Chciałbym szczególnie odpowiedzieć Panu Pablo, którego serdecznie pozdrawiam, w związku z jego pytaniami o polską gospodarkę w okresie przedwojennym.
Na tle tego wszystkiego co dzieje się obecnie w Polsce nasuwa się nieodparta chęć porównania ze stanem Polski przedwojennej, chociaż różnice w obiektywnych warunkach egzystencji są bardzo duże.
Kształt Polski przedwojennej zawdzięczaliśmy z jednej strony „darowi” kongresu wersalskiego, który praktycznie ograniczał się do Pomorza, a właściwie „korytarza” pomorskiego, który nie obejmował nawet wszystkich ziem należących do Polski przedrozbiorowej z Gdańskiem na czele, a z drugiej – polskiej szabli.
W sprawie polskiego portu morskiego Wersal zakpił sobie z Polski oferując nam port w Pucku.
Polsce ówczesnej nie wolno było ustąpić w sprawie Gdańska, niestety Hallerowi zabrakło zdecydowania Piłsudskiego w odniesieniu do Wilna i nie wkroczył do Gdańska, a przecież nawet Litwini zdobyli się na zajęcie Memla przemianowanego na Kłajpedę, mimo że nigdy nie należał on do Litwy w odróżnieniu od Gdańska, który bronił swojej przynależności do Rzeczpospolitej przedrozbiorowej.
Ten stan rzeczy odbił się natychmiast na naszym położeniu w wojnie z bolszewikami w 1920 roku, kiedy to w Gdańsku odmówiono wyładunku broni dla Polski.
Decyzja o budowie portu w Gdyni miała swoje główne źródło właśnie w tym incydencie.
Budowa portu w Gdyni kosztowała nas 2,5 mld zł. samych wydatków państwowych, natomiast modernizacja portu w Gdańsku mogła kosztować 500 mln zł. nie mówiąc już o konieczności budowy dróg dojazdowych do Gdyni omijających Gdańsk.
Owe przynajmniej 2 mld zł. mogły być przeznaczone na szybszą realizację COP’u.
Tylko że ze względów techniczno – handlowych trzeba było i tak zbudować port dostępny dla większych statków, a lokalizacja w Gdyni znacznie lepiej się do tego nadawała niż w Gdańsku.
Niezależnie od wszystkiego spadek w postaci Gdyni jest znacznie lepszy od spadku w rodzaju Nowej Huty, Gdynią możemy zawsze się chlubić, o Nowej Hucie lepiej nie wspominać.
Zabójcza dla Polski decyzja w sprawie „dostępu do morza” była tylko fragmentem tego, czym zostało obdarowane odrodzone państwo polskie.
Trzeba zacząć od Śląska, z którego tylko zawdzięczając powstaniom udało się wydrzeć Niemcom część Górnego Śląska, stanowczo za mało jak na potrzeby przebudowy polskiej gospodarki.
Z byłego zaboru pruskiego i tak uzyskaliśmy najlepiej zagospodarowaną część Polski
mimo że Śląsk, jako kraj przygraniczny i zamieszkały głównie nie przez Niemców, był traktowany, jako dostawca węgla, koksu i stali dla przemysłu zachodnio niemieckiego, a rolnictwo i przemysł Wielkopolski rozwijały się przede wszystkim, jako przyczółki walki o utrzymanie polskości tych ziem.
Natomiast w zaborze austriackim Galicja, jako kraj graniczny z Rosją i niechętnie widzianą ludnością polską była celowo pozbawiana przemysłu, dogodnej komunikacji poza niezbędnymi drogami militarnymi i twierdzami, a także podstawowej infrastruktury.
Najgorzej wyglądało to w zaborze rosyjskim, w którym Królestwo Kongresowe zostało zamienione po powstaniu styczniowym w obóz militarny, a duży jego dorobek gospodarczy, przedpowstaniowy był celowo redukowany jak chociażby przez wprowadzenie ceł wewnątrzpaństwowych.
Brak dróg, rozwoju miast, dodatkowo przeludnianych przez przymusowe osadzanie wysiedlonych Żydów rosyjskich / „Litwaków”/, powszechna rusyfikacja, obniżanie poziomu wykształcenia i utrzymywanie dwóch trzecich mieszkańców w stanie analfabetyzmu – to był spadek Polski po carskiej Rosji.
Trudności spowodowane połączeniem krain przynależnych do różnych organizmów gospodarczych i nieposiadających wzajemnych więzi przy celowym utrzymywaniu braku połączeń komunikacyjnych, zostały jeszcze dodatkowo powiększone przez skutki przetaczającego się przez Polskę frontu i bezwzględny rabunek dokonywany przez niemieckich okupantów.
