Płacenie w tym czasie „bezrobocia” milionom naprawdę chętnym do jakiejkolwiek pracy wydaje się ciężkim grzechem i stratą nie do naprawienia.
Tym razem całkiem niepolitycznie.
Z racji wieloletnich doświadczeń (szósty krzyżyk, jak mawiają) twierdzę, że nigdy w "mojej" przeszłości na Polskę, jako całość, nie spadły takie ilości wody, jak w roku obecnym. Poprzedni rok był bardzo "mokry", ale obecny to szczyt szczytów. Zapowiada się, że następne mogą być podobne.
W PRLu (w życiu nie myślałem, że będę się powoływał, pokazując, że coś działało lepiej) ogłoszono tzw. "narodowy program melioracji".
Niestety początek III RP i upadek socjalizmu w Polsce zbiegł się ze znacznym zmniejszeniem opadów. Nie wiem czy pamiętacie początek lat 90-tych kiedy lata były upalne i suche, a zimy lekkie i bez śniegu? Były takie zimy, że śnieg nie leżał dłużej niż miesiąc w ciągu roku a było go może 10 cm. To wszystko złożyło się na znaczne obniżenie wód gruntowych. Nie przypadkowo łączę to z datą upadku PRL, bo wtedy też upadł "narodowy program melioracji", a prawo w tej kwestii przestało być przestrzegane, oraz do głosu doszły organizacje ekologiczne, które ślepo negowały melioracje (np. sprawa osuszania łąk biebrzańskich w skutek czego rolnicy nie byli już w stanie na nie wjeżdżać ciągnikami, czego skutkiem było wzrost traw i zarastanie i wyniesienie się dużej ilości gatunków ptaków w rejony wyższe, koszone przez rolników). W czasie PRL działały aktywnie Departamenty Melioracji w powiatach i tzw spółki wodne, które nakładały na rolników opłaty, w zamian za co dbały o realną melioracje pól i łąk, oraz wszystkie urządzenia hydrotechniczne. Po upadku systemu rolnicy zaprzestali opłat, co po kilkunastu latach bez konserwacji doprowadziło do "zapchania" się całego systemu melioracji w Polsce (czemu oczywiście przyklasnęli i leśnicy i ekolodzy). Większość samorządów w ramach cięć kosztów zlikwidowała na początek spółki wodne. W spadku po PRLu zostały więc nam kilometry niedrożnych rowów i obok nich całe połacie zalewanej wciąż Polski.
Straż uwija się i robi co może, aby wypompować wodę z domów, szpitali, sklepów, piwnic i garaży, a tymczasem obok zarastają… puste rowy melioracyjne.
Przewaga ich polega na tym, że odpowiednio konserwowane nie wymagają ciągłego nadzoru i mnóstwa drogiego paliwa, a pompują dzień i noc z taką wydajnością, że najlepsze pompy mogą im tylko pozazdrościć.
Warto może wrócić do sprawdzonych pomysłów, nawet jeśli się źle kojarzą, bo rowy już są, wystarczy tylko przywrócić im drożność. Inwestycja nie jest zbyt kosztowna, w odróżnieniu od wałowania, lub budowy zbiorników retencyjnych, nie wymaga profesjonalnego sprzętu i super fachowców, na początek wystarczą kosy, siekiery i szpadle. Zanosi się, że może być to jedna z najbardziej trafionych i pożądanych inwestycji dekady. Płacenie w tym czasie "bezrobocia" milionom naprawdę chętnym do jakiejkolwiek pracy wydaje się ciężkim grzechem i stratą nie do naprawienia.
Prywatny przedsiebiorca z filozoficznym nastawieniem do zycia.