30 maja, po długiej chorobie, zmarł w Warszawie Jerzy Narbutt, poeta, prozaik, eseista, autor słów do hymnu Solidarności.
Waldemar Łysiak, pisarz, publicysta i historyk sztuki, z przekonaniem nazwał go jednym z najpiękniejszych współczesnych Polaków. Skąd to określenie?
– Dla Narbutta słowa Bóg, Honor, Ojczyzna nie były jedynie pustym dźwiękiem, śmiesznym bibelotem czy parafiańskim obciachem, lecz stanowiły ważne życiowe zobowiązanie – tłumaczy autor „Stulecia kłamców”. – Dzięki takim twórcom jak on, można było nadal czuć dumę, że się jest Polakiem, nawet wówczas, gdy różowi przerobili wyzwolenie roku 1989 na poprawność polityczną, urągającą wszelkim rodzajom patriotyzmu oraz poczucia sacrum.
Ci, którzy mieli sposobność poznać Jerzego Narbutta, podkreślają jego patriotyzm, wielkie uwrażliwienie na zło i kłamstwo, a tym samym niezgodę na komunizm.
– Sekundować takim ludziom jak Narbutt, Herbert czy Łojek i jeszcze kilku osobom tego rycerskiego pokroju to był zaszczyt i radość, tym większe im paskudniejsze były czasy i okoliczności – deklaruje Łysiak.
Stanisław Markowski, fotografik i pieśniarz, który do związkowego hymnu napisał muzykę, jest przekonany, że wbrew pozorom w postawie autora „Solidarnych”, owszem rycerskiej i romantycznej, nie było nic z donkiszoterii. Raczej trzeźwy realizm.
– Jego bezkompromisowość i niełatwy charakter sprawiały, że miał niewielu przyjaciół, tylko podobni do niego ludzie potrafili go zrozumieć. Kochał Solidarność,
tę ideę polskiej wiosny, ale na oficjalne uznanie hymnu musiał czekać… obaj czekaliśmy aż 20 lat – wspomina Markowski.
W ostatnich latach pisarz mocno już chorował. Niezwykle skromny, cichy,
za Herbertem, z którym się przyjaźnili, mówił o sobie, że jest melomanem ciszy. Unikał wyjazdów, nie przyjmował gości, sam już prawie nie opuszczał mieszkania na Wierzbnie.
– Był człowiekiem dyskretnym, dalekim od wylewności. Mimo że przez kilka ostatnich lat sprawowałem nad nim po trosze opiekę, wożąc go do lekarzy, do szpitali, na nocne dyżury, to o pewnych ważnych aspektach jego życia dowiaduję się dopiero teraz, po śmierci pisarza – mówi znany dziennikarz i krytyk Jerzy Biernacki.
Nic dziwnego, że dla osoby z przedwojennym poczuciem honoru uzależnienie od pomocy, która umożliwiała przetrwanie, musiało być dość krępujące. Ale nawet
w takiej trudnej sytuacji autor „Ucieczki z wieży Babel” przejawiał pogodę ducha
i wewnętrzny spokój.
– Zawsze chętnie się z panem Narbuttem spotykałem, bo widać było, że mocno stąpa po ziemi i ma ugruntowane poglądy, a zrozumiały krytycyzm wobec kierunku przemian po roku 1989, nie czynił go wcale zgorzkniałym – opowiada Grzegorz Iwanicki, sekretarz ZR mazowieckiej „S”. – Zresztą pomoc dla tak zasłużonego pisarza, wypchniętego na margines z powodu politycznej niepoprawności, traktowaliśmy jako rodzaj zaszczytnego obowiązku.
Markowski, który znał Narbutta od wielu lat, przypomina, że poczucie dumy ze służenia wielkiej sprawie Solidarności, nie ułatwiało życia ani samemu pisarzowi, który cierpiał na chroniczny brak pieniędzy, ani tym, którzy próbowali mu trochę pomagać.
– Wpadłem kiedyś do niego niespodziewanie w trakcie obiadu. Menu było więcej niż skromne: kromka chleba z masłem, ćwiartka pomidora, plasterek żółtego sera, szklanka herbaty – wspomina Markowski. – Jerzy nie miał też często pieniędzy na lekarstwa, ale uważał, że za napisanie związkowego hymnu żadnej zapłaty ani tantiem po prostu brać nie wypada.
Iwanicki potwierdza, że Narbuttowi bardzo zależało na przekazaniu związkowi wszelkich praw autorskich do hymnu. Nalegał, żeby dokonać tego w sposób formalnoprawny. I bardzo się ucieszył, gdy tę sprawę doprowadzono wreszcie
do końca.
– Nie ulega wątpliwości, że odszedł pisarz szczególny, outsider, o biografii dramatycznej i naznaczonej historią, który świadomie działał w imię pewnych wartości
i konsekwentnie je w swojej twórczości literackiej realizował, płacąc za to cenę zapomnienia i przemilczenia – mówi prof. Maciej Urbanowski, historyk literatury polskiej, krytyk, współzałożyciel Arcanów i juror Nagrody im. Józefa Mackiewicza.
Jerzy Narbutt, autor powieści i nowel, eseista, poeta, był umysłem niezależnym, twórcą niepokornym, rodzajem buntownika. Jego felietony, drukowane w „Ładzie”
czy „Tygodniku Solidarność”, później publikowane w formie książkowej, szły pod prąd popularnych mód intelektualnych czy literackich.
– Narbutt to wyśmienity prozaik, który nadał nowe cechy polskiej noweli.
W 1981 wydał w drugim obiegu kultową, jak to się mówi, powieść „Ostatnia twarz portretu”. W eseistyce i publicystyce, pozostając strażnikiem polskości i ładu moralnego, wojował z zamazywaczami, irenistami, pięknoduchami, czyli intelektualistami pokroju tych opisanych w słynnej książce Paula Johnsona – ocenia Jerzy Biernacki.
Piękna biografia, ciekawa wszechstronna twórczość, niestety niedoceniona. Może śmierć autora stanie się zachętą do ponownej lektury i przemyślenia jego książek, sukcesywnie publikowanych przez śląskie Wydawnictwo Unia?
– Narbutt jest w zasadzie pisarzem nieobecnym w podręcznikach historii polskiej literatury powojennej, a ze swą publicystyką z okresu III RP stał się wręcz persona non grata, bo nie dość że antykomunista, to jeszcze katolik – konkluduje prof. Urbanowski.
Choć twórczości pisarza nie udało się przebić do szerszych kręgów czytelniczych, to dla związku osoba i postawa pisarza, który gotów był wyrzec się popularności,
ale nigdy wyznawanych zasad, pozostają naprawdę ważne.
– Przesłanie wyrażone wprost w słowach naszego hymnu przenika całą twórczość Jerzego Narbutta i jest bliskie idei Solidarności, w której nurt niepodległościowo-wolnościowy łączył się zawsze z troską o godność konkretnego człowieka – mówi Jarosław Lange, przewodniczący ZR wielkopolskiej „S”. – Jeśli nawet nie było okazji wcześniej, warto właśnie w takiej chwili sięgnąć po jego książki i odrobić zaległą lekcję polskiego.
„Tygodnik Solidarność” nr 24, z 10 czerwca 2011
http://waldemar-zyszkiewicz.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=573&Itemid=33
Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.