Małgorzata Goss
Już dziś 30 proc. ubezpieczonych mężczyzn umiera, nie dożywszy wieku emerytalnego.
Premier Donald Tusk, informując, że "dla naszego państwa najbardziej opłacalne są rodziny bezdzietne", nie powiedział jeszcze wszystkiego o polskim systemie finansowym. Okazuje się bowiem, że nasz system emerytalny jest tak wypaczony, że państwu opłaca się, gdy obywatele nie dożywają emerytury. W takim przypadku środki zaewidencjonowane na ich kontach indywidualnych w ZUS są po prostu wygaszane. De facto przepływają do budżetu, powodując zmniejszenie dopłat budżetowych do ZUS. Innymi słowy, składki zmarłych niedoszłych emerytów finansują redukcję deficytu budżetowego. Im więcej osób nie doczeka emerytury, tym lepszy stan finansów państwa, lepszy rating i tym większe zaufanie rynków finansowych.
Ten patologiczny mechanizm widać jaskrawo w rządowej propozycji podniesienia wieku emerytalnego. Jeśli wiek emerytalny przesunie się o 2-7 lat w górę – znacznie większa niż dotąd grupa ubezpieczonych kobiet i mężczyzn nigdy emerytury nie dożyje, co pozwoli rządowi szybciej zredukować dziurę budżetową. Z informacji ZUS wynika, że przy obecnym wieku emerytalnym – 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn – w roku 2010 wygaszono 8,4 mld zł na kontach osób zmarłych przed emeryturą. Ponadto suma stanów kont osób, które jeszcze przed emeryturą przeszły na rentę, wyniosła 9,3 mld złotych. Są to osoby w kiepskim stanie zdrowia. Przypuszczalnie część z nich nie dożyje emerytury i ich środki także zostaną wygaszone. – Co się dzieje ze środkami, które są wygaszane na indywidualnych kontach w ZUS? – zapytaliśmy rzecznika resortu pracy Janusza Sejmeja. Chociaż pytanie zadaliśmy ponad 3 tygodnie temu, do dziś nie uzyskaliśmy na nie pisemnej odpowiedzi, mimo wielokrotnych monitów. Zatelefonował natomiast jeden z urzędników, usiłując przekonać, że tak postawione pytanie nie ma sensu, ponieważ "w systemie repartycyjnym ZUS nikt z ubezpieczonych nie ma ani złotówki na koncie", "zobowiązania emerytalne wobec społeczeństwa nie istnieją w wymiarze finansowym", a indywidualne konta emerytalne to tylko "kolorowy zawrót głowy". Słowem – nasze składki roztapiają się w systemie.
– Chciałabym jednak uzyskać pańską odpowiedź na piśmie. Chcę ją zacytować – poprosił urzędnika "Nasz Dziennik". – Nie odpowiem pani, bo rozmawiałem dostatecznie długo i szkoda mi czasu – uciął dyrektor Zbigniew Januszek. Interwencja u rzecznika ministerstwa pracy, aby uzyskać odpowiedź, nic nie dała. Resort nabrał wody w usta i już.
Państwo dopłaca obecnie ok. 40 mld zł rocznie do ZUS na wypłatę emerytur. Jeśli po podniesieniu wieku emerytalnego więcej ludzi umrze, nie doczekawszy emerytury, i ich konta w ZUS zostaną wygaszone, to jest oczywiste, że państwo będzie musiało dopłacić do ZUS mniej, np. 30 mld zł rocznie. Potwierdził to dyrektor Januszek z resortu pracy, zanim przerwał rozmowę. – Jeśli wymarłoby 7,5 mln emerytów finansowanych z FUS, to istotnie nie tylko nie byłoby dotacji budżetowej, ale ZUS byłby na plusie – przyznał. – Wtedy składki pojawiłyby się w ZUS fizycznie, bo obecnie są one od razu wydawane na wypłatę bieżących emerytur, a ZUS per saldo notuje dziurę. Co stanie się ze środkami z naszych comiesięcznych składek, skoro liczba emerytów skurczy się drastycznie wskutek kolejnych podwyżek wieku emerytalnego? – Propozycje rządowe rozmontowujące reformę emerytalną sprawią, że składka emerytalna stanie się de facto najgorszą daniną, bo opodatkowującą pracę, i to podatkiem wysoce niesprawiedliwym, bo najbogatsi nie płacą składki od dochodów powyżej 2,5-krotności średniego wynagrodzenia. Z drugiej zaś strony to właśnie najbogatsi często w ogóle nie pracują na umowę o pracę, a dzięki dobrym warunkom życia i dostępowi do prywatnych usług medycznych częściej niż pozostali dożywają emerytury, żyją długo na emeryturze i będą pobierać świadczenia dopłacane przez państwo niezależnie od puli uzbieranej w III filarze – zwraca uwagę dr Cezary Mech, były wiceminister finansów.
Dzięki wygaszanym co roku wielomiliardowym składkom na kontach osób zmarłych przed emeryturą rząd może pochwalić się w Brukseli sukcesami w redukowaniu deficytu budżetowego. Jeśli do tego podniesie wiek emerytalny, sukcesy będą proporcjonalnie większe. Zamiast 8 mld zł rocznie z kont emerytalnych zniknie dwa lub trzy razy tyle wpłaconych przez Polaków składek emerytalnych, w związku z tym mniejsza będzie dopłata budżetowa do ZUS i większa skala redukcji deficytu budżetowego, którą premier Donald Tusk wraz z ministrem Jackiem Rostowskim będą mogli pochwalić się w Brukseli. System finansowy III RP został przez elity polityczne tak skonstruowany, że państwu z jednej strony nie opłaca się inwestowanie w młode pokolenie, z drugiej zaś – opłaca się przedwczesna śmierć starszych ludzi.