Kilka słów prawdy, o tym kim jesteśmy, ale i o tym kim byliśmy.
Wynik powtórzonych wyborów w Wałbrzychu potwierdził tylko moje przekonanie, że nie tyle ryba psuje się od głowy, ile już się zepsuła i tak naprawdę spustoszenie, jakie ten proces gnilny spowodował ogarnął już ją całą wraz z ogonem, tak, iż nie nadaje się już zupełnie do konsumpcji.
Nie jest możliwe, aby działalność mafii, przestępczości zorganizowanej czy rządy takich ludzi jak obecna ekipa możliwe były w społeczeństwie złożonym w większości z mądrych, uczciwych i poczciwych obywateli.
Niestety tylko wielkie zepsucie i przyzwolenie Polaków na wiele patologii umożliwia panoszenie się im na obszarze między Wisła, a Odrą.
Choroba atakuje najczęściej wątły i wyniszczony organizm z osłabioną odpornością lub pozbawiony jej zupełnie. I tu chyba myli się Jarosław Kaczyński i jego zwolennicy sądząc, że ten naród nagle się ocknie i z dnia na dzień przejrzy na oczy.
Skoro ludziom nie przeszkadza formacja oszustów fałszujących wybory oraz ściągających haracze i dalej na nich ochoczo głosuje. Skoro nie przeszkadza im prezydent miasta z korupcyjnymi zarzutami jak to ma miejsce w Sopocie, to niestety, kiedy nadejdzie czas płaczu i zgrzytania zębów, niech nie szukają winnych zbyt daleko od samych siebie.
Opatrzność w ostatnim okresie wysłała do Polaków tyle oczywistych znaków, na które odpowiednio nie zareagowali, że wydaje się wyczerpywać limit Boskiej cierpliwości.
Ale czemu tu się dziwić skoro historycznie rzecz ujmując owi wyborcy całkiem niedawno, bo w 2001 roku ochoczo wybrali, jako rządzących dawnych namiestników Moskwy, czyli partię, na której czele stał człowiek, który funkcje życiowe swojej formacji podtrzymywał moskiewską pożyczką, czyli kroplówką z Kremla podaną na dodatek ze środków KGB.
Dodatkowo w nastrój pesymizmu wprowadziły mnie uroczystości kolejnej rocznicy „Cudu nad Wisłą” gdyż uzmysłowiły mi to, jak wielka przepaść jakościowa dzieli ówczesnych Polaków od ludności zamieszkującej dzisiaj tę krainę.
Niestety to nie same „elity” III RP są zepsute, ale i polskie społeczeństwo, które tak jak mieszkańcy afrykańskiego buszu wybierają na swoich przywódców tych, którzy mają powtykane przez media w tyłki, najbardziej kolorowe piórka.
Społeczeństwo o mentalności postkolonialnej jest w swojej masie głupie i bezradne, z czego ochoczo korzysta cała zgraja pasożytów wspieranych przez „najwyżej cenionych” dziennikarzy,.
Polacy są jak zwierzyna płowa, czyli jeleniowate. Jest ona w stanie przezwyciężyć strach i opuścić żerowiska by zbliżyć się do terenów zamieszkałych, tylko w wypadku deficytu karmy.
Nawet gdyby nagle uchwalano prawo o zniesieniu okresów ochronnych i całorocznych polowaniach na wszystko, co się rusza w lasach na polach i łąkach to wiadomo, że nie zrobi to żadnego wrażenia na jeleniach, sarnach, danielach czy łosiach. Liczy się tylko koryto, a w razie ciężkiej zimy upchany sianem paśnik.
Przykro to mówić, ale coraz częściej decyzje, jakie podejmują wyborcy oraz to, z jaką głupią naiwnością łykają tę papkę propagandową serwowaną przez media oraz bezczelne kłamstwa rządzących, skłaniają do stwierdzenia, że coraz bardziej upodabniamy się do owej zwierzyny płowej.