W odróżnieniu od Polski Czesi dostali w prezencie Słowację, Ruś zakarpacką i zamieszkałe przez przeszło trzymilionową ludność niemiecką –Sudety.
W ten sposób Czesi stali się mniejszą we własnym kraju, a na początek otrzymali jeszcze w darze 400 ton carskiego złota, którym skwapliwie zajęli się na Syberii, podczas gdy polska syberyjska dywizja Czumy walczyła w ariergardzie z bolszewickim naporem.
Ponadto Czechy nie były tknięte wojną i odziedziczyły lokowany przez Austriaków przemysł.
Deklarując swoje sympatie do Polski Francja znacznie chętniej udzielała realnej pomocy Czechom nie tylko ze względu na wspomniane przez Pobóg Malinowskiego powiązania masońskie Masaryka i Benesza, ale też przez wyższy stopień wiarygodności gospodarczej, a nade wszystko łączące oba kraje sentymenty w stosunku do Rosji, której Polska była wrogiem.
Traktat obronny z Polską niechętnie widziany we Francji został wymuszony przez osobistą rozmowę Piłsudskiego z prezydentem Millerandem, tylko że po wyjeździe Piłsudskiego z Paryża jego polscy negocjatorzy zostali zmuszeni do akceptowania drakońskich warunków obciążających polski budżet koniecznością utrzymywania w pogotowiu 30 dywizji piechoty bez jakichkolwiek zobowiązań ze strony francuskiej. A prosiło się umieszczenie klauzuli interwencyjnej w przypadku łamania przez Niemcy postanowień traktatowych.
A Niemcy nie tylko bezkarnie naruszały traktat wersalski począwszy od spisku w Rapallo, ale dodatkowo ogłosiły wojnę gospodarczą przeciwko Polsce.
Mieliśmy, zatem utratę rynku niemieckiego i rosyjskiego i stałą dywersję sowiecką szczególnie w pasie przygranicznym.
Żeby Polsce nie działo się za dobrze to postanowieniami „małego Wersalu” zostaliśmy obciążeni długami państw zaborczych, zobowiązaniami importowymi i wobec mniejszości narodowych itp.
Sytuacja państwa polskiego prowadzącego wojnę o granice, a nawet ratowanie całej Europy przed bolszewicką nawałą była dramatyczna.
Francja wprawdzie udzieliła nam w wojnie bolszewickiej pomocy, ale w rozmiarze daleko odbiegającym od utopionych pieniędzy w straconą pomoc dla „białych” Rosjan. Ponadto za tę pomoc i wymuszony import broni z Francji musieliśmy płacić wygórowane ceny
Dokonany w tych warunkach wysiłek dla stworzenia własnej, autonomicznej gospodarki zasługuje na uznanie. Należy podkreślić, że począwszy od roku, 1924 czyli od reformy Grabskiego całość zamierzeń była obliczana na przynajmniej jeszcze 20 lat pokoju w Europie mając na względzie okoliczność, że pokolenie, które przeżyło okropności I wojny światowej będzie unikać powtórki z tej tragedii.
Niestety nie uwzględniono siły niemieckiego rewanżyzmu i bolszewickiego pędu do wywołania światowej pożogi.
Polsce zabrakło owych przynajmniej pięciu lat pokoju w celu okrzepnięcia gospodarki i unowocześnienia armii.
W pierwszej kolejności należało jednak uwiarygodnić nowo powstałe państwo, między innymi w tym celu były podejmowane kosztowne wysiłki dla utrzymania notowań polskiej złotówki. O ile jeszcze na początku lat trzydziestych wiele transakcji w Polsce było dokonywanych w obcych walutach to już w drugiej połowie tego dziesięciolecia złotówka cieszyła się zaufaniem nie tylko w Polsce, ale i na świecie, nawet były wypadki notyfikowania w złotówkach umów handlowych zawieranych przez inne kraje.
Deflacja będąca wynikiem światowego kryzysu, który dotknął Polskę szczególnie boleśnie, ale także działań celowych rządu, nie wpłynęła na handel zagraniczny, który po kryzysie rozpoczął wzrost, ani też na wysiłki inwestycyjne.
Charakterystyczne dla okresu drugiej połowy lat trzydziestych było podjęcie programu budownictwa mieszkaniowego, straszono wówczas negatywnymi skutkami dla stanu finansów, ale nic takiego nie miało miejsca i do 1938 roku gospodarka była stabilna.
W przededniu wojny zaistniały pewne negatywne zjawiska, ale to już nie miało znaczenia wobec katastrofy wojennej. W jej świetle można dzisiaj ocenić, że wysiłki dla tworzenia stabilnej gospodarki były daremne i może wzorem sąsiadów trzeba było iść „na całość” – przyśpieszyć program zbrojeniowy i powiększyć zadłużenie kraju, które było relatywnie bardzo umiarkowane, a Polska była skrupulatnym płatnikiem zobowiązań.
