Dopiero, kiedy wśród teleturniejów pojawiła się audycja „Jak oni zdają maturę” Hiobowscy zorientowali się, że nadszedł czas egzaminów.
Dopiero, kiedy wśród teleturniejów pojawiła się audycja "Jak oni zdają maturę" Hiobowscy zorientowali się, że nadszedł czas egzaminów.
– Przecież ty masz zdawać do gimnazjum!!! – tata Łukaszka krzyknął do swojego syna.
– Egzaminów nie będzie, gimnazja zlikwidowali – oświadczył ze stoickim spokojem Łukaszek. Hiobowscy w panice rzucili się do: internetu (tata i mama), telefonu (babcia i dziadek) i toalety (siostra Łukaszka, poprawić makijaż).
– Ten szczeniak bezczelnie nas buja! – głos dziadka Łukaszka drżał z oburzenia kiedy sprawdził wśród swoich znajomych podaną przez wnuka informację. – Gimnazja będą!
– Mnie tak robili w jajo cały rok szkolny – poskarżył się Łukaszek. – Ale jedną rzecz powiedziałem wam prawdziwą: nie będzie egzaminów.
– A co będzie?
– Ma przyjechać jakaś pani i zrobić coś – wzruszył ramionami Łukaszek. I pomimo krzyżowego ognia pytań Hiobowskim nie udało się z niego wyciągnąć nic więcej.
Następnego dnia przyjechała do szkoły pewna pani z walizeczką. Rozlokowała się w gabinecie pielęgniarki wzbudzając tym samym olbrzymią ciekawość wśród uczniów.
– Ona na pewno będzie się zajmować egzaminami do gimnazjów? – chciała wiedzieć dziewczynka, która zawsze odzywała się pierwsza.
– Do gimnazjów nie ma już egzaminów. Kiedys były, ale tak żenująco niskie, że i tak wszyscy zdawali, więc w ramach oszczędności je zlikwidowano – tłumaczyła cierpliwie wychowawczyni szóstej a, młoda pani od polskiego.
– To po co ta pani?
– To jest pani walidator…
– I co ona robi?
– …nie wiem, z tego co słyszałam, ma wam robić jakieś badania… – i tu młoda pani od polskiego zrobiła przerwę, aby wpisać Grubemu Maćkowi i okularnikowi z trzeciej ławki naganę za okrzyki "ginekologiczne".
– Chciałabym was zobaczyć na badaniu ginekologicznym – oznajmiła mściwie dziewczynka.
Młoda pani od polskiego westchnęła, po czym uświadomiła dziewczynkę, że jest to możliwe. W przypadku gdy ona będzie pacjentką, a Gruby Maciek lub okularnik będą ginekologami. Uświadomiła ją też o rzędzie zarobków ginekologów.
– Czemu w tym kraju kobieta zawsze będzie miała źle? – dziewczynka zalała się łzami. – Przecież jak będę dorosła i pójdę do ginekologa i trafią na kogoś z nich… nie, nie! To niemożliwe! Chyba umarłabym ze wstydu!!
– Czy ja się dowiem co w końcu robi ta walidator? – odezwał się Łukaszek.
– Będzie mierzyć długość członka – wyrwał się okularnik.
– No to masz przesrane – rzekł mu Gruby Maciek i się pobili. Nie dostali kolejnych nagan tylko dlatego, że do klasy zajrzała pani pedagog i kazała im iść na badanie do pani walidator.
Wszyscy ustawili się karnie w szeregu pod gabinetem, a pani walidator wołała po kolei do środka. Tam nakłuwała palec i pobierała odrobinę krwi.
– I to już? – pytał rozczarowany okularnik kiedy cała klasa została już zbadana.
– Już – odparła pani walidator chowając próbki.
– I co pani z tym zrobi? – pytał Łukaszek.
– Czemu tak to cię interesuje? – chciała wiedzieć młoda pani od polskiego.
– Przecież może rozlać moją krew na miejscu zbrodni i będzie na mnie!
– Masz bujną fantazję chłopcze – odparła pani pedagog. – Oni zbadają wasze geny. Co prawda wszyscy przejdziecie do gimnazjum, ale będziecie już od razu segre… pozycjonowani. Czy jest na przykład sens wydawać kosztowne pieniądze żeby uczyć kogoś z was historii, kogoś, kto i tak potem historią nie będzie się zajmował? Bo w genach ma zapisane, że lubi nauki ścisłe. Wszystko jest w genach.
– No to ciebie w ogóle nie będą już uczyć, masz przesrane – oznajmił okularnik Grubemu Maćkowi i się pobili.
W domu nikt nie chciał Łukaszkowi uwierzyć.
– To jest świństwo tak zaglądać w geny – oznajmiła babcia Łukaszka. – A jak ktoś jest chory? Co z tajemnicą lekarską?
– Dzięki temu szybciej będą mogli go wyleczyć, bo szybciej zgłoszą go do lekarza – próbował argumentować tata Łukaszka.
– Zgłoszą, zgłoszą… A ile trzeba czekać na wizytę? – spytała gorzko babcia.
– To wszystko w celu edukacji – zapewniała gorąco mama Łukaszka. – Przecież on musi iść na studia, żeby mieć jakąś przyszłość przed sobą…
– Ile można się uczyć, do cholery! – krzyknął z rozpaczą Łukaszek.
– A co, wolisz iść do pracy? – spytał tata Łukaszka. – Bo ja cię nie będę utrzymywał w nieskończoność!
Pozostali Hiobowscy zadeklarowali, że oni też nie.
– Hm, studia, hm… – zaczął się łamać Łukaszek.
– Ja, na ten przykład, uważam, że studia są fajne – wtrąciła się siostra Łukaszka. – Wreszcie mam dobre oceny…
– Ile kosztuje dostateczny? – przerwał jej złośliwie Łukaszek i wybuchła straszna awantura. Siostra w bardzo emocjonalnym stylu dowodziła, że płatne studia nie oznaczają niskiego poziomu edukacji. I że ona naprawdę mocno poprawiła swój stan wiedzy.
– Tak? – nie dowierzał Łukaszek. – To powiedz jak się pisze: "Ruch Chorzów"?
Siostra Łukaszka zmarszczyła śliczne czółko i po dłuższej chwili odpowiedziała radośnie:
– Osobno!
I wszyscy musieli przyznać jej rację.
Był to jeden z najpiękniejszych dni w jej życiu.
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!