No cóż, nowatorski patent na tworzenie po 1989 roku elit z kremlowskich kolaborantów skrzyżowanych ze starannie wyselekcjonowaną konstruktywną opozycją, w której nie zabrakło, a jakże, „byłych” miłośników Stalina, Marksa i Engelsa musi przynieść w końcu nieuniknioną katastrofę.
Niestety, nie ma tak, że za głupotę nie trzeba będzie w końcu zapłacić i historia naiwnym Polakom wystawi wkrótce wysoki rachunek.
Czasy, gdy Polacy byli wspaniałym i potężnym narodem to zamierzchła przeszłość, o której lepiej nie uczyć współcześnie miejscowej gawiedzi. No, jeżeli już to w trybie fakultatywnym. Na co dzień tę wspaniałą historię się programowo obrzydza i do niej zniechęca.
Po co jacyś, co bardziej dociekliwi obywatele mają wiedzieć jak drzewiej bywało i jak potrafiono wyłaniać elity narodu tak, aby stawały się jego siłą napędową, a nie jak to mamy dzisiaj, szkodliwą grupką wyprowadzającą z premedytacją Polaków na manowce.
Nie byłoby potęgi Rzeczpospolitej Obojga Narodów, gdyby nie szlachta. A wzięła się ona wprost ze stanu rycerskiego. To właśnie rycerze za swoje męstwo i zasługi otrzymywali od królów ziemię, na której się osiedlali. Nierzadko bywało też, że nadawano ją również rycerzom niepasowanym, którzy wsławili się jednak wyjątkowa odwagą i poświęceniem w walce. Za ziemią szły oczywiście przywileje.
Oparte na tak wyselekcjonowanych elitach społeczeństwo mogło stać się niekwestionowaną potęgą, podziwianą nie tylko przez całą Europę.
Aż trudno dzisiaj uwierzyć, że to na polskich sarmatów snobowały się długo europejskie elity. Na przeszpiegi ruszali do Rzeczypospolitej liczni wysłannicy europejskich dworów z zadaniem znalezienia odpowiedzi na pytania; skąd się bierze witalność i siła tego narodu? Dlaczego nie imają się tutejszych mieszkańców niektóre choroby jak na przykład syfilis czy podagra, tak panoszące się w innych krajach?
Posuwano się nawet do drobiazgowego opisywania jak w Rzeczpospolitej wychowuje się dzieci, w jakiej wodzie i jak często się je kąpie. Opisywano olbrzymią rolę kobiet, które podczas częstej nieobecności wojujących mężczyzn potrafiły doskonale zarządzać majątkami. Zdziwienie wywoływał również odmienny, specyficzny typ głębokiej religijności z bardzo rozpowszechnionym kultem maryjnym.
Opisywano z zaciekawieniem inny niż na wschodzie i zachodzie sposób dosiadania koni przez Polaków. Umiejętność takiego doboru uzbrojenia, który był niejako kwintesencją tego, co najlepsze na zachodzie z tym, co było doskonałe u wschodnich ludów.
W Italii modne było strojenie już małych dzieci ala Polacca, a Rembrandt swój jedyny, jaki namalował portret konny poświęcił właśnie polskiemu jeźdźcowi, Lisowczykowi.
Trudno mu się dziwić gdyż dla ówczesnych Europejczyków była to piękna, a zarazem groźna i kusząca egzotyka.
Czapka bez daszka z rysiego futra, jedwabny pikowany żupan, obcisłe spodnie z czerwonego materiału i żółte skórzane buty do połowy łydki. Ponadto dwie szable różnego rodzaju, łuk refleksyjny i kołczan ze strzałami, a w prawej dłoni nadziak zwany obuszkiem lub siekierką. Jeśli dodamy do tego buńczuk na końskiej głowie, a pod siodłem skórę drapieżnika to mamy pełny obraz ówczesnego idola nie tylko europejskiej młodzieży. I co dzisiaj wydaje się niewiarygodne, idola z Polski.
