Gdzieś trzeba przecież dać ujście swemu patriotyzmowi małych ojczyzn
Dla Konfucjusza najważniejszymi atrybutami państwa był cesarz ze swoim dworem oraz ceremoniał. Jako że cesarz był w samym centrum tego ceremoniału, to dla Chin cesarskich istotą państwa stał się ceremoniał. Ceremoniał dawał tożsamość, spinał i jednoczył. Inne sfery życia stawały się mniej istotne.
Odnosząc tę sytuację do warunków polskich też można by stwierdzić, że Polakom też oprócz ceremoniału bogoojczyźnianego niewiele pozostało. Obszary, które kiedyś skłaniały do zachowań społecznościowych systematycznie są zawłaszczane przez państwo. I tak:
Jak weszły te powszechne systemy ubezpieczeniowe, więzi rodzinne zostały mocno osłabione. Rodzina zmuszona została do tego, aby bardziej dbać o interesy ZUS niż o dzieci i dobre stosunki między pokoleniowe. Jeszcze się spotykamy, jeszcze celebrujemy uroczystości świąteczne, ale rozmawiać nie ma o czym.
Jak po wsiach zamieniono „szarwark” na podatki to na wiejskie zebrania nie było po co chodzić. Międzysąsiedzka inicjatywa dbałości o drogę, szkołę i potrzebujących została zastąpiona kwitem opłaty podatkowej. Do domu ludowego nie było po co chodzić.
Gdy wprowadzono ustawę o zamówieniach publicznych nikt już nie zawraca sobie głowy powoływaniem jakiegoś komitetu aby telefon lub gaz podciągnąć. Znów obywatele zostali pozbawieni jednego z ważnych powodów, aby dom sąsiada odwiedzić, pogadać o tym i owym a czasem o czymś bardzo pożytecznym. Komitety (co o nich złego i dobrego możemy powiedzieć) zostały zastąpione piramidami łapówkarskimi.
Jak za sprawą polskich żydłaków zostaliśmy pozbawieni możliwości tworzenia stowarzyszeń spółek dorazowych nie było sensu zawracać głowy sąsiadowi jakimiś większymi pomysłami integracyjnymi. Każde, nawet najmniejsze wspólne przedsięwzięcie napotykało na barierę tworzenia przedsiębiorstwa z całym „dobrodziejstwem” jego inwentarza. Zbyt wysokie progi na sąsiadów nogi.
Tak czy inaczej, wychodzi mi na to, że w sposób nieskrepowany można w Polsce uprawiać jedynie więzi parafialne. Gdzieś trzeba przecież dać ujście swemu patriotyzmowi małych ojczyzn. Ciekaw jeszcze jestem jak długo?
No chyba jestem wielkim niewdzięcznikiem i nie doceniam wysiłków miłościwie nam panującej władzy która poci się i dwoi, aby tworzyć nam nowoczesne „centra integracji”. Ach bądźmy jej wdzięczni za te „strefy kibica”. Duch polski wsparty zupą chmielową głosi chwałę władzy naszej: Polsksaaaaa białoczerwoniiii….. Nawet Konfucjusz by takiej celebry nie wymyślił.
Tylko nie mówcie mi, że Polakom się nie chce. Im by się chciało tylko – po co?