Polityk – osoba działająca w sferze polityki, którą w klasycznym rozumieniu pojmujemy jako sztukę zdobywania władzy i rządzenia państwem, przy czym celem jest tu dobro wspólne, a przyporządkowanie działania temu celowi ostateczne.
W czasach tzw. raczkującej demokracji polityk pragnący uzyskać władzę musiał przygotować spójny i przekonywujący program naprawy państwa, przy czym swoim charakterem, wytrwałością, umiejętnościami, honorem i dotychczasową wiarygodnością gwarantował, że przedstawiony program będzie konsekwentnie realizować.
Natomiast polityk uzyskujący władzę w wyniku wyborów miał kadencję (4-5 lat), by się wykazać i udowodnić, że warto było mu zaufać. Przy czym zarówno profesjonalizm, jak i nieudolność polityka społeczeństwo weryfikowało w trzewiach, poprzez odczuwalne w kieszeniach, na co dzień i na rodzinie poprawienie lub pogorszenie warunków życiowych. Te 90 lub 80 lat temu – bo o takich czasach mówimy – pomiędzy życiem znośnym, a życiem w nędzy typowego wyborcy istniała bardzo cienka granica, łatwa przez niego do przekroczenia w obydwie strony, w wyniku dobrych lub złych decyzji politycznych. Polityk nie mógł sobie przy tym pozwolić na marazm, musiał działać by kraj rozwijać, wciąż poprawiać gospodarkę i ścigać się z sąsiadami, których oddech na plecach czuł bez przerwy. Przy czym polityk działając ówcześnie w warunkach wysokiego ryzyka, napięć społecznych, wojen ekonomicznych, a nawet granicznych musiał podejmować decyzje mając świadomość ich konsekwencji. Dobra decyzja nagradzana była potężniejącymi więzami społecznymi, niebywałym szacunkiem i kopem w dynamice rozwoju ojczyzny, zła decyzja często wywoływała niepokoje społeczne, zapaść gospodarczą, inflację, groziła zamachem stanu (nie tylko parlamentarnym), a nawet wojną.
Ten realny wpływ polityki na życie i weryfikacja wyborcza z poziomu własnych 4 kontów były najważniejsze. Media mogły coś pomóc, lekko przeszkodzić, ale nie miały decydującego wpływu. Gazety mogły wtedy żyć życiem polityków, piętnować, chwalić, ale nie tworzyły „indywidualności” i nie generowały wyników wyborczych. Media mogły pisać dowolne sprawy o Grabskim, ale każdy pamiętał, kto zwalczył hiperinflację. Mogły do woli obsobaczać inż. Kwiatkowskiego, ale każdy mógł na własne oczy zobaczyć Gdynię i ujrzeć jak powstaje Centralny Okręg Przemysłowy. Z drugiej strony każda medialna próba wywindowania na szczyt osoby niegodnej, podłej, ograniczonej lub głupiej skazana była na niepowodzenie. Formacja mająca w swoich szeregach dyletanta czy aferzystę staczała się, gdyż nie mogła na dłuższą metę zaprzeczać doświadczeniu osobistemu obywateli. Znamy wprawdzie opowieść o Dyzmie, którego postać była przejaskrawioną karykaturą niektórych ludzi sanacyjnej władzy, no ale widzianych oczami opozycjonisty Dołęgi – Mostowicza. Założę się, że gdybyśmy do protoplastów Dyzmy przyłożyli dzisiejszą miarę, to wprawdzie zobaczylibyśmy wielokrotnie prostych oficerów polowych bez wykształcenia i kwalifikacji w polityce, no ale z drugiej strony ludzi krystalicznie uczciwych, oddanych ojczyźnie i zadziwiająco sprawnych (jak na ten brak wykształcenia) w obrębie większości powierzonych im zadań. Słowem niegdyś polityk musiał podejmować ważne decyzje, realizować ważne decyzje i z konsekwencji tych ważnych decyzji był rozliczany. Gdy mu drastycznie nie poszło czasem ze wstydu strzelał sobie w łeb, jak Walery Sławek.