Lisowczycy to była jazda będąca postrachem od Renu aż po Morze Białe. Mało kto dzisiaj wie, że współcześni dżokeje na całym świecie, stojąc w strzemionach i pochylając się nad koniem tak, aby mu maksymalnie ulżyć, czerpią bezpośrednio ze sposobu jazdy polskich Lisowczyków. Potrafili oni pokonywać dziennie nawet 150 kilometrów, co w owych czasach był czymś dla innych nieosiągalnym.
Mijały całe wieki. Zepsucie, papugowane obce wzorce, najazdy w tym głównie szwedzki potop osłabiły Rzeczypospolitą i stopniowo doszło do jej choroby i upadku.
Kiedy po 123 latach zaborów nastała II Rzeczpospolita to trzeba przyznać, że sytuacja naszych rodaków była o wiele trudniejsza niż w 1989 roku. Mimo wszystko ówcześni nasi przodkowie o wiele lepiej potrafili owe dwadzieścia lat dane przez opatrzność wykorzystać. Potrafili zbudować państwo o wiele skuteczniej i bez porównania szybciej. Umieli w tym czasie wychować niezwykle patriotyczne pokolenie Polaków. Nie stało się to ot tak, samo z siebie. Do tego celu służyła mądra polityka historyczna, a do legendy przeszedł już rozkaz Piłsudskiego na mocy, którego powstańcom z 1863 roku musieli salutować wszyscy żołnierze, począwszy od szeregowca do generała.
Opluwanie powstańców, którzy walczyli o wolność ojczyzny, z jakim dzisiaj często mamy do czynienia w II RP było by czymś nie do wyobrażenia.
Budowa od podstaw portu w Gdyni czy Centralnego Okręgu Przemysłowego to tylko przykłady wysiłku i mądrości narodu polskiego. Jeżeli dodamy do tego to, że armia licząca w 1918 roku 50 tysięcy żołnierzy w 1920 liczyła już ich milion i to tylko po dwóch latach niepodległego bytu to możemy wyobrazić sobie sprawność tego państwa.
Oczywiście często krytykowano ciągłe kłótnie czy brak porozumienia między politykami, ale Anno Domini 2011 roku trudno szukać następców Piłsudskiego, Dmowskiego, Paderewskiego, Daszyńskiego czy nawet Witosa wśród elit wykreowanych przez michnikowy salon wespół z „ojcem demokracji” Jaruzelskim i „człowiekiem honoru” Kiszczakiem.
III RP to karykatura II RP nie mówiąc już o Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Idiotyczne papugowanie wszystkiego, co „zachodnie” i „postępowe”. Niszczenie patriotyzmu, wyśmiewanie pięknych tradycji i szydzenie z narodowych powstańczych zrywów dopełnia dzisiejszego obrazu Polski. Tu nie ma, co liczyć na jakiś cud. Czeka nas najpewniej kolejny upadek i bardzo długi, mozolny proces budowy wszystkiego od podstaw.
Póki, co zwierzyna płowa, czyli polskie społeczeństwo jeleniowate, beztrosko chadza sobie po lesie. Na razie jest jeszcze gdzie żerować, a i jak nadejdą mrozy to zapobiegliwi leśniczy, gajowi i myśliwi dowiozą im siana do paśników. Oni wiedzą, że nie intelekt i rozum dzisiejszych Polaków jest dla nich zagrożeniem.
Ten naród został przez lata tak zepsuty i zdegenerowany, że do buntu może go popchnąć tylko głód i pusty żołądek. Także, czego, jak czego, ale kiełbasy raczej nie zabraknie. W dostępności owej kiełbasy leży klucz do sterowania tym niegdyś wielkim i wspaniałym narodem.
Jedyne pocieszenie jest takie, że tylko sięgając ostatecznego dna można dopiero mocno się odbić i pójść w górę.
Tylko, który to już raz?
Mirosław Kokoszkiewicz
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (33/2011)
ze strony:
http://www.bibula.com/?p=42315
Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.