całej branży morsko-rybackiej.
6. Potrzeba regulacji
Gospodarka morska, jako jeden z sektorów polskiej gospodarki narodowej, wobec wieloletnich i systematycznych zaniedbań wymaga dziś zainteresowania rządu i szybkiego podjęcia działań naprawczych. Gospodarkę tę należy traktować całościowo, jako przemysł stoczniowy (zarówno stocznie budujące wielkie statki handlowe, jak i stocznie specjalistyczne: rybackie czy produkujące jednostki militarne, a także te obecnie najlepiej sobie radzące – stocznie jachtowe), przedsiębiorstwa żeglugowo-przewozowe, rybołówstwo morskie i przetwórstwo, infrastrukturę portową oraz administrację: Urzędy Morskie i Okręgowe Inspektoraty Rybołówstwa Morskiego. Przede wszystkim należy mieć jednak na uwadze wielotysięczną rzeszę naszych obywateli związanych zawodowo z tym sektorem.
W naszym interesie narodowym jest zachowanie potencjału produkcyjnego stoczni, także poprzez częściową zmianę profilu ich produkcji. Utrzymanie funkcji produkcyjno-usługowych na uzbrojonych terenach portów morskich. Utrzymanie i rozwój techniczny rybołówstwa bałtyckiego i dalekomorskiego oraz powiązanego z nim przetwórstwa. Dopasowanie administracji morskiej do obecnych potrzeb gospodarczo-społecznych i tych wynikających z członkostwa w Unii.
Należy podjąć działania, głównie ustawodawcze, na rzecz powrotu statków pod polską banderę poprzez stworzenie korzystnych dla ich armatorów przepisów podatkowych i rejestracyjnych. Po obniżeniu stopy podatku dochodowego dla podmiotów gospodarczych, aż do 19%, należało wymusić na armatorach natychmiastowe przebanderowanie i powrót tych statków pod polską banderę. Ta 19% stopa podatkowa, jako najniższa wówczas Europie, miała spowodować przyspieszone ożywienie wytwórczo-inwestycyjne i większy kwotowo dopływ środków podatkowych do budżetu państwa. Powrót statków pod narodową banderę powinien być zalążkiem odbudowy narodowej floty handlowej i rybackiej. Zintegrowana unijna konkurencja morska nie może nam ograniczać narodowego rozwoju, do którego należy dążyć poprzez wewnętrzną rozbudowę spoistego oddziaływania na trwały rozrost podmiotowy.
W odniesieniu do rybołówstwa morskiego potrzebą chwili jest rozpoczęcie szerokiej dyskusji, także z państwami sąsiednimi, nad opracowaniem nowych metod szacowania wielkości bałtyckich stad ryb i zarządzania tymi zasobami. Istnieje także potrzeba nowelizacji krajowych ustaw regulujących ten rodzaj działalności gospodarczej tj. ustawy o rybołówstwie i ustawy o organizacji rynku rybnego, w szczególności zniesienia nadmiernych biurokratycznych barier niespotykanych w innych państwach unijnych.
W aspekcie instytucjonalno-administracyjnym istnieją potencjalne możliwości uzyskania znacznych oszczędności finansowych po połączeniu trzech urzędów morskich i trzech inspektoratów rybołówstwa w jeden, sprawny organ administrujący jednolicie ruchem statków w portach i polskich wodach terytorialnych. Wymaga to przeprowadzenia zmian ustawowych usuwających balast zadań przypisanych dawniej tym urzędom i stanowiącym relikt ustroju socjalistycznego, a które powinny być obecnie przekazane innym organom administracji, w tym samorządom, lub nawet oddane do obsługi firmom prywatnym, jako niewymagające bezpośredniego wykonywania przez aparat władzy w nowoczesnym, demokratycznym państwie.
Dr. Ryszard Ślązak, mgr Jacek Pytkowski
Jeden komentarz