Bez kategorii
Like

Polska utraciła kontrolę nad złotym

26/05/2011
411 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Pamiętajmy starą prawdę, że im coś bardziej wystrzeli w górę tym gwałtowniej będzie spadać zwłaszcza będąc na dopalaczach.

0


 

 

Dzisiaj w dobie wojen walutowych, wiele krajów od Japonii przez USA czy Szwajcarię osłabia swe waluty, wydając krocie. Szwajcaria wydała w 2010r. aż 21mld FCH. Przerzuca koszty swych błędów i zaniedbań, promuje własne gospodarki i swój eksport skutecznie tym samym zubażając swych sąsiadów i kraje na dorobku. Silna waluta przestaje być bożkiem, nawet wśród najbogatszych państw świata, prawie wszędzie tylko nie u nas. Choć silna polska waluta w naszym wypadku oznacza jednocześnie tańsze samochody w USA niż w Polsce tańsze wakacje w Grecji niż w Sopocie czy droższą kawę w Warszawie niż w Genewie, tańszą benzynę i gaz w relacji do zarobków niż w Niemczech. Niewykluczone, że w nieodległej perspektywie czasowej, gdy kolejne kraje Eurolandu wpadną w turbulencje i poproszą o pomoc, po Irlandii i Portugalii pewnie zrobi to Hiszpania czy Belgia i gdy zatną się drukarskie prasy za oceanem, świat może powrócić ponownie do oparcia walut o złoto, czyli do stanu sprzed 1971r., a więc do parytetu złota. Nic dziwnego, że co mądrzejsi już gromadzą zapasy złota. Niektórzy analitycy przepowiadają złoto po 2 tysiące dolarów za uncję już 2011r. Dziś zachwyt nad siłą własnej waluty  przestaje być na topie. Wiele krajów rozwijających się robi wszystko by uchronić się i obronić przed rozbójnikami walutowymi, spekulantami z wielkich banków inwestycyjnych, działań z pod znaku carry trade. Tak czyni Brazylia, Malezja, Chiny, Tajlandia, Korea Płd. Polska jest nadal prawdziwym ulubieńcem inwestorów krótkoterminowych. Tu nad Wisłą trwa prawdziwe eldorado, nic dziwnego, że w ub. roku do naszego kraju napłynęło ok.20-25 mld euro gorącego pieniądza  szukającego szybkich, bezpiecznych i wysokich zysków. Naszą spekulacyjną bańkę na złotym pompują nie tylko tzw. inwestorzy portfelowi z dużych banków inwestycyjnych, z za oceanu i londyńskiego city, bardzo optymistycznymi  rekomendacjami, ratingami czy prognozami. Przypomnijmy, że niektóre z dużych banków inwestycyjnych zapowiadały relacje euro do złotego na koniec tego roku po 3,45 zł. a jest 3,96 zł. W tym podbijaniu bębenka na złotym udział bierze niestety również polskie MF i NBP. Jak twierdzi Prezes NBP, choć złoty ma potencjał aprecjacyjny to stał się jednocześnie walutą „spekulacyjną”. Ta piramida, ten łańcuszek szczęścia pod nazwą silny złoty zasilany jest dość skutecznie poprzez stosowanie różnego rodzaju inżynierii finansowej i sztuczek księgowych w greckim stylu. Poczynając od wymiany unijnych euro na złote, poprzez ryzykowne operacje FX – swapów walutowych. W grudniu 2009r. zamieniono ok. 3 mld euro na złote z opcją późniejszego odkupu. W 2010r. mieliśmy powtórkę z rozrywki, MF zadysponowało kwotą ok. 4 mld euro, w tym roku do wyrzucenia w błoto mamy podobno 13-14 mld euro, realnie pewnie ok. 8 mld euro. To wcale nie jest tak dużo, w kontekście tego, że dzienne obroty na rynku euro/zł to aż 1,5-2 mld euro. Nie mówiąc już o obligacjach drogowych, OFE i innych kwitach w stylu banku zbożowego Nikodema Dyzmy. Nad Wisłą złotym rządzą tzw. krótkie pozycje i kolejna wymiana walut w ramach dużych prywatyzacji, ale te właśnie się kończą. Ewenementem w skali światowej są tak jednoznaczne i nagłośnione medialnie zapewnienia prezesa NBP prof. M. Belki, który publicznie zapewnia rynki, że złoty się nie tylko umocni, ale że niedowartościowanie złotego jest znaczne, nawet 10 procentowe. Nasi analitycy walutowi i „autorytety ekonomiczne” zapewniają o nieustannym umacnianiu się złotego nawet jak frank