Za kilkanaście lat nie będzie miał kto pracować na naszą emeryturę – tak twierdzą rząd i ZUS. Pierwszy nawołuje – trzeba płodzić i rodzić, więcej i więcej! Drugi inwestuje -w swoje siedziby, urzędnicze pensje, nagrody i premie. Za miliardy! Nasze!
Na początek tylko kilka przykładów nowych budynków ZUS:
– Warszawa – centrala ZUS, 189 mln zł, gabinet prezesa 120 mkw, sala konferencyjna 400 mkw, skoda superb dla prezesa 100 tys. złotych. (ps. były prezes zatrzymany pod zarzutem korupcji).
– Wałbrzych – 35 milionów, gigantyczna inwestycja w mieście największego bezrobocia w Polsce!
– Szczecin – 25 milionów, budynek przypomina twierdzę, ze słynnymi marmurowymi posadzkami.
– Kielce – pałacyk za bagatela 20 mln złotych.
– Nowy Sącz– ok. 20 mln zł, mało interesująca bryła.
– Wrocław – nowoczesny gigant, blisko 15 mln złotych.
– Lublin– budynek przypominający szklarnię, kosmiczny dziwoląg, kilkanaście mln.
– Rzeszów – kolejny pałac, ok. 20 mln złotych.
– Białystok – wieżowiec, ok. 17,5 mln złotych.
– Koszalin– niewielki budynek za „tylko” 15 mln zł.
– Jelenia Góra – budynek- abstrakcja, kilkanaście milionów.
– Łódź – może i ładny, ale drogi, 21 mln zł.
– Gdańsk – w starym spichlerzu, kilkanaście milionów.
– Stalowa Wola– „tylko” 5 mln złotych.
– Kraków– remont budynku, 20 mln złotych.
– Elbląg – remont, 5 mln zł.
ZUS to nie tylko wielkie inwestycje, zresztą nikomu tak naprawdę niepotrzebne, chyba tylko prezesom. ZUS to także – gigantyczne zakupy, które polepszają komfort życia urzędników. Tylko w 2008 roku na remonty i wyposażenia wnętrz wydano 240 mln złotych! Kupowano – najdroższe rzeczy, armaturę, klimatyzacje, informatyzację, nowoczesne meble, serwisy do kawy itp. ZUS to także gigantyczne wydatki na konferencje, zjazdy, sympozja, szkolenia – na przykład w Australii, USA, Kanadzie, Korei Południowej czy Macedonii. W Polsce hotele typu Sheraton czy kopalnia soli w Wieliczce. Sponsorem tych wszystkich mniej lub bardziej egzotycznych wyjazdów jesteśmy my, płacący składki. Na zarzuty dotyczące rozrzutności (chodziło o pół miliona zł wydanych w 2004 roku na imprezę w Sheratonie i Wieliczce) ówczesna prezes ZUS stwierdziła, że „to wydumany problem, w przeliczeniu na klienta ZUS to tylko trzy grosze"! ZUS to także – rozbudowa własnych ośrodków wypoczynkowych, zbędne ekspertyzy, kolejne etaty dla pracowników, wysokie pensje, premie, nagrody. Tymczasem po 30 latach pracy Polak dostanie głodową emeryturę, albo w ogóle nie dostanie, bo ZUS-owi zabraknie kasy na wypłatę.
To tylko niektóre z działań prowadzonych dla „naszego dobra”. Niezrozumiała rozrzutność dziwnie się komponuje w zestawieniu z brakiem pieniędzy na nasze przyszłe emerytury. ZUS to przecież największa instytucja finansowa w Polsce, budżet której zasilany jest z naszych kieszeni. Przez nią przechodzi rocznie ponad 150 miliardów złotych, czyli jest to jedna szósta naszego PKB. Koszty działalności ZUS-u w Polsce wynoszą ponad 3 procent, podczas gdy na przykład w USA 1 proc. Niestety, jest także najbardziej biurokratycznym gigantem, któremu wciąż mało i mało.
Z każdym rokiem koszty działalności rosną. W ostatnich latach o ponad 50 procent. Urzędnicy traktują ten zakład jak maszynkę do robienia pieniędzy – ciąż słyszymy o kolejnej aferze, przekrętach czy korupcji. Mało tego dochodzi nawet do sytuacji, że władze ZUS domagają się od rządu kolejnych dotacji dla zakładu w ogóle tego nie uzasadniając. Macie dać i koniec!
W ubiegłym roku wyliczono, że podatnicy płacą 3,4 mld rocznie na samo utrzymanie ZUS-u. W latach 2000-2007 zakład wydał 703 mln na zakup budynków – siedzib, rok późnej wydał 240 mln na remont. Na urządzenie – kolejne 84 mln zł. Flota zakładu to blisko 400 samochodów + 350 kierowców. Koszt – ok. 3 mln zł rocznie. Do tego ok. 50 tysięcy pracowników, którym wypłaca ok. 130 mln pensji rocznie. Tylko to kosztowało nas prawie 3 mln rocznie. Dziś te kwoty są zdecydowanie wyższe. A na dokładkę okazuje się, że ZUS ma gigantyczne zadłużenie. Jakim cudem?
Nie dziwię się więc tym Polakom, którzy wybierają opcję „szara strefa”. Nie chcą bowiem, by ich ciężko zarobione pieniądze ZUS marnotrawił na swoje potrzeby. Tak sobie teraz kalkuluję, że gdyby taki szarostrefowicz przez 30 lat pracy składał w skarpecie po 800 zł miesięcznie – tyle ile powinien płacić ZUS-owi jako przedsiębiorca, to uzbierałby niemal 300 tysięcy. Gdyby pożył jeszcze ok. 20 lat do 85 lat powiedzmy, to miesięcznie miały ok. 1200 zł emerytury. I nikt by mu nie płakał, że nie ma kto na niego zarobić, że mały przyrost naturalny, że kryzys, że składki za małe, że to, że tamto.
Dziwi mnie natomiast jedno, że rząd nic, ale to nic nie robi, by ograniczyć zachłanność ZUS-u.
Jakby na to nie patrzeć … Bareja w pełnej krasie.
swiat pedzi gdzies z wywieszonym jezykiem, ale czy w dobrym kierunku? Lepiej sprawdz. Masz przeciez swój jezyk. Bogaty smak zycia podpowie ci, dlaczego warto sie zatrzymac i spojrzec na wszystko z dystansu.