Dziadek Łukaszka odprowadzał wnuka ze szkoły.
– Wrr grr hrr – warczał Łukaszek. – Nie jestem przedszkolakiem, żeby mnie odprowadzać!
Dziadek Łukaszka odprowadzał wnuka ze szkoły.
– Wrr grr hrr – warczał Łukaszek. – Nie jestem przedszkolakiem, żeby mnie odprowadzać!
– Muszę. Bo rodzice tego okularnika z trzeciej ławki się na ciebie skarżyli – poinformował go dziadek. – Bo ty nie możesz wracać ze szkoły jak człowiek, tylko musisz go gonić i bić.
– W szkole też go biję.
– Ładne rzeczy!
– I nie tylko ja. Wszyscy go leją…
– Za co?
– Bo jest nędzną fiuciną! – rzucił Łukaszek, jakby to wyjaśniało wszystko. Dziadek zażądał wyjaśnień.
– Zaczyna się – wyliczał na palcach Łukaszek. – Grzebie w plecakach. Kabluje. No i się wpieprza do ławki!
– Że co? – spytał zaskoczony dziadek.
– Bo my mamy umówione gdzie kto siada w klasie. A jak wchodzimy na lekcję, to on się wpycha pierwszy i próbuje zająć co lepsze miejsce. Najczęściej moje. No i jak takiemu nie przylać?
– Nie wolno – tłumaczył mu dziadek.
– Jak to???
– On specjalnie tak robi. Prowokuje cię, rozumiesz? Potem ty go uderzysz, a on pójdzie do pani i naskarży. Nie możesz mu się dać sprowokować!
– To co mam robić?
– Nic. Ignoruj go. To go najbardziej zaboli, jeśli nie będziesz zwracał na niego uwagi.
– A jeśli będzie mnie wyzywał?
– Zignoruj go.
– A jeśli usiądzie na moim miejscu?
– Przesiądź się.
– A jeśli będzie grzebał w moim plecaku?
– Nie reaguj.
– A jeśli…
Łukaszek nie zdążył zadać pytania, bo natknęli się na środku osiedla na dziwne zgromadzenie. Jakaś pani w otoczeniu kilkunastu osób szła przez osiedle. Za nią jacyś dwaj panowie wieźli na wózku tablicę.
– A niech to! – zachłysnął się dziadek. – To ona!
– Kto? – spytał zaskoczony Łukaszek.
– Szefowa Związku Wyjechanych! Przyjechała z zagranicy! Co ona tu robi? No popatrz tylko… Wchodzi sobie na nasze osiedle jakby nigdy nic… Zaraz się tu zlecą dziennikarze, telewizje…
– Zignorujmy ją – zaproponował Łukaszek.
– Czyś ty zwariował?! – zdenerwował się dziadek. – Złu trzeba dawać odpór! Bo się rozlezie i rozpleni!
– Ale jak mówiłem o okularniku to powiedziałeś…
– To jest zupełnie co innego!
Pani stanęła na środku trawnika przy jakimś głazie i zaczęła coś mówić w obcym języku. Błysnęły flesze aparatów, nad głowami uniosła się kamera. Zaczęli się gromadzić mieszkańcy. Dziadek z Łukaszkiem też się przepchnęli.
– …bardzo proszę o niepoświęcanie tej pani uwagi – tłumaczyła jedna z przybyłych osób. – Chcielibyśmy, aby ta pani była pominięta pod względem niusowo-informacyjnym. Dlatego nie ma tu żadnego dziennikarza z Polski. Żadnego radia czy telewizji. Nikt z Polski się nie dowie, że ta pani tu była.
– To co to za aparaty fotograficzne i kamera? – spytał Łukaszek.
– To są korespondenci zagraniczni. Przyjechali razem z nią – tłumaczyła osoba.
– …ale czy wy słyszycie co ona mówi?! – pienił się z wściekłości dziadek Łukaszka. – Ona opowiada, że instaluje tą tablicę na żądanie Polaków, którzy chcą w ten sposób przeprosić Wyjechanych za to, że ich zmusiliśmy do Wyjechania! Przecież to kłamstwo!
Pani wraz z kilkoma osobami zaczęła przyklejać tablicę do głazu.
– Nie reagujmy – poprosiła osoba.
– Sam mi mówiłeś, żeby olewać prowokacje… – przypomniał Łukaszek.
– Ja to mówiłem o twoich bezsensownych przepychankach z okularnikiem! A tu chodzi o coś znacznie poważniejszego! – dziadek rzucił okiem na tablicę i zdenerwował się jeszcze bardziej. Na tablicy widniał taki napis w kilku językach:
"PAMIĘCI OSÓB, KTÓRE W CZASIE DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ ZOSTAŁY BESTIALSKO ZMUSZONE DO WYJAZDU PRZEZ MIESZKAŃCÓW TYCH BLOKÓW, KTÓRZY WYKRĘCALI RĘCE SWYM OFIAROM, SZARPALI ZA WŁOSY I STOSOWALI WOBEC NICH IRONIĘ".
– Co za bzdura, nikt w to nie uwierzy – w tłumie odnalazł się pan Sitko. – Przecież nasze bloki zbudowane dawno po wojnie…
Ale zagraniczni korespondenci fotografowali panią przewodniczącą, fotografowali tablicę i kiwali głowami z zachwytem.
– Przesuńmy się, nie reagujmy i nie zwracajmy uwagi – rzekł Łukaszek do dziadka. – A najlepiej chodźmy do domu. Sam mi mówiłeś, że ja tego okularnika…
– Ile razy mam ci powtarzać, że to zupełnie coś innego!!! – eksplodował dziadek i zaczął wnukowi wyjaśniać zawiłości polityki międzynarodowej. Pani przewodnicząca z osobami towarzyszącymi poszła sobie, tłum też zaczął się rozchodzić. Pan Sitko podszedł do tablicy i uważnie studiował napis z bliska.
– I co pan tak patrzy na te kalumnie, co?! – irytował się dziadek Łukaszka. – Mogę panu przetłumaczyć co tu pisze. "Pamięci osób…"
Ale pan Sitko przerwał mu machnięciem dłoni.
– Widział pan z czego zrobili litery? – szepnął cicho. – Przecież w skupie złomu dadzą za to fortunę!
– Przykleili to jakimś superklejem – wtrącił się Łukaszek. Dziadek spojrzał na zegarek i zorientował się, że już jest późno, więc złapał wnuka za rękę i poszli do domu. Okazało się, że wszystkie polskie media mówią już, że wszystkie zagraniczne media mówią o tablicy na osiedlu. Po paru godzinach na osiedle zjechały się telewizje krajowe. Ale tablicy już nie było. Ba, nawet głazu już nie było.
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!