skacze do 3,23. Dziś w dużej mierze jesteśmy bezbronni wobec rynków kapitałowych i walutowych głównie ze względu na olbrzymią skalę naszych potrzeb pożyczkowych – rokrocznie brutto ok. 150-180  mld zł. Przypomnijmy, że już dziś zagraniczni inwestorzy mają w swych portfelach blisko 140 mld zł obligacji Skarbu Państwa i ponad 70 mld zł obligacji korporacyjnych. Mamy też blisko 260mld dolarów zadłużenia zagranicznego. Ta zabawa w ciuciubabkę z inwestorami zagranicznymi, gra w pokera znaczonymi kartami może się skończyć tak jak w Grecji czy Irlandii. Staliśmy się w dużej mierze zakładnikiem rynków kapitałowych, uzależnionym od dostępu do kapitału zagranicznego. To już nie kroplówka, a raczej zastrzyk z adrenaliny i to w samo serce. Wszystko zostało podporządkowane usilnym dążeniom do obniżenia przynajmniej statystycznie wielkości naszego długu publicznego, które i tak na koniec roku będzie ono wynosiło ok. 850mld zł, i które i tak przekroczy próg ostrożnościowy 55 proc. i 60 proc. relacji do PKB. Wzmocnienie bowiem polskiego złotego tylko o 10 proc. daje natychmiastowe sztuczne obniżenie naszego długu o 18 – 20 mld zł., osłabienie odwrotnie , o tyle zwiększa dług. Ta sztucznie wykreowana siła polskiego złotego wcale nie gwarantuje ani tańszego pozyskiwania środków na rynku międzynarodowym, ani tym bardziej uniknięcia kryzysu. Za nasze 10- letnie obligacje, które ponoć sprzedają się wg Ministra Finansów J.V.Rostowskiego jak ciepłe bułeczki już płacimy ok. 6,1 proc., podobnie więc jak Portugalia drożej niż Hiszpania i znacznie drożej niż Czesi. Bardzo wysokie polskie stopy procentowe ( 4,25proc.) z tendencją do wzrostu, już w czerwcu raczej przyciągną kolejne fontanny gorącego spekulacyjnego pieniądza. Wystarczy wziąć kredyt w Japonii, USA czy w Szwajcarii na niewiele ponad „0”proc, pożyczyć tu nad Wisłą w ramach kredytów mieszkaniowych – walutowych na 5-6 proc, następnie za silnie umocnionego polskiego złotego pod koniec roku kupić słabnące franki czy dolary i 2 cyfrowa przebitka murowana. Ta krowa rasy polskiej, której gospodarz nie pilnuje wypasana na zielonej wyspie nadal daje dużo mleka, pytanie tylko kto będzie najbliżej cycka. Niestety efekty tego silnego złotego są widoczne i kosztowne, nie ma bowiem darmowych obiadów, widać to bardzo dramatycznie w pozycji bilans błędów i opuszczeń w polskim  bilansie obrotów płatniczych z zagranicą. W 2008r. wypłynęło nieodwracalnie z nad Wisły w ramach tej pozycji ok. 54mld zł, w 2009r. ok. 58mld zł, 2010r. nie był lepszy, kosztował nas in minus 50 mld zł. Patrząc na te słupki a nie na siłę polskiego złotego, zielona wyspa zaczyna coraz bardziej przypominać ruchome piaski. Pamiętajmy starą prawdę, że im coś bardziej wystrzeli w górę tym gwałtowniej będzie spadać zwłaszcza będąc na dopalaczach. Od początku roku właśnie jesteśmy światkami kolejnych interwencji walutowych na naszym rynku i sztucznego wzmacniania złotego. Tylko czy ten silny złoty automatycznie oznaczać będzie silne państwo i zamożne społeczeństwo? Prezes M.Belka twierdzi, że nie widzi drożyzny, ale już 3 razy podniósł stopy i pewnie jeszcze 3 razy zrobi to do końca roku. Twierdzi też, że mamy jeden z najbardziej płynnych rynków walutowych świata. Tyle, że taka płynność oznacza też gwałtowne przypływy i odpływy. Prezes NBP powinien więc kupować złoto, bo rezerw w złocie mamy 3 razy mniej niż mała Portugalia ( zaledwie 103 tony ) i modlić się żarliwie by Grecja nie ogłosiła bankructwa, bo wtedy możemy zobaczyć prawdziwą siłę polskiego złotego.

 


                                                                   

0

Janusz Szewczak SKOK

Ocena 20 lat polskiej transformacji, w tym polskiej prywatyzacji.

6 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758