Bez kategorii
Like

Pewna forma terapii

19/07/2011
388 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Mama Łukaszka z trudem dochodziła do siebie po wstrząsie spowodowanym spotkaniem z lemingołapem. Jej stan lekko się poprawił do momentu, gdy zobaczyła, co Hiobowscy zrobili z jej ukochaną gazetą.

0


Mama Łukaszka z trudem dochodziła do siebie po wstrząsie spowodowanym spotkaniem z lemingołapem. Jej stan lekko się poprawił do momentu, gdy zobaczyła, co Hiobowscy zrobili z jej ukochaną gazetą.
– Pocięliście "Wiodący Tytuł Prasowy" w paski??? – mamie Łukaszka gwałtownie się pogorszyło. – Barbarzyńcy! Nawet Hitler palił ksiązki w całości!!
– To na kompresy – tłumaczył tata Łukaszka.
– Widzę – warczała mama usiłując zmyć farbę drukarską z czoła. Po fazach negacji, agresji i zniechęcenia zaczęła rozmyślać nad tym, że w obecnej sytuacji można dostrzec jakieś pozytywy. Okazało się, że można i to na dodatek na tyle ciekawe, że warto się tym podzielić z innymi. Nie zwlekając, bez przygotowań udała się za pomocą komunikacji miejskiej do lokalnego oddziału "Wiodącego Tytułu Prasowego".
– Przyszłam tu bo mam problem – oświadczyła mama Łukaszka portierowi.
– To zawołam takiego redaktora, akurat pisze jakiś reportaż o patologiach – odparł portier. Mama Łukaszka chciała ostro zaprotestować, ale nie wypadało. Przecież jednak ją wpuścił!
Mama Łukaszka zasiadła w małej salce konferencyjnej. Obok, w dużej sali  konferencyjnej widać było jak do grupy siedzących tam mężczyzn wszedł jakiś facet.
– Miałem dać wywiad… – zaczął facet, ale tamci nie dali mu dokończyć. Wyzwali go od plemników drugiej kategorii, męskiego organu płciowego i nierogacizny, po czym chluśnięto mu wodą ze szklanki w oczy, przywalono krzesłem w plecy, powalono na podłogę i zaczęto kopać.
Mama Łukaszka trochę się wystraszyła. Na szczęście do jej salki akurat wszedł profesjonalnie wyglądający redaktor.
– Co tam się dzieje? – spytała wystraszona mama Łukaszka pokazując to, co się działo za oknem.
– A, to lincz medialny – machnął ręką redaktor. – Co panią do nas sprowadza?
– Zasłabłam niedawno i to poważnie – wyznała mama Łukaszka. – Nic mi nie pomagało, aż rodzina zrobiła mi kompres z pasków "Wiodącego Tytułu Prasowego".
– Widzę, ma pani jeszcze ślady farby drukarskiej na czole – rzekł redaktor.
– Tak sobie myślę – kontynuowała mama Łukaszka trąc czoło. – Że jeśli takie kompresy mi pomogły, to może wydawnictwo wypuściłoby specjalne takie produkty? Po co niszczyć dobrą gazetę.
– Nie bardzo rozumiem – powiedział redaktor patrząc na to, co działo się za szybą. W dużej sali mężczyźni pomagali wstać pobitemu, krzycząc głośno, że całe szczęście, że się wyrzeka kontaktów z tamtymi polityki, bo teraz dzięki temu jest piękny, fajny i mądry. I będą z nim rozmawiać i będą to drukować.
– Chodzi mi o to, że jestem dowodem na to jak zbawienny wpływ na organizm mają wasze słowa – sprecyzowała mama Łukaszka zaciskając nerwowo dłonie. – Ale po co męczyć się z cięciem kartek, niszczyć gazetę i obklejać się papierem? Nie lepiej zrobić od razu gotowe produkty z nadrukiem co lepszych treści?
– Jakie produkty pani ma na myśli?
– Jakieś takie, które mają bezpośredni kontakt z ciałem. Wkładki do biustonosza. Albo podpaski. Z wyborem najlepszych cytatów!
Redaktor spojrzał na mamę wystraszony, choć prawdę powiedziawszy nie wiadomo co wystraszyło go bardziej – słowa mamy czy akcja za szybą. Do dużej sali konferencyjnej wpadł bowiem jakiś facet. Spojrzał na swoich kolegów debatujących w najlepszej komitywie z niedawno pobitym i ryknął do niego:
– Dzwonił polityk opozycji, z którym był pan kiedyś w opozycji! I powiedział, że jeszcze raz mógłby z panem zawrzeć koalicję! Oszukał nas pan! Ty świnio!
– Heeej! – krzyknęli pozostali i facet znowu dostał krzesłem przez plecy, a gdy runął na wykładzinę otrzymał kolejną porcję kopniaków.
– To nie jest najlepszy pomysł – oznajmił redaktor. – Dziękuję za pani sugestię, ale to się nie sprawdzi. Pani pozwoli, że odprowadzę, mam mało czasu, pani rozumie, wszędzie kaczki dziennikarskie.
Wyszli na korytarz i mama Łukaszka ośmieliła się zapytać dlaczego jej pomysł jest zły.
– Bo żyjemy w przed-edenowej post-rzeczywistości – objaśnił redaktor. – Sytuacja zmienia się znienacka, a nawet i diametralnie! Się potrafi zmienić! Taka sytuacja! I co z taką treścią, umieszczoną na, przykładowo, podpasce? Będzie już nieaktualna, a nadal będzie sączyć się do krwi. Tu jest potrzebna duża ostrożność, my już nawet esemesów z przekazami nie używamy, tylko eresesy i tłitery…
– To sytuacja zmienia się aż tak szybko? – spytała zdumiona mama Łukaszka. W odpowiedzi redaktor zapukał do dużej sali konferencyjnej. Otworzył mu jakiś młody człowiek z rysunkiem spustu rewolwerowego na koszulce.
– Melduję, że sytuacja opanowana – poinformował młody. – Okazało się, że ten polityk opozycji żartował tylko. Nasz gość jest więc niekwestionowanym autorytetem i dowodem na to, że tamten polityk zhańbił się do pięt współpracując z kimś takim jak nasz gość.
– No i sama pani widzi – powiedział redaktor zwracając się do mamy Łukaszka. Ale mama Łukaszka nie odpowiedziała nic tylko osłupiała patrzyła wgłąb dużej sali konferencyjnej. Grupa mężczyzn chodziła po wykładzinie na czworakach.
– Zęba mi wybiliście – oznajmił nadąsanym tonem pobity siedząc za stołem. – Szukajcie teraz!
– A jaki to był ząb? – odezwał się ktoś spod blatu. – Górny czy dolny?
– Złoty!

0

Marcin B. Brixen

Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!

378 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758