Stanisław Michalkiewicz (22 VI 2011)
"Legitymację partyjną oddał Wincenty Kalemba, a tam zachodnim bankierom włosy stają dęba" – śpiewał Andrzej Rosiewicz w nawiązaniu do fali strajków w Polsce w roku 1980. Teraz zachodni bankierzy, głównie niemieccy, ale również starsi i mądrzejsi ze wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, byli jeszcze bardziej zaniepokojeni, bo cóż znaczyło 40 miliardów dolarów polskiego długu pod koniec dekady Edwarda Gierka, w porównaniu z publicznym długiem Grecji, przekraczającym już 300 miliardów euro? Ale dzisiaj mogą już odetchnąć z ulgą; demokracja ich uratowała. Rząd premiera Papandreu otrzymał wotum zaufania w parlamencie, dzięki czemu, już w niedalekiej przyszłości wszystko to, co Grecy za pożyczone pieniądze zmodernizowali lub zbudowali, będą musieli sprzedać bankierom, czyli tak zwanym inwestorom, za ułamek wartości. Warto o tym pamiętać również i u nas, bo rząd premiera Tuska odważnie kontynuuje powiększanie długu publicznego w tempie stachanowskim, które dzisiaj sięga już 6 tysięcy złotych na sekundę.
Ale na razie, to znaczy – dopóki nie padnie salwa – nikt o tym nie myśli, ani się nie przejmuje, bo wszyscy dygnitarze ogromnie są podnieceni polską prezydencją w Unii Europejskiej, która rozpoczyna się 1 lipca i potrwa pół roku. Tak to już jest, że człowiek najbardziej przywiązuje się do rozmaitych iluzji, przez co często traci poczucie rzeczywistości. Jedną z takich iluzji jest przekonanie, że w ramach prezydencji Polska, za pośrednictwem Unii Europejskiej, będzie rządziła Niemcami, Wielka Brytanią, czy Francją. Rosjanie mają na tę okoliczność przysłowie, według którego "każdy durak po swojemu suma schodit" – dzięki czemu lepiej rozumiemy spostrzeżenie Czesława Miłosza, że "wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie". W rzeczywistości aż tak strasznie to nie wygląda, bo te wszystkie prezydencję, to tylko rodzaj Saturnaliów, podczas których w starożytnym Rzymie niewolnicy na pewien czas zamieniali się rolami ze swoimi właścicielami.
Na wszelki jednak wypadek, a także dla zademonstrowania Europie, że w obliczu polskiej prezydencji sytuacja znajduje się pod kontrolą – do Warszawy z wizytą przyjaźni przybyła Nasza Złota Pani Aniela. Okazją do wizyty przyjaźni była 20 rocznica polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy. Starsi pamiętają, że z podobnymi wizytami przyjaźni przybywał w swoim czasie do Warszawy Leonid Breżniew i tez starał się nawiązywać do jakiejś rocznicy układu o przyjaźni i współpracy. Okazuje się, że historia się powtarza – ale jakże ma się nie powtarzać, skoro sytuacja naszego nieszczęśliwego kraju cały czas jest taka sama, a tylko Związek Radziecki zmienił położenie i kierownictwo?
Oczywiście historia, jak to historia – powtarza się, ale niedokładnie. Za czasów Leonida Breżniewa żadnych prezydencji nie było, a teraz są – dostarczając naszym Umiłowanym Przywódcom tyle radości i satysfakcji. Zatem – postęp jest, nie da się ukryć, ale oczywiście ważniejsza jest kontynuacja. Oto podczas wizyty przyjaźni w Warszawie Nasza Złota Pani Aniela zapewniła, że Niemcy nie zrobią niczego przeciwko Polsce. No naturalnie, jakże by inaczej? A w ogóle, czy Niemcy kiedykolwiek zrobiły coś przeciwko Polsce? Jeśli nawet w pewnych momentach mogło nam się tak wydawać, to tak naprawdę wszystko było dla wspólnej Europy, w której – tylko patrzeć – jak Polska obejmie prezydencję – a więc również dla naszego dobra. Miło to usłyszeć i pokrzepiać się takimi iluzjami przez najbliższe pół roku, bo potem – jak to bywa przy Saturnaliach – nastąpi bolesny powrót do rzeczywistości.
Stanisław Michalkiewicz
Najwiekszym zlem, na które cierpi swiat, to nie sila zlych, lecz slabosc dobrych - Charles Louis Montesquieu