Kiedyś amerykańscy kaznodzieje, aby głosić słowo Boże przemierzali prerię na koniach, a nawet mułach, narażając się przy okazji na ataki nie rozumiejących ich doniosłej misji Indian. Współcześni kaznodzieje dzięki hojności słuchaczy i wyznawców latają po świecie własnymi odrzutowcami.
Jedną z takich niezłomnych naprawiaczek świata i własnej kieszeni jest 70. letnia obecnie Amerykanka Joyce Meyer. Jej krzykliwe i prościutkie, jak budowa cepa, wystąpienia gromadzą czasami tysiące widzów, a my możemy obecnie ucieszyć oko i ucho oglądając co wieczór jej show w jednym z polskich programów tv.
Życiorys pani Meyer /dostępny szczegółowo w internecie w wersji angielskiej/ jest dość typowy dla przedstawicieli jej szeroko rozumianego fachu. Przytoczę więc go w olbrzymim skrócie. Po ukończeniu szkoły średniej wyszła za mąż, mąż okazał się łajdakiem bo namówił ją do przestępstwa finansowego. Za uzyskaną mamonę pojechali na wakację do Kaliforni ale jak zapewnia po 2 latach zdefraudowane pieniądze oddała. Ojcec dzielnie walczył w II w.ś., a po powrocie do domu wykorzystywał małą Joyce seksualnie. Będąc już po raz wtóry małżonką, Anno Domini 1976 usłyszała głos Boga i narodziła się na nowo w trakcie prowadzenia samochodu zresztą. To wszystko wiemy od samej Joyce.
I tak z laika i osoby będącej daleko od kościoła narodziła się kaznodziejka. Związała się z protestanckim German Evangelical Lutheran Synod of Missouri oraz została aktywistką Ruchu Słowa Wiary. Krok po kroku teraz już pani pastor Meyer stała się celebrytką i shawmenem. Jej wystąpienia przypominają często nauki głoszone przez różnej maści guru i są zbliżone do technik stosowanych w reklamach tv. Przede wszystkim prostota przekazu poparta gestykulacją i nachalnością oraz wyreżyserowana reakcja widowni w tle. Pani pastor naucza, że silna wiara przenosi góry. Jak będziesz gorąco wierzyć, to osiągniesz co chcesz: pieniądze zdrowie, sławę. Całość wystąpienia upstrzona wyrwanymi z kontekstu cytatami z Biblii. Trochę to trąci New Age bo to człowiek jest motorem wszystkiego.
Sama pastor Joyce chyba bardzo wierzy, ponieważ zgromadziła dzięki datkom swoich wielbicieli /a może już wyznawców?/ niebagatelny majątek. Dodajmy – bardzo niebagatelny. Składa się nań m.in. samolot wartości 10 milionów dolarów, mercedes męża za 107 tysięcy dolarów, posiadłość warta 2 miliony i domy czwórki jej dzieci za dalsze 2 miliony dolarów. Założona przez nią fundacja przynosi krociowe zyski /za Wikipedia/.
Ona sama na pytanie wkurzonych z lekka ludzi o jej luksusowy styl życia odpowiedziała, „…there’s no need for us to apologize for being blessed.” W wolnym tłumaczeniu oznacza to, że nie będzie się tłumaczyć z efektów swojego błogosławieństwa, a w jeszcze bardziej wolnym: odpi…cie się. I tak trzeba jej przyznać, że nie poszła w ślady guru Osho, który od swych zwolenników dostał tyle mercedesów czy też innych limuzyn, że codziennie mógł jeździć nowym autem. Śmieszne w tym jest to, że pani Meyr „naucza” rzy tym, zresztą słusznie, że nie można służyć 2 panom jednocześnie, tj. Bogu i mamonie.
Mówi zebranym: wstań rano, uśmiechnij się, a wszystko będzie dobrze. Będziesz bogaty i zdrowy – tylko wierz. Publiczność ryczy na te słowa głośno waw i oklaskom nie ma końca. W końcu każdy woli być bogaty i zdrowy niż chory i biedny. Przekaz trafia przede wszystkim do ludzi zagubionych w życiu i wierze oraz do tych, którzy szukają szybkich i łatwych rozwiązań.
Nie oceniam wiary pani pastor, mam też w nosie jej luksusowy tryb życia. Nie wiem też czy jest wilkiem w owczej skórze. Jednak za bytność na jej shaw nie dałbym nawet złamanego grosza. Po prostu nudne i trywialne.
Podobnych postaw nie miał jednak w nosie Kenneth Erwin Hagin, ojciec duchowy Ruchu Słowa Wiary, który widział jak niektórzy kaznodzieje zniekształcają jego idee.
„…Hagin nauczał, że Bóg nie jest uwielbiony przez ubóstwo i że kaznodzieje nie mają być biedni, lecz przed swoją śmiercią w 2003 roku, zanim pozostawił swoją szkołę Rhema Bible Training Center w rękach swego syna, Kenneth Hagin Jr., wezwał wielu swoich przyjaciół z Tulsa, aby zgromić ich za zniekształcenie jego przesłania. Nie był uszczęśliwiony tym, że niektórzy jego uczniów manipulowali Biblią, aby popierać coś, co on sam uważał za chciwość i dogadzanie sobie…/za pastor.pl/
W książce „The Midas Touch” Hagin napisał: “Gdyby samo bogactwo było znakiem duchowości to handlarze narkotyków i szefowie mafii byliby duchowymi gigantami. Materialne bogactwo może wiązać się z błogosławieństwem Bożym lub może być całkowicie od niego oderwane”.
4 komentarz