DONKOWE ŻYCIE W PŁYNNEJ MGLE
Poemat pedagogiczny Antona Makarenki z donkowym życiem w tle
PŁYNNA MGŁA
I znowu przyszła
W płynnej szacie
I już nie wyszła
Wniebowzięta
A ja już wiszę na krawacie
W tę noc przeklętą
Serca me bicie spowolniła
Jak łaską niebios wydymioną
A potem ze mną wódkę piła
W to nasze szczęście zespolone
Po drodze było prochów kilka
Pół litra i…
Mam oczy wilka
Gdzieś mi zapodział się widelec
Z łyżką do butów z górnej półki
I znowu jestem jak wisielec
I z wódką kaca mam do spółki
Włożę na głowę jakieś czako
Bo w skroń mi walą jarzma młoty
I walę kity byle jako
W dowodzie swoich bzdur głupoty
Lampa pijana w przedpokoju
Nie wytrzeźwiała od tygodnia
Jakieś zmazaki w białym stroju
I bilardowe kule ognia
I znowu bębny w głowę tłuką
Dobosz popija w dym z doboszem
Może mi wreszcie głowę stłuką
Która już stała się kaloszem
W łazience łażą karaluchy
Czasami jeden, zwykle dwa
To jest władymir z mendą bronkiem
Co już nie pije ino chla
Nad wanną wiszą zdechłe muchy
A z kranów płynie wódą mgła
W smoleńsku była tez na niby
Władymyr mówił mgła to ja
Tam gdzie leżały dwa dywany
Przegniłe klepki zęby szczerzą
Już tydzień leżę w dym pijany
A na mnie spite kołdry leżą
Gdzieś mi zapodział się prezydent
Leżał wraz ze mną w górnej półce
Durny zszetyniał po tej wódce
Gdy śpiewał refren lud tak chce
Kace zmieniają się wciąż w glątwy
Nad nimi też wódczana ciecz
Jestem pijany tydzień piąty
Picie to jednak fajna rzecz
Raz przyszła do mnie wańka wstańka
Także urżnięta była w kloc
Ta życiorysu wycinanka
Zmieniona w swój pijany los
I płyną muchy po futrynie
Są z pająkami za pan brat
Pijaka życie nie zaginie
Gdy wódą jest weselny swat
Wokół Polaczki same głupki
Niedługo będą same trupki
I tak się przecież nie wywiną
Polak być może tylko świnią
Mówią zawiśnie całe trio
O to kaczorom właśnie szło
Znów serce tłucze, nie przestaje
Jak wiewiór jakiś w dziwnej klacie
Piskami jęczą kół tramwaje
I znowu rzygam w snu kloace
Może się cały wyrzygowię
A może tylko odrobinę
Może sie zmienię w mrówki mrowie
I się powieszę na drabinie
Jak długo piję
Sam już nie wiem
Jak długo żyję
Niewiadomo
Ale najchętniej bym popijał
Z kazikiem kucem na balkonie
Wczoraj tu stały trzy butelki
Fabrycznie plombą lakowane
Dzisiaj też stoją, ale puste
Może je wypił ktoś przez ścianę
A może ściana się przelękła
/ Ściana nie może być pijana /
I tak przede mną czule zgięta
Jakby kochanka zapomniana
I nagle stałem się odważny
Wypiwszy swoje cztery piwa
Potem zasnąłem niewyraźnie
Gdy bujak się z przerwami kiwał
I znowu noc ma zarzygana
Miast snu to tańce tańczą w głowie
I znowu róża w sztok zalana
Pijane ryczy pogotowie
Do tańca panią dziś zapraszam
Lecz zapodziały się gdzieś gacie
Więc nowych gości dziś nie spraszam
Wiszę już przecież na krawacie