Jednym z moich priorytetów jest poszerzanie wiedzy o polskości Wrocławia i Dolnego Śląska.
Jednym z moich priorytetów jest poszerzanie wiedzy o polskości Wrocławia i Dolnego Śląska. Coraz bardziej upowszechnia się potoczna opinia, że Polacy pojawili się we Wrocławiu dopiero w 1945 r. Nic bardziej fałszywego. Jestem historykiem, więc oczywiście dobrze wiem, że historię Śląska tworzyli nie tylko Polacy, ale także Czesi, Niemcy, czy Żydzi. Nie możemy jednak przechodzić do porządku dziennego nad nieprawdziwym obrazem, iż Polacy przybyli do Wrocławia dopiero w roku 1945 (a wcześniej obecni byli tylko w okresie wczesnopiastowskim). W rzeczywistości obecność Polaków została we Wrocławiu i na Śląsku solidnie zaznaczona na przestrzeni całego tysiąclecia. Aby się o tym przekonać wystarczy zerknąć m.in. do książek prof. Mieczysława Patera: Polskie postawy narodowe na Śląsku w XIX wieku: cz. 1 (do 1870 r.), cz. 2 (1871-1890).
Znajdujemy się pod kościołem św. Marcina, który był przed wojną ważnym dla Polaków miejscem na mapie Wrocławia (do 17 września 1939 r. /!/ odbywały się tu polskie msze). Wspomnę jednak o innym – znajdującym się nieopodal kościele św. Krzyża. Od 1812 do 1919 r. służył on jako świątynia polska. W czerwcu 1957 r. w jego ścianę wmurowana została tablica poświęcona Julianowi Ursynowi Niemcewiczowi, który przebywając 3 VI 1821 r. we Wrocławiu wysłuchał w tym kościele polskiego kazania. Nie jest on jedyną postacią znaną z polskich kart historii, która wybrała się na Ostrów Tumski. W 1816 r. udająca się do Cieplic księżna Izabella Czartoryska (mecenas sztuki, kolekcjonerka pamiątek historycznych, twórczyni pierwszego polskiego muzeum w Świątyni Sybilli w Puławach – jej zbiory stały się zaczątkiem istniejącego współcześnie Muzeum Czartoryskich w Krakowie), napisała: „Wchodząc do tego […] bardzo pięknego kościoła usłyszałam głośny śpiew ludu; wzruszyłam się ogromnie słysząc te same co i u nas strofy śpiewane po polsku. Wydało mi się, że jestem w Puławach”. Z kolei wspomniany Julian Ursyn Niemcewicz zanotował, że podczas niedzielnej mszy w tym kościele wysłuchał „wybornego polskiego kazania, co do języka prawdziwie staroświeckiej wymowy i treści”. W 1894 r. Dziennik Poznański donosił, że w kościele św. Krzyża „pięknym polskim kazaniem zbudować się można”. Tenże dziennik odnotował też ówczesną liczbę Polaków we Wrocławiu – 40 tys. Biskup Wincenty Urban wspomniał też, że „kwitnął też w[kościele św. Krzyża] kult Matki Boskiej Częstochowskiej, której obraz się tu znajduje”.
Po I wojnie światowej kolonia polska we Wrocławiu liczyła już tylko ok. 4 tys. osób, ale nadal prężnie działała mimo wrogości Niemców manifestowanej szczególnie po podpisaniu 28 VI 1919 r. traktatu wersalskiego, przyznającego Polsce Wielkopolskę, Pomorze, a na Górnym Śląsku przewidującego plebiscyt. Nieprzychylne otoczenie nie miało wpływu na aktywność polskich działań. Świadczy o tym choćby prężnie funkcjonujący we Wrocławiu do 1939 r. Dom Polski – miejsce spotkań Związku Polaków w Niemczech oraz innych polskich organizacji.
Przy okazji chciałbym się odnieść do sprawy, która rani moje serce. Mamy we Wrocławiu istniejący od 1913 r. obiekt autorstwa Maksa Berga, który niezmiennie pełni rolę hali widowiskowo-sportowej. W 2006 r. został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Przy okazji wbrew licznym protestom przeforsowano nazwę Hala Stulecia, co tłumaczono wymogami UNESCO. Nazwa ta jest kalką pierwotnej nazwy niemieckiej Jahrhunderthalle. Dlaczego więc używanie nazwy Hala Stulecia jest dla mnie tak przykre? Otóż często zarzuca się Prawu i Sprawiedliwości, że zbyt często odwołuje się do martyrologii. Warto jednak pamiętać, że hala ta miała być pomnikiem chwały oręża niemieckiego. Była pamiątką „bitwy narodów” pod Lipskiem między wojskami dowodzonymi przez Napoleona, a wojskami koalicji antyfrancuskiej złożonej z Austrii, Prus, Rosji i Szwecji. „Bitwa narodów” była jednym z ostatnich akordów polskich marzeń o niepodległości. Ilekroć ktoś używa nazwy Hala Stulecia przed oczami staje mi obraz Januarego Suchodolskiego „Śmierć księcia Józefa Poniatowskiego”. I kto tu celebruje martyrologię?
Reasumując: polskość we Wrocławiu to nie tylko ostatnie 66 lat. Warto o tym pamiętać i tej pamięci się nie wyrzekać.
Robert Pieńkowski
*Tekst powyższy przygotowałem z okazji briefingu zorganizowanego 3 października 2011 r. pod kościołem św. Marcina przez Rodzinę Rodła we Wrocławiu.
Więcej informacji na temat Roberta Pieńkowskiego (kandydata PiS do Sejmu – pozycja 16 w okręgu nr 3 – powiaty: górowski, milicki, oleśnicki, oławski, strzeliński, średzki, trzebnicki, wołowski, wrocławski oraz miasto na prawach powiatu: Wrocław) można odnaleźć tu: www.wybierzpiswroclaw.pl/pienkowski
Proszę zapoznać się z ulotką Roberta Pieńkowskiego:
www.wybierzpiswroclaw.pl/pienkowski/ulotka.pdf
Tu można zapoznać się z wizytówką Roberta Pieńkowskiego: http://wybierzpiswroclaw.pl/pienkowski/wizytowka.pdf