Drogowskaz przecież nie biegnie w kierunku, który wskazuje.
Pisałam niedawno, że najlepszym sposobem rozpoznawania utopii jest ustalenie czy jej twórca widzi siebie w roli szeregowego członka postulowanej przez siebie idealnej społeczności, czy rezerwuje dla siebie wyjątkową pozycję. Okazuje się, że wszyscy twórcy utopii społecznych widzieli siebie w roli przywódcy (albo doradcy przywódcy) nie podlegającego wymyślonym przez siebie dla innych prawom.
Twórcy utopii społecznych zawsze obiecują świetlaną przyszłość dla następnych pokoleń, natomiast zabraniają zajmować się jednostkowymi losami współczesnych,
„Jednostka – zero. Jednostka – bzdura.”- pisał Majakowski dodając „lewą, lewą”.
To, że będziemy, lekceważąc losy jednostek, wykrzykiwać: „prawą, prawą” niewiele zmienia.
„Jeżeli teoria nie zgadza się z faktami – tym gorzej dla faktów” wydają się zgodnie twierdzić zarówno ci, co do świetlanej przyszłości maszerują lewą jak i ci, co maszerują prawą nogą.
Ja uważam, że tym gorzej dla teorii.
Członkowie kolebki PO- Kongresu Liberałów, nie bez przyczyny zwanego Kongresem Aferałów -do perfekcji opanowali sztukę operowania liberalnymi hasłami, mającymi służyć za listek figowy w procederze, który przejdzie do historii myśli gospodarczej jako „ kręcenie lodów”.
Obecnie PO forsuje ustawę dającą narciarzom prawo swobodnego przejazdu przez cudze grunty, a inwestorom do instalowania na tych gruntach bez zgody właściciela wyciągów.
Rozmawiam na ten temat z młodym narciarzem, uczniem elitarnej amerykańskiej szkoły, zwolennikiem gospodarki rynkowej i świętego prawa własności.
„Fucking great „ – wykrzykuje wytwornie młodzieniec – „ wreszcie przestanie mi byle burak dyktować, którędy mam jeździć”.
Kiedy odwołuję się do prawa własności stwierdza w imieniu narciarzy : „ my też mamy przecież jakieś prawa”. „Jakie my – ty i Sobiesiak”- odpowiadam.
Gdy trzeba coś ukraść, święte prawo własności przeradza się w wyższe racje społeczne ( jak przy wywłaszczaniu pod szosy), a potem kradnącego broni święte prawo własności – ale ukradzionej.
Moi naiwni współziomkowie kresowiacy , (których kolejne pokolenie wymiera nie doczekawszy się 20% rekompensaty nie za to co mieli, lecz za to co im łaskawie przyzna Urząd Wojewódzki )cieszą się ,że PO wprowadza poza procesowy tryb zwrotu nieruchomości. Nie rozumieją, że tryb poza procesowy wprowadza się tylko po to, żeby łatwiej było rozdawać fałszywym właścicielom cudzy majątek. Pomijając zbiorowe roszczenia gmin wyznaniowych- o uznaniu roszczenia pana Kowalskiego decyduje urzędnik. Warto przecież przynieść mu kwiatki, albo nawet czekoladki. Im więcej oszustów otrzyma rekompensatę tym prędzej moi ziomkowie usłyszą, że środki przeznaczone na ten cel wyczerpały się.
Znana jest sprawa pewnej, dobrze umocowanej w strukturach PO pani , która za stajenkę we Lwowie otrzymała wartą krocie działkę w Gdańsku. Natomiast gorzej umocowanym odrzuca się pod byle pretekstem ich dokumenty.
Zdumiewa mnie, że zwolennicy gospodarki rynkowej, nie widzą tych mechanizmów pozbawiania ludzi własności. Albo uważają, że jeżeli ktoś inny jest obdzierany ze skóry – wszystko jest w porządku.
„Czy nie rozumiesz, że gdy kamienicę przejmuje fałszywy właściciel natychmiast wyrzuca na bruk lokatorów”- pytam narciarza.
„Wszystko jedno kto jest właścicielem , byleby tylko pozbyć się z miasta tej kwaterunkowej hołoty”- słyszę w odpowiedzi.
Wywodzę się z kresowej rodziny o sporych tradycjach. Gdybym w rodzinnym domu powiedziała o kimkolwiek „hołota” musiałabym się chyba ze wstydu wyprowadzić.
A co do hasła :”wszystko jedno kto jest właścicielem”. -mój znajomy Francuz, właściciel kamieniczki w Wersalu wygłaszał podobne teorie do chwili, gdy zaproponowałam mu żeby zaczął płacić czynsz swoim lokatorom.
Podobne jak ustawa o swobodnym przejeździe znaczenie miała słynna ustawa o kopalinach. Przewidywała ona, że inwestor po otrzymaniu od gminy koncesji na poszukiwanie lub wydobycie czegokolwiek- ropy, złota, piasku czy żwiru, ma prawo wywłaszczyć każdego, na czyim terenie chce te poszukiwania prowadzić. O kwocie odszkodowania miał decydować niezależny ekspert. Inwestor po kilku latach mógł zaprzestać poszukiwań pozostając właścicielem nieruchomości. Nie wiem jakie są losy tej ustawy. ( sprawdzę) Nie chciałabym żeby była to bomba z opóźnionym zapłonem.
Wiele lat temu, gdy jako jedna z pierwszych zajmowałam się podatkiem katastralnym, publikując na ten temat w wysokonakładowej prasie, przeczytałam propozycję guru gospodarki rynkowej JKM tak zdumiewającą, że dziś wydaje mi się, że był to prima aprilis.
Otóż JKM nawiązując do obowiązującego w niektórych krajach obowiązku samo wyceny nieruchomości dla potrzeb podatku katastralnego zaproponował, żeby każdy i w każdej chwili mógł taką nieruchomość po podanej przez właściciela cenie kupić, a właściciel nie miałby prawa odmówić sprzedaży.
Wyobraź sobie drogi czytelniku, że masz odziedziczony po rodzicach stary dom, warty obecnie milion. Nie masz najmniejszego zamiaru go sprzedawać, nie masz zresztą gdzie się z całą rodziną wyprowadzić. Aby się zabezpieczyć musisz podać jako wartość nieruchomości cenę zaporową, na przykład 1,5 miliona. Przy stopie procentowej 1% (o takiej była mowa w projekcie ministerstwa) musisz płacić 15000 rocznie podatku katastralnego. Nawet jeżeli płacisz, nie możesz spać spokojnie, musisz śledzić rynek nieruchomości. Jeżeli się zagapisz, albo zaniżysz wartość nieruchomości, bo nie będzie cię stać na podatek, znajdzie się jakiś uważny badacz rejestrów katastralnych, który zmusi cię do sprzedania domu po zaniżonej cenie.
Na szczęście był to tylko projekt JKM, który należy jednak do całego szeregu projektów i ustaw mających na celu wypłukiwanie resztek własności z rąk szarych obywateli i koncentrowanie jej w rękach hien ścierwojadów. To ci , którzy ustawiają z komornikami licytacje, żeby kupić cudze mieszkanie za 1/10 jego wartości.
W tym samym okresie JKM wyrażał zdziwienie, że Polacy za wszelką cenę starają się zdobyć mieszkanie na własność. „Mieszkanie powinno się wynajmować” – twierdził, bo to zwiększa szanse na rynku pracy. Nie chce mi się nawet zastanawiać czy pan JKM mieszka w swoim czy wynajętym na wolnym rynku mieszkaniu.
Drogowskaz przecież nie biegnie w kierunku, który wskazuje.