Obawiam się jednak, że ciężar takiej polityki mógł być nie do zniesienia przez społeczeństwo, które nie było ani tak karne jak niemieckie, ani tak zastraszone jak sowieckie.
Niezależnie od tych zastrzeżeń można było przyśpieszyć tempo uprzemysłowienia Polski, szczególnie po roku 1933 z chwilą dojścia Hitlera do władzy i zakończenia światowego kryzysu. Nie ujmując nic z osobistych zasług Mościckiego i Kwiatkowskiego w tym przedmiocie można przychylić się do skargi Rydza na niedostatek dostaw uzbrojenia dla polskiej armii z polskich fabryk.
Jest to jednak pytanie skierowane głównie do samego Rydza: -co on sam mając tak wielką władzę faktyczną zrobił dla przyśpieszenia tempa rozwoju przemysłu zbrojeniowego?
Model polskiej gospodarki przedwojennej był specyficzny i wynikał z braku własnej klasy gospodarczej, gotowej inwestować w Polsce, a także z zacofania technicznego, jakie odziedziczyliśmy po zaborcach.
W tych okolicznościach państwo musiało wziąć na siebie obowiązek tworzenia od podstaw wielu dziedzin przemysłowych. Najogólniej biorąc wywiązało się z tego zadania bardzo dobrze. Wprawdzie na dobro wyższości gospodarki prywatnej nad państwową mogę zapisać fakt, że bardzo porządny rower „Łucznik” wyrób PWU / Państwowe Wytwórnie Uzbrojenia/ kosztował 180 zł, a lekki rower „balonówka” Kamińskiego tylko 100 zł. ale nawet największe fabryki prywatne takie jak Lilpop czy Cegielski nie były w stanie podjąć się produkcji poważniejszych wyrobów dla celów zbrojeniowych.
Wprowadzano też system przedsiębiorstw mieszanych z udziałem kapitału państwowego, miało to też na celu „polonizację” przemysłu znajdującego się w znakomitej większości nie w polskich rękach.
Przy okazji można nadmienić, że po doświadczeniach „realnego socjalizmu” prywatyzowanie gospodarki nabrało cech fetysza, ale przecież w praktyce nie chodzi o to, kto jest właścicielem przedsiębiorstwa, tylko jak ono jest prowadzone. Mogę wymienić nie jedno prywatne przedsiębiorstwo, które jest prowadzone źle i co gorsza wcale nie bankrutuje, lecz korzysta z różnych pomocy niekiedy mających charakter korupcyjny.
Współczesna gospodarka światowa nie kieruje się wskazaniami klasyków ekonomii, ale wytworzyła specjalny system powiązań, w którym trudno jest się zorientować w czyim interesie funkcjonuje.
Najłatwiejszym rozwiązaniem jest obciążenie winą za wszystko działającym za kulisami decydentom manipulującymi światowymi finansami, co jest ułatwione systemem kreowania pieniądza dłużnego.
Stąd bierze się wszechwładza światowego systemu bankowego powiązanego niewidzialnymi nićmi ciemnych interesów i w istocie największym zagrożeniem nie są błędy i niedoskonałości realnej gospodarki, ale krach światowych finansów.
Jak się ma nawet miliardowa strata przedsiębiorstwa przemysłowego do faktu wyemitowania jednym kliknięciem przez pana Bernanke 1 biliona dolarów / tysiąc miliardów żeby nie było wątpliwości/„z niczego”.
Nie znaczy to, że nie trzeba dbać o prawidłowe funkcjonowanie realnej gospodarki, ale że świat musi wreszcie się ocknąć i zmusić do odpowiedzialnego funkcjonowania systemu finansowego.
Problem leży jednak w tym, że ten system właśnie dyktuje warunki, bez rewolucji nie da się tego zmienić.
Porównując polską gospodarkę przedwojenną do współcześnie istniejącej w Polsce trzeba podkreślić, że wówczas mimo przewagi obcej prywatnej własności państwo starało się zrobić, co możliwe dla polskiej korzyści, a obecnie państwo zrobiło wszystko ażeby to, co polskie oddać w obce ręce i zadbać o ich a nie o nasze korzyści.
Mając na względzie obecny stan naszej gospodarki nie widzę nic zdrożnego w tym, że państwo zastąpi w jakiejś części obywateli nie posiadających kapitałów w procesie odradzania się autonomicznej polskiej przedsiębiorczości.
Problem leży w tym czy są jeszcze w Polsce ludzie tacy jak ci, którzy budowali przed wojną zręby ojczystej gospodarki?
Jeden komentarz