„Demokracja dojrzała”
Jakże to odmienne niż polityka dzisiejsza. Dzisiejsi politycy są w rzeczywistości atrapami polityków, medialnymi aktorami odgrywającymi ich rolę. Ich popularność i wynik wyborczy nie zależą od ich działań, od ich faktycznych osiągnięć związanych ze wzrostem poziomu życia, bezpieczeństwem czy rozwojem ponieważ działań tych społeczeństwo nie weryfikuje. Dlatego w miarę możliwości żadnych realnych działań nie podejmują.
Ich pozycja zależy za to od mediów, od oceny mediów, od obecności w mediach, od umiejętności znalezienia się w obliczu mediów, od spindoktorów, od zatrudnienia najlepszych PR-owców, od posiadania kontroli nad mediami, od posiadania zasobów i wpływów, dla których media pokażą ich życzliwie. Zależy od otoczenia koło kogo i gdzie stoją – dlatego starają się stać jak należy, a ręce sobie podają gdy flesze gotowe. Dzisiejsze atrapy polityków nie są jednak głupie, wiedzą, że w większości społeczeństwa podstawowe potrzeby z piramidy masłowa są zaspokojone. Nie ryzykują więc wiele, że ich brak decyzji przez lata powiąże obywatel z coraz większymi pustkami w swojej kieszeni i z drastycznym pogorszeniem warunków życiowych jego rodziny.
Zresztą od tego ma telewizję, radio, gazety, coraz większą kontrolę w Internecie, by obywatel jak najdłużej nic nie zauważył, a jeśli nawet zauważy, by nie wiązał tego ze złym działaniem lub brakiem działania rządzącego polityka. Ot co najwyżej z kryzysem międzynarodowym, działaniem poprzedników, okolicznościami obiektywnymi (demografia, zmiany obyczajów) lub z własną niezaradnością. Skutkiem tej tresury własnej i wyborców, tej specyficznej selekcji ze względu na sztukę autoprezentacji i realizację intryg, jest absolutne zatracenie przez polityków wszelkich umiejętności korzystnych dla społeczeństwa, kompletne nieprzygotowanie do wykonania jakiejkolwiek pracy w służbie państwu, zatracenie honoru i gotowości do podejmowania ważnych decyzji. Dzisiejsi politycy już nic nie potrafią, nie mają potrzeby potrafić i nie podejmują żadnych realnych reform i żadnych ryzyk, mogących zmienić na lepsze nasze życie. Atrapy polityków wykonują atrapy czynności i erzace decyzji. Myślą tylko o tym co, jak, gdzie, kiedy i przez kogo ogłosić, by się przypodobać tym co ich chronią (może być obcy, kręcący wrogie interesy, a co), tym co im dają możliwości kradzieży (za udział) i tym dzięki którym mogą wygrać wybory. Mediom, finansistom, czasem agenturze. Choćby potem potop – byle dotrwać i byle nie dorwali.
I tak będzie zawsze, coraz gorzej, coraz straszniej, coraz bardziej wszystko udawane – póki nie doprowadzą nas do nędzy, póki nie pozbawią nas wolności, póki nie będzie niemal za późno. Póki nie przejrzymy na oczy, gdy tak nas przyciśnie, że znów zadziałają stare, osobiste mechanizmy weryfikacyjne.
Słowem: póki nie żremy trawy.
Tomasz Parol - Redaktor Naczelny Trzeciego Obiegu, bloger Łażący Łazarz, prawnik antykorporacyjny, zawodowy negocjator, miłośnik piwa z przyjaciółmi, członek MENSA od 1992 r. Jeśli mój tekst Ci się podoba, lub jakiś inny z tego portalu to go WYKOP albo polub na facebooku. Jeśli chcesz zostać dziennikarzem obywatelskim z legitymacją prasową napisz do nas: redakcja@3obieg.pl